Dzień dobry dziewczyny, ja znów pare dni nie byłam obecna.
W sobotę pojechaliśmy do mojej przyjaciółki do mieszkania (dopiero co je kupiła, mój mąż co nieco jej poszpachlowal itd) i zjedliśmy sobie u niej pizzę, która ja zapilam winem... efekt był taki, ze od ok 22 miałam silne bóle brzucha, wzięłam wszystkie leki jakie miałam w domu, przedawkowałam nospe 2 razy i dalej nie było efektu. O 3 w nocy obudziłam mamę, bo już nie dawałam rady i pojechałyśmy na IP. Stwierdzili, ze to atak kołki żółciowej. Niestety nie pomagały żadne zastrzyki i kroplowki, ale po kilku godzinach i tak mnie wypuścili[emoji17] teraz jest dużo lepiej, ale dalej ledwo chodzę, bo każdy krok, czy zmiana pozycji z siedzącej na stojąca itd sprawia mi ból.
Od lekarki rodzinnej dostałam skierowanie do szpitala na operacje (chociaż ogólnie zdania na temat wycinania woreczka są podzielone) i dzisiaj dzwoniłam oraz jeździłam po szpitalach. I tak: w pierwszym terminy na luty, w drugim terminów brak i zasugerowali, żebym zapłaciła[emoji85], a w trzecim po rozmowie z lekarzem dostałam termin na 27 listopad
i to wszystko w obrębie jednego miasta! Dlatego jeszcze raz powtarzam dziewczyny, ze trzeba szukać.
Niestety obawiam się, ze stracę semestr, bo nie wiem, czy dam radę pojawić się na uczelni przed operacja, a po to wiadomo, ze będę potrzebowała tydzień lub dwa na rekonwalescencję[emoji24] posypało się to wszystko[emoji24]
Poza tym u mnie chaos. Mąż wyjechał, a ja zostałam sama ze sprawa samochodu. Wczoraj siła odebraliśmy samochód na lawecie, przewieźliśmy do innego serwisu. Jutro będę kontaktować się z nasza prawniczka, bo sprawa jest już grubo przesadzona.
No i nie ma szans, żebyśmy odzyskali samochód w 2019 roku, wiec jeszcze intensywniej myślimy o kupnie czegoś nowego.
Jak się sypie to wszystko[emoji17]