my zwykle wyżerkę mamy zaraz po wypłacie, a potem to już niet, bo za szybko zaczyna ubywać (wiadomo, z kasą raczej krucho jak się ma kredyt i mieszka na wynajmowanym)
co do starań to mój już 15 cykl- to już aż. ale walczę dalej- gorzej z jajnikami, ale póki co jeszcze jakieś jajeczka produkują po clo (bez tego ani rusz- pustki)
śliczne suwaczki
żadna, która chce mieć dziecko nie jest anomalią- chyba że chce sama ze sobą
różnie się rozwija instynkt i dojrzałość. mam koleżankę, która w wieku 17 lat urodziła synka i jest świetną mamą i doskonale sobie radzi, ale mam też koleżankę która po 30 dziecię urodziła (bo wcześniej za młoda była ) ale mimo to nie ma tego "czegoś". widzi się, że ma całkiem inne podejście do dziecka- jakby to był przykry obowiązek. a znowu kuzynka mojego małża wogóle nie chce mieć dzieci, bo jak ona będzie wyglądać z takim wielkim brzuchem
teraz jest sporo po 30 i nie odpuszcza.
uda się- musi, bo inaczej po co w to wierzyć? mnie pytali przed ślubem- dlaczego się pobieramy, że pewnie w ciąży jestem. i się wszyscy zdziwili. głupie to takie- to w dzisiejszych czasach ludzie pobierają się tylko z powodu ciąży? dziwne, jakby nie zdarzała się prawdziwa miłość i z niej wynikała decyzja o ślubie. mam kilka koleżanek, które z powodu wpadki wyszły za mąż. sporo z nich już się porozwodziło. ale są też takie pary, które i tak chciały się pobrać, a przy okazji zdarzyła się wpadeczka (jedni znajomi przełożyli termin ślubu o rok szybciej, bo się tak zdarzyło)- i to jest fajne. przecież nie trzeba zaraz się pobierać jeśli człowiek nie jest pewien- można zamieszkać razem i wogóle. jeśli się kocha, to żaden papierek tego nie zmieni
a wracając do tematu (tak to ze mną jest, że dryfuję
) to bardzo mnie bolą te pytania- a kiedy dziecko? już 2 lata po ślubie i nie macie dzieci? chcecie mieć wogóle dzieci? durne pytania. przez jakis czas je znosiłam i mówiłam, że jeszcze nie teraz, że szkoła, że nie mamy własnego mieszkania. ale teraz dość wymówek- ostatnio jak takie "dobre i życzliwe" (w dodatku "dzieciate") koleżanki doradzały, żeby się wziąć do roboty, to urządziłam im sajgon- jednym słowem był kocioł i tyle. wkońcu zrozumiały- one z tych, które mają po 2-3 dzieci, każde z innym i "po jednym razie" i nie rozumieją tego. ale im wytłumaczyłam- może zbyt agresywnie, ale same się prosiły (wiedziały że się staramy i mamy problemy, a mimo to zachowywały się tak bezczelnie).
ale mam dziś słowotok
i znowu tylko o sobie