Cześć
Czy mogę się przyłączyć?
Może żeby było łatwiej opowiem trochę o sobie... A na koniec trochę wam pomarudzę;/
Wszystko zaczęło się w 2010 roku. Od pierwszej, niekoniecznie planowanej ciąży. Ale byliśmy szczęśliwi widząc 2 kreseczki na teście
I nadszedł 9 tydzień... Pęcherzyk ciążowy nie rozwija się, nic w środku nie widać... Żadnych krwawień, bóli, nic... No więc szok straszny, płacz, lament itp... Potem łyżeczkowanie... Po badaniach histopatologicznych diagnoza - zaśniad groniasty całkowity... No to świetnie - jestem jednym na 1000 przypadków. Pewnie nie wszystkie wiecie co to jest, ale nie będę się tu rozpisywać- jak coś to możecie poczytać w googlach...
Dość szybko doszłam do siebie, zarówno fizycznie, jak i psychicznie (powiedziałam sobie młoda jestem, dopiero 22 lata wiec jednym powodzeniem nie można się zrażać...).
Za niecały rok znowu ujrzałam na teście 2 kreseczki - ekscytacja była juz trochę mniejsza niż za pierwszym razem. Wizyta u lekarza, jest pęcherzyk ciążowy. Wiec czekamy na rozwój wypadków... Długo nie trzeba było czekać. Dostałam plamienia, szybko do lekarza, luteina dopochwowo i czekać co dalej bo pęcherzyk pusty i nie wiadomo. Ale plamienie nie przechodziło, wiec w końcu pojechałam na pogotowie. USG i kolejny wyrok - puste jajo płodowe. Znowu szok, płacz i pytania dlaczego to znowu na nas padło,dlaczego wszyscy wokoło nie maja problemow a nam się znowu nie udało (zresztą tak jest do dziś...).Skierowanie do szpitala na zabieg. W noc przed zabiegiem miałam potworny ból brzucha - o wiele większy niż na @. Wiec obudziłam śpiącą pielęgniarkę i poprosiłam o zastrzyk przeciwbólowy... Po tym zabiegu już troszkę gorzej było się pozbierać. Bylo to w zeszłym roku w wakacje. Ale w październiku braliśmy ślub, wiec przynajmniej było czym zajac głowę...
I od tamtej pory nic... Od kilku miesięcy starania intensywne, wyczekiwanie odpowiednich dni, a potem terminu @. I co miesiąc rozczarowanie... Zrobilam trochę badan - cytomegalia ( wyszło, ze przechodziłam, wiec calkiem możliwe ze ta druga ciąża stracona z tego powodu...), toxo - nie przechodziłam, fsh, lh - w normie. Prolaktyna raz wyszła wysoka, wiec na miesiąc bromek,a w następnym miesiącu poziom już w normie. Progesteron super - ponad normę nawet...
Mąż badał żołnieżyki - wyniki OK. Dostał Proviron, żeby je jeszcze troche "ulepszyć".
Ja, pomimo naturalnej owulacji, dostałam CLO. Pierwsze USG okoloowulacyjne - 3 piękne, duże pęcherzyki - 2,11cm, 2,20cm i 1.93 cm. Owulacji nie dało się przegapić, bo po clo baaardzo bolą mnie w tym czasie jajniki.
Pierwszy cykl - nic, przylazła @...
Wiec wykupiliśmy wczasy w Bułgarii, zeby odpocząć, nie myśleć... Oczywiście wakacje zaplanowane w trakcie moich dni płodnych. Wiec drugi cykl CLO, na wakacjach pełne odstresowanie, przytulanie z przyjemności, zero myślenia...
Ale jak tylko wróciłam do domu, to się zaczęło - udało się czy nie. Najdłuższe 2 tyg w moim życiu chyba... Cykle mam regularne - 28 dni +/- 1 dzień ( z przewagą tych na - raczej niż na +). I @ zaczęła się spóźniać ... 1 dzień, 2 dzień spóźnienia i test... negatywny. A dziś przylazła @.
Ręce mi opadły... Myślałam, że chociaż te wakacje pomogą... A tu nic, zero... Kolejny miesiąc w plecy... Mąż załamany, ja również...
Niby wszystko jest OK, a jednak nie wychodzi ehhhh... Wokoło wszyscy z dziećmi, w ciąży... Znajomi pytają kiedy my... Więc cóż mam odpowiedzieć - jak będzie to będzie...
Ale to boli... Nie wiem co dalej robić... Brakło mi już pomysłów...
W tym cyklu odpuszczam CLO, liczenie itp... Chociaż pewnie teraz tak mówię, a psychika robi swoje... Mam dopiero 24 lata a już zastanawiam się nad udaniem się do kliniki leczenia niepłodności...
Ale póki co napisałam do was... Wiem, ze w grupie raźniej...
Pozdrawiam