Madzik, nie chcę się wymądrzać, ale myślę, że u Was problem jest bardziej złożony niż brak seksu!!! Myślę, że to jest tak, że Ty nie masz ochoty dlatego, że Twój mąż zachowuje się - z tego, co piszesz - jak bubek. Przepraszam za słowo krytyki, ale skoro on twierdzi, że nie może nic zrobić w domu ani nawet zająć się własnym dzieckiem, bo jest po pracy zmęczony, to jest naprawdę niedojrzały. Nie chce mu się wleźć w Twoje buty, bo gdyby to zrobił to by wiedział, że Ty jesteś często bardziej zmęczona, bo opieka nad dzieckiem, zajmowanie się domem, wstawanie w nocy, a do tego wszystkie emocje związane z codziennością, która jest kompletnie inna niż przed pojawieniem się dziecka=chroniczne wręcz zmęczenie i niewyspanie, które zwyczajnie nie nastraja do igraszek. Jak jeszcze masz świadomość, że facet nie chce nawet tego zrozumieć, to się na niego wkurzasz i dlaczego niby miałby Cię w tej sytuacji podniecać?!
Przyznam się, że w moim małżeństwie też się różnie działo po pojawieniu się córeczki i w sumie nadal walczymy, żeby było dobrze, bo w którymś momencie doszło do tego, że non stop się żarliśmy. Oboje bardzo dużo pracujemy, często również w nocy, jesteśmy nerwusami i łatwo nam nerwy puszczają. Ale przegadaliśmy - albo w sumie nawet przekrzyczeliśmy - wiele godzin, próbując sobie nawzajem powiedzieć o co każdemu chodzi, co się nam nie podoba i co jest ważne. Nie jest łatwo przekazać to tak, żeby drugiej osoby nie urazić (szczególnie jeśli to jest facet ;-)). Ale jest to potrzebne. A najtrudniejsze chyba, a zarazem najważniejsze, to usiąść i dać każdemu czas, żeby na spokojnie powiedział jak z jego/jej perspektywy wygląda teraz wasze życie, co się zmieniło i co jest niefajne (bez oskarżania czy pretensji-rzeczowy monolog). Trudno to przyjąć, bo chyba lubimy myśleć, że jesteśmy świetni (a nikt nie jest!) i to wina tej drugiej osoby, ale to naprawdę dobrze oczyszcza atmosferę w domu i porządkuje relacje. Trzeba sobie uświadomić, że każdy z nas ma swoje za uszami i popracować nad sobą zamiast skupiać się na tym, że mąż jest taki i taki. Tak ja to widzę na podstawie własnych doświadczeń. Dlatego myślę, że u Was seks to jest tylko pretekst, a nie prawdziwy problem. Musicie chcieć gadać ze sobą-szczerze, otwarcie i raczej długo, bo jedna rozmowa rzadko chyba czyni cuda. I musicie chcieć zrozumieć siebie nawzajem. Chociaż zrozumieć faceta jest cholernie trudno (jeśli to w ogóle możliwe), nie uważacie? ;-)
Przyznam się, że w moim małżeństwie też się różnie działo po pojawieniu się córeczki i w sumie nadal walczymy, żeby było dobrze, bo w którymś momencie doszło do tego, że non stop się żarliśmy. Oboje bardzo dużo pracujemy, często również w nocy, jesteśmy nerwusami i łatwo nam nerwy puszczają. Ale przegadaliśmy - albo w sumie nawet przekrzyczeliśmy - wiele godzin, próbując sobie nawzajem powiedzieć o co każdemu chodzi, co się nam nie podoba i co jest ważne. Nie jest łatwo przekazać to tak, żeby drugiej osoby nie urazić (szczególnie jeśli to jest facet ;-)). Ale jest to potrzebne. A najtrudniejsze chyba, a zarazem najważniejsze, to usiąść i dać każdemu czas, żeby na spokojnie powiedział jak z jego/jej perspektywy wygląda teraz wasze życie, co się zmieniło i co jest niefajne (bez oskarżania czy pretensji-rzeczowy monolog). Trudno to przyjąć, bo chyba lubimy myśleć, że jesteśmy świetni (a nikt nie jest!) i to wina tej drugiej osoby, ale to naprawdę dobrze oczyszcza atmosferę w domu i porządkuje relacje. Trzeba sobie uświadomić, że każdy z nas ma swoje za uszami i popracować nad sobą zamiast skupiać się na tym, że mąż jest taki i taki. Tak ja to widzę na podstawie własnych doświadczeń. Dlatego myślę, że u Was seks to jest tylko pretekst, a nie prawdziwy problem. Musicie chcieć gadać ze sobą-szczerze, otwarcie i raczej długo, bo jedna rozmowa rzadko chyba czyni cuda. I musicie chcieć zrozumieć siebie nawzajem. Chociaż zrozumieć faceta jest cholernie trudno (jeśli to w ogóle możliwe), nie uważacie? ;-)