To prawda co pisze bojąca- mój mąż jest egoistą.Ale weź mu to powiedz! Już nieraz mu to wykrzyczałam, a on tylko sie śmiał cyniczni i mówił, że inni zawsze mu mówili, że on więcej dla innych robi niż dla siebie. Jakoś tego nie widzę. Czasami pójdzie mi na jakieś ustępstwo, ale rzadko. Czasami też jak juz mnie wkurzy na maxa i wydrę na niego paszczę a później zachowuję się jakbym miała to wszystko w dupie, to po jakimś czasie przyjdzie i przeprosi. Ale niestety częściej ja lece do niego, robię oczy "smutnego psa", przytulam się i tym sposobem doprowadzam do zgody.
Jestem za słaba, żeby trwać w konflikcie!:-( Ale teraz po tej kłótni o samochód i kolejnym grożeniu rozwodem (było to w piątek) do tej pory nie odzywam się do niego. Ani on do mnie. Wczoraj miałam załamkę, żeby zadzwonić do niego. Ale wiedziałam, że jak to zrobię, to pokażę znowu moja słabość i pokażę, że mi zależy, kiedy jemu chyba niekoniecznie skoro grozi rozwodem i nie dzwoni. No i nie zadzwoniłam.
Dziewczyny czuję to w kościach, że rozwód w moim przypadku bedzie nieunikniony. Jest jeszcze kilka rzeczy majątkowych,o które na pewno będziemy się kłócić. On będzie chciał sprzedać, a ja nie, np. mój rodzinny dom. Ja sobie nie wyobrażam, że miałabym sprzedać miejsce w którym się wychowałam, dorastałam itd. On widzi w tym zysk, więc już zaplanował, że jak moi rodzice umrą to sprzedamy moje mieszkanie. I to na pewno będzie ostrze noża, bo ja nie pozwolę.
cieżkie to życie... Nawet mi sie nie chce wracać do męża. Jeszcze dwa tygodnie bez niego, a jak pomyślę o powrocie to rzygać mi się chce... :-(