marc ja Ciebie również rozumiem. Ja i mój mąż mamy wspolne konto, wpólny kredyt i wspólne wydatki, jednak on zarabia więcej (chociaż ja też niemało), ma lepsze stanowisko, wykształcenie na równi ze mną ale w innym kierunku. Jest mega inteligentny, przystojny, wychuchany i to wykorzystuje!!! Panienki na niego lecą, więc ja jestem mega zazdrosna. Niby w przypływie miłości (raz na ruski rok i to pod wpływem alkoholu) mówi mi, że jestem tą jego jedyną i ble ble ble. Ale jak mam w to wierzyć, jak on się tak zachowuje. Traktuje mnie jak służącą! On może mieć wszystko a mi gary w kuchni wystarczą. Jak coś sobie ukradkiem kupię, to chowam w szafie głęboko, wyciągam za kilka dni i udaję, że już dawno to miałam.
Nie ufam mojemu mężowi. Nigdy nie przyłapałam go na zdradzie. Ale często łapię go na kłamstwach. Wciska mi kity jakieś, żeby oczy zamydlić, a po jakimś czasie wychodzi prawda na jaw. Albo sama tak go gadką podpuszczę, że się biedaczysko wygada. Dlatego mu nie ufam. On zna swoją wartość i w dodatku mnie oszukuje, więc jak mam ufać.
Moim zndaniem tez problem jest w nas. Jesteśmy mało pewne siebie, albo wręcz wcale niepewne siebie i swoich mozliwości. Żyjemy z kompleksami i same się pogrążamy. Czasami pojawia się we mnie taki zryw do walki o swoje! W końcu stara jeszcze nie jestem (27lat), ładna, zgrabna, dobrze ubrana i przede wszystkim inteligentna i powinnam w to wierzyć całą duszą, żeby żyć godnie i nie dawać się stłamsić mężowi. Jednak prawie zawsze o tym nie pamiętam :-( i zapewne wiele kobiet tak ma. Mała wiara w siebie i kompleksy powodują to, że boimy się przeciwstawić facetom, dojść do tego czego chcemy i iść przez życie z głową podniesioną wysoko. Powinniśmy codziennie patrząc w lustro powtarzać sobie jakie to wspaniałe jesteśmy, żeby wzmocnić tę wiarę we własne "ja". A my co?? Pozwalamy sobą pomiatać, usadzać nas w kuchni przy garach i w dodatku nie mamy za to zwyczajnego "dziękuję"
(