Przekazuje, przekazuje.... Szczerze współczuję i gratuluje najlepszej decyzji w życiu (wyprowadzki)! A także tego że teście jeszcze żyją bo ja bym chyba w nocy siekierką...ech
I powiem Ci że nie ma sensu się starać, bo i tak będzie źle. Przypomniała mi się historia jak odwiedzaliśmy z mężem (wówczas narzeczonym) siostrę jego babci na wsi. Babcia sie tam do swojej siostry przeniosła na lato, i mają taki zwyczaj że rodzina z różnych stron tam przyjeżdża latem np. na tydzień albo dwa, a że narzeczony ani ja nie dostaliśmy urlopów to zaglądaliśmy w weekendy. No to byliśmy w jeden weekend, zajmowaliśmy się rodzinnymi dzieciakami głównie, inni mieli czas na prace w gospodarstwie. Pięknie podziękowałam gospodyni (siostrze babci) za gościnę, a jak już wychodziliśmy to usłyszałam jak babcia gada do kogoś że zachowywałam się jak wielka pani, nic nie robiłam, tylko korzystałam z gościnności, nawet szklanki po sobie nie umyłam. Przykre, no ale cóż.
Przyjechaliśmy na następny weekend to juz postanowiłam że się będę bardziej starać. No to:
-jak pozmywałam po sobie to usłyszałam że wodę marnuję, bo oni ze studni mają, więc trzeba wszystko razem dużymi partiami zmywać a nie pojedynczo;
-Jak pomagałam narzeczonemu nosząc drewno do rąbania to usłyszałam że nie powinnam się za to brać bo jeszcze mnie jakaś trzaska trafi a oni mnie do szpitali wozić nie będą (byliśmy własnym autem!);
-Jak uśpiłam dwa maluchy na popołudniową drzemkę to usłyszałam że nie powinnam była ich przytulać i głaskać bo nie jestem ich matką;
-Powiedziała mi że w poprzedni weekend chłopy się wieczorami poupijali przy mnie, że powinnam była przypilnować żeby tyle nie wypili;
-Jak wieczorem przypilnowałam żeby się nie upili to usłyszałam że nie powinnam się wtrącać do nie swoich spraw.
To wszystko od babci narzeczonego Takim ludziom nie dogodzisz!!!
Następnego dnia była sobota, mieliśmy do niedzieli wieczorem być. W południe usłyszałam przez okno jak babcia krzyczy na narzeczonego że po co mnie wogóle przywoził, że się rządzę jak u siebie, że nikt mnie nie zapraszał i czego ja tam wogóle szukam, że jakiś obce dziewuchy nie wiadomo jaki im tam niepotrzebne i ma się mnie pozbyć. Nie podsłuchiwałam, ona po prostu krzyczała głośno i było na dworze słychać. Rozpłakałam się i jak narzeczony wyszedł z domu to chciałam natychmiast wracać, nie chciałam tam zostawać. On się nie zgodził wracać, to chciałam żeby mnie na dworzec zawiózł że pociągiem sama wrócę. Też się nie zgodził, poszłabym pieszo, ale to koło 15 kilometrów i nie za bardzo znałam drogę. Uciekłam z płaczem do lasu, siedziałam tam cztery godziny i cały czas płakałam. Wróciłam dopiero jak zauważyłam świeże ślady dzików.
Na noc wprosiłam się do innego domu, do dopiero co poznanej dalekiej rodziny narzeczonego, a w niedzielę wyjechaliśmy o 9 rano. Nigdy więcej tam nie pojadę dopóki nie zostanę oficjalnie zaproszona i pod warunkiem że babki tam nie będzie.
I powiem Ci że nie ma sensu się starać, bo i tak będzie źle. Przypomniała mi się historia jak odwiedzaliśmy z mężem (wówczas narzeczonym) siostrę jego babci na wsi. Babcia sie tam do swojej siostry przeniosła na lato, i mają taki zwyczaj że rodzina z różnych stron tam przyjeżdża latem np. na tydzień albo dwa, a że narzeczony ani ja nie dostaliśmy urlopów to zaglądaliśmy w weekendy. No to byliśmy w jeden weekend, zajmowaliśmy się rodzinnymi dzieciakami głównie, inni mieli czas na prace w gospodarstwie. Pięknie podziękowałam gospodyni (siostrze babci) za gościnę, a jak już wychodziliśmy to usłyszałam jak babcia gada do kogoś że zachowywałam się jak wielka pani, nic nie robiłam, tylko korzystałam z gościnności, nawet szklanki po sobie nie umyłam. Przykre, no ale cóż.
Przyjechaliśmy na następny weekend to juz postanowiłam że się będę bardziej starać. No to:
-jak pozmywałam po sobie to usłyszałam że wodę marnuję, bo oni ze studni mają, więc trzeba wszystko razem dużymi partiami zmywać a nie pojedynczo;
-Jak pomagałam narzeczonemu nosząc drewno do rąbania to usłyszałam że nie powinnam się za to brać bo jeszcze mnie jakaś trzaska trafi a oni mnie do szpitali wozić nie będą (byliśmy własnym autem!);
-Jak uśpiłam dwa maluchy na popołudniową drzemkę to usłyszałam że nie powinnam była ich przytulać i głaskać bo nie jestem ich matką;
-Powiedziała mi że w poprzedni weekend chłopy się wieczorami poupijali przy mnie, że powinnam była przypilnować żeby tyle nie wypili;
-Jak wieczorem przypilnowałam żeby się nie upili to usłyszałam że nie powinnam się wtrącać do nie swoich spraw.
To wszystko od babci narzeczonego Takim ludziom nie dogodzisz!!!
Następnego dnia była sobota, mieliśmy do niedzieli wieczorem być. W południe usłyszałam przez okno jak babcia krzyczy na narzeczonego że po co mnie wogóle przywoził, że się rządzę jak u siebie, że nikt mnie nie zapraszał i czego ja tam wogóle szukam, że jakiś obce dziewuchy nie wiadomo jaki im tam niepotrzebne i ma się mnie pozbyć. Nie podsłuchiwałam, ona po prostu krzyczała głośno i było na dworze słychać. Rozpłakałam się i jak narzeczony wyszedł z domu to chciałam natychmiast wracać, nie chciałam tam zostawać. On się nie zgodził wracać, to chciałam żeby mnie na dworzec zawiózł że pociągiem sama wrócę. Też się nie zgodził, poszłabym pieszo, ale to koło 15 kilometrów i nie za bardzo znałam drogę. Uciekłam z płaczem do lasu, siedziałam tam cztery godziny i cały czas płakałam. Wróciłam dopiero jak zauważyłam świeże ślady dzików.
Na noc wprosiłam się do innego domu, do dopiero co poznanej dalekiej rodziny narzeczonego, a w niedzielę wyjechaliśmy o 9 rano. Nigdy więcej tam nie pojadę dopóki nie zostanę oficjalnie zaproszona i pod warunkiem że babki tam nie będzie.