Elena chyba doskonale cie rozumiem. Moj maz ma 34 lata a jego mama nadal uwaza, ze tylko ona jest w stanie mu zapewnic odpowiednia opieke. ostatnio nawet zauwzylam, ze ona nie ma innych wspomnien o nim jak te z okresu dziecinstwa - reszta to nieskonczone studia, nie taka praca, nie takie zycie... jak pisalam wczesniej - ja sie nim zle zajmuje (powinnam zwrocic uwage na to co robi, co je, itd) kiedy szedl na wieczor kawalerski kazala mu dzwonic i meldowac, ze wszystko okej i mial zadzwonic jak tylko wroci (zabronilam mu, to zadzwonila na drugi dzien z wyrzutami) tak samo jest kiedy jedziemy do znajomych - dzwoni i pyta czy juz wrocilismy i najczesciej pytanie - dlaczego tak pozno?
teraz jestem w ciazy, za miesiac spodziewam sie dziecka, i oczywiscie wszystko jest nie tak... przylatuje do nas 14 sierpnia - na cale 3 tygodnie - moja mama nie chce/nie moze wiec wczesniej uznalismy, ze dobrze by byla miec kogos "w razie czego". J. poprosil mnie, zebym dala jej szanse jak przyjedzie na nasz slub. dalam - i ona ta szanse zmarnowala. myslalam, ze maz sie mnie spyta czy chce zeby jego mama byla z nami, ale nie - mamusia zadzwonila, powiedziala ze trzeba kupic bilety - i maz kupil.
pare dni temu byla ogromna awantura - powiedzialam mu, ze tej kobiety tu nie chce. ze to jak zachowala sie na czas (a przede wszystkim w dzien) naszego slubu upewnil mnie w przekonaniu, ze ona nie tyle, co mnie nie lubi, ale na pewno mnie nie toleruje. powiedzialam mu, ze swoja decyzja zmusil mnie do spedzenia czasu z osoba, ktorej zachowanie przypomina mi czasy kiedy mieszkalam z wiecznie niezadowolona matka: wszystko jest zle, nie tak jak byc powinno, a ja ogolnie sie nie nadaje do niczego - bo ona wie przeciez najlepiej.
w odpowiedzi uslyszalam, ze nie powinnam brac do serca tego co ona mowi czy robi. bo "ona tak ma od zawsze". kiedy powiedzialam, ze nie bede tolerowac takiego zachowania i jej podejscia do nas jako rodziny - uslyszalam, ze nie powinnam wymagac od niego zeby zerwal kontakt ze swoimi rodzicami... odpowiedzialam, ze nie moge tego wymagac, ale jesli uslysze od jego matki znowu, ze nie nadaje sie na zone, matke lub znowu mi powie, ze bedzie musiala mi dziecko odebrac, bo ja nie bede umiala/nie umiem sie nim zajac - bedzie ogladac wnuka tylko na zdjeciach - a on mi tego jako matce nie moze zabronic.
wiem, ze dziecko nie moze byc karta przetargowa, ale nie pozwole, zeby w przyszlosci sluchalo od babci tego co ja musze sluchac teraz. ona uwaza ze sobie nie radzimy, i nie damy rady z dzieckiem. jestesmy nie odpowiedzialni i nie przygotowani do zycia. jedyne miejsce gdzie bedzie mezowi i dziecku dobrze - jest u niej. szkoda tylko, ze w jej idealnej wizji rodziny nie ma mnie.
wiem ze tesciowa nie moze pogodzic sie z faktem, ze jej syn mieszka w Irlandii. Wiem, ze nie cierpi tego kraju i czegokolwiek co jest z nim zwiazane, ale myslalam, ze moze jak zobaczy, ze jest nam razem dobrze - pogodzi sie z tym faktem. jednak bardzo sie mylilam.
mam dosc dawania szans tej kobiecie i dosc szarpania swoich nerwow. na razie to jest moj dom, moj maz i moje dziecko i nikt nie bedzie wmawiac mi ze sie do roli zony i matki nie nadaje. jestem gotowa zadac od swojego meza zerwania kontaktow z ta kobieta. nawet pod grozba, ze zostanie kiedys sam... nie po to ucieklam od toksycznej matki, zeby teraz szarpac sie z tesciowa.
Maz mnie przeprosil, powiedzial, ze ma nerwowy okres i nie do konca mysli o tym co mowi. zrobi wszystko, zeby nam bylo dobrze. poprosil, zebym mowila mu o wszystkim co robi i mowi jego matka - i bedzie reagowac. Powiedzialam, ze temat uwazam za zakonczony, ze nie widze sensu z nim o tym wiecej rozmawiac - bo on i tak sie nie zmieni. ale bardzo bym chciala, zeby kiedys nie mial do mnie zalu jesli zastanie pusty dom.
czasem mam nawet wrazenie, ze ona na sile probuje mu udowodnic, ze ma racje - i ma nadzieje, ze nasze malzenstwo sie rozpadnie, bo jak sama powiedziala - zrobi wszystko, zeby jej syn i wnuk wrocili do domu...
nie wiem, ale chyba jestem swietnym przykladem na to ze nie zawsze mieszkanie z dala od rodzicow to jedyne wyjscie, zeby w malzenstwie dzialo sie dobrze. Jak widac nawet odleglosc 2000km - nie stanowi przeszkody na (doslownie) wpier**lanie sie w zycie doroslych juz dzieci...