reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Problem z izolacją

Ale czy nie może być tak, że ona po prostu nie chce? A jeśli nie może, to dlaczego? Bo ja nie rozumiem po co się zmuszać do czegokolwiek, kiedy ma się małe dziecko, świat stanął na głowie i dziewczyna chce się trochę zamknąć. Może jej potrzeba nieco spokoju?

Autorko, żyj po swojemu i już.
 
reklama
Ale skoro zrobił się aż taki problem to może problem tkwi w samej psychice. Ja tutaj czuje lekką depresję. Być może obowiązki rodzinne przytłoczyły Cię do takiego stopnia, że nawet nie masz o czym z ludźmi rozmawiać.
Ja też mam znajomych z którymi mój mąż ma dobre stosunki ale ja nie za bardzo mam ochotę się spotykać nimi. Ale naprawdę nie dzieje mi się krzywda jak raz na jakiś czas wyjdę z nim do nich.
 
Powiem tak,sama lubię spotykać się ze znajomymi, nie jest to jakoś często ale powiedzmy raz na dwa miesiące. Kiedyś jak dzieci były małe to też było inaczej bo moje dzieci też miały stałą rutynę ale np znam taką parę, która dziecko wychodząc ze spotkania już ubiera w piżamę bo jak zaśnie w aucie to tylko przeniosą do łóżeczka... Natomiast nie neguję tego, że ktoś tego nie lubi. Nie sądzę, że trzeba też się do tego zmuszać, szczególnie jeśli dotyczy to osób,za którymi się raczej nie przepada. Czemu ma to służyć... Jeśli mężowi zależałoby na tym, żebym uczestniczyła z nim w takich spotkaniach spróbowałabym wypracować jakiś kompromis. Jeśli jednak mąż nie i naciska a Tobie nie przeszkadza, że sam wychodzi to wilk jest syty i owca cała.
 
Ale skoro zrobił się aż taki problem to może problem tkwi w samej psychice. Ja tutaj czuje lekką depresję. Być może obowiązki rodzinne przytłoczyły Cię do takiego stopnia, że nawet nie masz o czym z ludźmi rozmawiać.
Możliwe. A może być i tak, że nie chce. Zwyczajnie i po prostu.
Ja też mam znajomych z którymi mój mąż ma dobre stosunki ale ja nie za bardzo mam ochotę się spotykać nimi. Ale naprawdę nie dzieje mi się krzywda jak raz na jakiś czas wyjdę z nim do nich.
Tobie się nie dzieje. Jej się dzieje. Mi też się dzieje, bo nie zamierzam już nigdy wychodzić do ludzi, których nie uwielbiam i za nimi nie tęsknię. Mąż idzie ze swoimi dwoma przyjaciółmi raz na jakiś czas, a gdybym miała choć raz w roku siedzieć w jednym pomieszczeniu z żoną jednego z nich, to wolałabym symulować covid. Bardzo cenię sobie swój czas, więc daję go osobom, z którymi nawet milczeć jest przyjemnie. Proste.

Nie wiem skąd to przekonanie, że trzeba wychodzić do ludzi, bo jeśli się tego nie robi, to już warto się przyjrzeć czy to nie depresja. Można wyjść do lasu, można pobiegać, można poczytać, obejrzeć serial, na który się kiedyś nie miało czasu, bo właśnie wychodziło się do tych ludzi, można rysować, malować, pisać, wyszywać, gotować nowe potrawy, uprawiać aerobik wg instrukcji na YouTube. Naprawdę jest ogrom atrakcji, które może sobie zapewnić introwertyk bez tłumaczenia się komukolwiek z tego, co chcę robić.

Dodam jeszcze. Najgorszą i najczarniejszą depresję miałam wtedy, kiedy jednej pełnej doby nie spędzałam sama. Od restauracji do baru, od baru do klubu, od domówki do grilla, od pleneru do ogródka piwnego. Niekończący się korowód znajomych, ja śmiejąca się z byle czego, a w środku wyjąca z rozpaczy i myśląca jaka metoda samobójstwa będzie najmniej bolesna, a ciało najłatwiejsze do usunięcia. Także tak, można być "towarzyskim" i mieć depresję, można też gnić w domu i czuć wewnętrzny spokój i radość.
 
Możliwe. A może być i tak, że nie chce. Zwyczajnie i po prostu.

Tobie się nie dzieje. Jej się dzieje. Mi też się dzieje, bo nie zamierzam już nigdy wychodzić do ludzi, których nie uwielbiam i za nimi nie tęsknię. Mąż idzie ze swoimi dwoma przyjaciółmi raz na jakiś czas, a gdybym miała choć raz w roku siedzieć w jednym pomieszczeniu z żoną jednego z nich, to wolałabym symulować covid. Bardzo cenię sobie swój czas, więc daję go osobom, z którymi nawet milczeć jest przyjemnie. Proste.

Nie wiem skąd to przekonanie, że trzeba wychodzić do ludzi, bo jeśli się tego nie robi, to już warto się przyjrzeć czy to nie depresja. Można wyjść do lasu, można pobiegać, można poczytać, obejrzeć serial, na który się kiedyś nie miało czasu, bo właśnie wychodziło się do tych ludzi, można rysować, malować, pisać, wyszywać, gotować nowe potrawy, uprawiać aerobik wg instrukcji na YouTube. Naprawdę jest ogrom atrakcji, które może sobie zapewnić introwertyk bez tłumaczenia się komukolwiek z tego, co chcę robić.
Ale ona nie pisała, że jej nie lubi czy nie przepada. Po prostu nie ma z nią o czym rozmawiać. Ale jak ktoś chce to temat sam się znajdzie. Oczywiście jeżeli jest to dla niej tak wielki problem to niech się z nimi nie spotyka. Ale z tego co zrozumiałam to wszystko zmieniło się po porodzie i stąd mój wniosek o depresji. Człowiek może sobie z niej nawet nie zdawać sprawy.
 
Autorka napisała, że czuję się niekomfortowo w towarzystwie tej osoby. Dla mnie to jest nawet w pewnym sensie odwaga, żeby wprost to powiedzieć i z tych spotkań świadomie zrezygnować. Często robimy coś co nam nie odpowiada dla świętego spokoju.
Ja niestety jej tego nie powiedziałam . Zwłaszcza dlatego , ze się wstydzę i nie chce zeby pomyślała , ze chce ja obrazić . Nie umiem tego inaczej nazwać … po prostu czuje się nieswojo …. Nie mam tak przy wszystkich . Gdy jestem wśród ,, swoich „ buzia mi się potrafi nie zamykać ….
 
Autorka napisała, że czuję się niekomfortowo w towarzystwie tej osoby. Dla mnie to jest nawet w pewnym sensie odwaga, żeby wprost to powiedzieć i z tych spotkań świadomie zrezygnować. Często robimy coś co nam nie odpowiada dla świętego spokoju.
Właśnie miałam też dopisać, że w moim życiu to oznaczało dojrzałość i wyznaczanie granic. Kiedyś byłam dla wszystkich dostępna i krzyczałam całą sobą o uwagę, a teraz to olewam i sama sobie tę uwagę daję. Żyje się o niebo lepiej.
 
reklama
Wiecie co innego jest czasem, a co innego często. Ja też nie widzę problemu, żeby raz na jakiś czas spotkać się z kimś, z kim nie mam wspólnych tematów, bo to np. rodzina męża. No ale dla mnie np. raz na dwa tygodnie to już często, a po drugie ja umiem gadać o byle czym, a nie każdy to potrafi...

Nigdy nie na namawia się człowieka, który lubi wychodzić z domu żeby w nim siedział, ale w drugą stronę to jakaś plaga.

I nie wmawiajacie mi depresji itp., bo znam osoby z depresją, które i tak łażą po imprezach i bawią się ze znajomymi, bo po prostu taki mają CHARAKTER.

Krzywdzące jest dla mnie stwierdzenie, że to dziwne. Dla mnie jest dziwne jak do kogoś codziennie przychodzi koleżanka na kawę. Nawet taka którą się lubi.
 
Do góry