Ja bardzo dobrze Cię rozumiem. Twój syn ma rok, to jeszcze małe dziecko, które potrzebuje wieczornego wyciszenia, spokojnej kolacji, kąpieli, bajki na dobranoc. Szanujesz komfort swojego dziecka i swój własny. Według mnie nie ma nic złego w tym, żeby mąż raz na jakiś czas poszedł z synem do swoich znajomych a ty będziesz miała czas dla siebie. Rozumiem, że na spotkaniu towarzyskim nie kręcą Cię rozmowy o dzieciach
Mam tak samo. Córka ma pół roku, wolę spotkania z moimi bezdzietnymi koleżankami, które znam od dziecka i rozmowy o wszystkim niż spotkania z bratem mojego męża i jego żona, którzy mają dwoje tylko trochę straszych dzieci i rozmowy o jedzeniu, kupach, szczepionkach, drzemkach. Dzieci i tak wspólnie się nie bawią, moja jest najmłodsza, więc ja musze cały czas uważać, żeby któreś z pozostałych jej nie rozdeptalo
No a potem sprzątanie zabawek po całym domu, sprzątanie po kawie, cieście, łącznie z odkurzaniem i myciem podlog bo dzieci jak jedzą to wszystko jest wszędzie. Zdecydowanie po takim spotkaniu potrzebujemy odpoczynku, a córka ma problemy z zaśnięciem. U nas godziny spotkania trudno zgrać, bo zawsze któreś dziecko ma drzemkę... Też słyszałam, że nie mogę się tak izolować, ale to dla mnie żadna frajda ze spotkania, bo ostatnio to nawet nie było jak porozmawiać..tu kawa, tu ciocia piciu, tu sie wylało, tam zrobiła kupę i trzeba było przebrać, a to płacze któreś bo się uderzyło.. kosmos
Moja rada, wypuszczaj męża z synem na spotkania w ciągu dnia (tak, zeby utrzymać rutyne dnia), a Ty sobie rób wtedy co Ci pasuje. Niech to będzie czas dla Ciebie. Potem możesz po nich pojechać, wejść na chwilę, zamienić kilka słów i zabrać chłopaków do domu. Znajomym możecie wytłumaczyć to tym, że właśnie Ty potrzebujesz dla siebie czasu i tak to organizujecie. No moim zdaniem mąż powinien Cię zrozumieć a teściowej nie wiem po co się zwierzałaś, bo po jej reakcji to jeszcze gotowa chodzić i opowiadać o Twoimi podejściu do kontaktów towarzyskich.