Jejuuu
Czy ten dzień (a raczej doba) się kiedyś skończy??? Najpierw P. mnie w nocy wkurzył i przez cały dzień prawie się do niego nie odzywałam, więc atmosfera nie była i nadal nie jest zbyt miła. A to dlatego, że wyjęłam ze skrzynki kartkę świąteczną od byłej mojego P., na której, oprócz świątecznych życzeń, widnieje post scriptum następującej treści: " Jak tam Dominika w ciąży? Daje Ci popalić? Dużo już przytyła?"
Chyba nie muszę już mówić, że jestem wqrwiona na maxa...
No żesz kurdzibąk, co za bździągwa! A ten mój chłop nie lepszy! Nie dość, że 5 lat już prawie z nią nie jest, to jeszcze doskonale zdaje sobie sprawę, ile ona nerwów mnie i jemu napsuła na początku naszego związku i że jakby się tylko dowiedziała, że coś miedzy nami jest "nie halo" to od razu by się wpieprzyła z butami. A że, bambus, podał jej jeszcze nasz adres i informuje ją, co się u nas dzieje, degraduje go w moich oczach w dniu dzisiejszym do pozycji wycieraczki...
Właśnie zapijam smutek Karmi i zagryzam kabanosami, a mój judaszowaty chłop obraził się (bo jak się zaczął mętnie tłumaczyć, że to ona go bombarduje sms-ami i telefonami (do czego mi się w ogóle nie przyznał, choć nie raz pytałam...), i specjalnie jej powiedział, że razem mieszkamy i że jestem w ciąży, żeby się odpierniczyłą - taaak, akurat!, to powiedziałam, żeby takie wytłumaczenie sobie wcisnął w d...) i pojechał na trening.
Chyba kolejna noc na kanapie przede mną... Ech, ciężkie to życie ciężarnej...