reklama
mam taka nadzieje bo juz brakuje mi sił na zmaganie sie z kolejnymi przeciwnosciami. a poza tym chcialam za 3 miesiace znow sprobowac zajsc w ciaze a torbiel i ewentualne leczenie spowoduja ze nic z tego nie wyjdzie:-(
LauraOna
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 5 Styczeń 2009
- Postów
- 173
Witam
Może któraś z Was miała podobny problem i coś mi podpowie. Jestem po zabiegu usunięcia martwej ciąży ( w marcu 2009) i od tego czasu mam plamienia ok. 10 dni przed miesiączką.Miałam robione USG, badania hormonów i WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU.Rozmawiałam z 3 lekarzami i nie umieli tego wyleczyć. Podobno niektóre kobiety "tak mają".
Czy któraś z Was miała takie problemy po zabiegu i jak lekarze to u Was leczyli?I czy wyleczyli?Czy mogę mieć przez to problem aby ponownie próbować zostać mamą?Szczerze mówiąc stach mam tak duży, że boję się spróbować.
Pozdrawiam
Może któraś z Was miała podobny problem i coś mi podpowie. Jestem po zabiegu usunięcia martwej ciąży ( w marcu 2009) i od tego czasu mam plamienia ok. 10 dni przed miesiączką.Miałam robione USG, badania hormonów i WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU.Rozmawiałam z 3 lekarzami i nie umieli tego wyleczyć. Podobno niektóre kobiety "tak mają".
Czy któraś z Was miała takie problemy po zabiegu i jak lekarze to u Was leczyli?I czy wyleczyli?Czy mogę mieć przez to problem aby ponownie próbować zostać mamą?Szczerze mówiąc stach mam tak duży, że boję się spróbować.
Pozdrawiam
LauraOna witaj -dla Twojego Aniołka zapalam (*)... jedyne plamienia jakie miałam przed @ świadczyły o niskim poziomie progesteronu w organizmie, ale skoro Twoje wyniki hormonów (a więc i progesteronu robione w 21-23 dc) są dobre to nie mam pomysłu... może to faktycznie tak bywa?
Co do strachu -jest on zawsze -z każdym dniem i nie ma znaczenia czy jest on słuszny czy nie -po prostu jest w nas... jedyne co możemy zrobić to zamknąć go w najgłębszym zakamarku serca i wierzyć że cud macierzyństwa jest nam pisany, walczyć o małe stópki i rączki... wierzyć...
Co do strachu -jest on zawsze -z każdym dniem i nie ma znaczenia czy jest on słuszny czy nie -po prostu jest w nas... jedyne co możemy zrobić to zamknąć go w najgłębszym zakamarku serca i wierzyć że cud macierzyństwa jest nam pisany, walczyć o małe stópki i rączki... wierzyć...
:-(
w 2006 roku zaszlam w ciaze...12tydz. zaczal bolec mnie brzuch,pojechalam do szpitala,mialam lezec...lezalam..w nocy mialam skurcze...moje pierwsze malenstwo stracilam na ubikacji w szpitalu...przyczyna;samoistne poronienie..potem pustka,zal i rozpacz.... w 2007 roku 2 ciaza;szczescie i ogromny niepokoj czy sie uda...niestety,w 8 tygodniu zaczelam plamic...na usg w szpitalu okazalo sie ze moje malenstwo nie zyje od 2 tygodni..szok!!!!przeciez mialo byc dobrze... w tym roku w maju dowiedzialam sie o kolejnej ciazy...tym razem bylam tak przerazona zeby nie stracic dziecka ze prawie nic nie robilam tylko odpoczywalam...no i udalo sie,minely najgorsze dla mnie 3 miesiace i teraz moglam sie tylko cieszyc...usg mialam dosyc pozno bo w 18 tygodniu i dowiedzialam sie ze to ciaza blizniacza...plakalam ze szczescia i myslalm ze los wynagrodzil mi poprzednie dwie straty.... wszystko bylo w porzadku moje kruszynki rozwijaly sie prawidlowo...wiedzielismy z mezem ze sa to bliznieta jednojajowe wiec nasza radosc byla nie do opisania...dwa takie same skarbusie... 20.09.2009...23tydz. w nocy strasznie bolal mnie brzuch...mialam skurcze a wszpitalu okazalo sie ze jest rozwarcie,probowali to zatrzymac ale okazalo sie ze mam wewnatrzmaciczna infekcje ktora oddzialowuje niekorzystnie na dzieci... 22.09.2009.....odeszly mi wody i juz nic nie dalo sie zrobic....porod sie zaczal...urodzilam dwie sliczne dziewczynki...moje ukochane aniolki...zyly kilka minut...widzialam te malenkie istotki...przutulalm moje upragnione dzieci ale one juz nie zyly... do dzis nie moge sobie z tym poradzic...to tak boli ze moje coreczki zamiast wlozyc do lozeczek wkladalismy do trumny.... czym zawinilam ze tak okrutnie cierpie...dlaczego ja.... gdyby nie maz niewiem co by ze mna bylo...wspiera,kocha i poprostu jest...czy bede wkoncu patrzec jak moje dziecko rosnie,bawi sie.... niewiem czy mi sie uda...boje sie probowac,choc tak bardzo chce...
widze ze jest na tym forum kilka dziewczyn ktore po poronieniach maja zdrowe dzieci...ostatnia ciaza tez miala sie dla mnie skonczyc szczesliwym rozwiazaniem...los zdecydowal inaczej...ile jeszcze wytrzyma moja psychika by moc wkoncu przytulic moje upragnione malenstwo...
w 2006 roku zaszlam w ciaze...12tydz. zaczal bolec mnie brzuch,pojechalam do szpitala,mialam lezec...lezalam..w nocy mialam skurcze...moje pierwsze malenstwo stracilam na ubikacji w szpitalu...przyczyna;samoistne poronienie..potem pustka,zal i rozpacz.... w 2007 roku 2 ciaza;szczescie i ogromny niepokoj czy sie uda...niestety,w 8 tygodniu zaczelam plamic...na usg w szpitalu okazalo sie ze moje malenstwo nie zyje od 2 tygodni..szok!!!!przeciez mialo byc dobrze... w tym roku w maju dowiedzialam sie o kolejnej ciazy...tym razem bylam tak przerazona zeby nie stracic dziecka ze prawie nic nie robilam tylko odpoczywalam...no i udalo sie,minely najgorsze dla mnie 3 miesiace i teraz moglam sie tylko cieszyc...usg mialam dosyc pozno bo w 18 tygodniu i dowiedzialam sie ze to ciaza blizniacza...plakalam ze szczescia i myslalm ze los wynagrodzil mi poprzednie dwie straty.... wszystko bylo w porzadku moje kruszynki rozwijaly sie prawidlowo...wiedzielismy z mezem ze sa to bliznieta jednojajowe wiec nasza radosc byla nie do opisania...dwa takie same skarbusie... 20.09.2009...23tydz. w nocy strasznie bolal mnie brzuch...mialam skurcze a wszpitalu okazalo sie ze jest rozwarcie,probowali to zatrzymac ale okazalo sie ze mam wewnatrzmaciczna infekcje ktora oddzialowuje niekorzystnie na dzieci... 22.09.2009.....odeszly mi wody i juz nic nie dalo sie zrobic....porod sie zaczal...urodzilam dwie sliczne dziewczynki...moje ukochane aniolki...zyly kilka minut...widzialam te malenkie istotki...przutulalm moje upragnione dzieci ale one juz nie zyly... do dzis nie moge sobie z tym poradzic...to tak boli ze moje coreczki zamiast wlozyc do lozeczek wkladalismy do trumny.... czym zawinilam ze tak okrutnie cierpie...dlaczego ja.... gdyby nie maz niewiem co by ze mna bylo...wspiera,kocha i poprostu jest...czy bede wkoncu patrzec jak moje dziecko rosnie,bawi sie.... niewiem czy mi sie uda...boje sie probowac,choc tak bardzo chce...
widze ze jest na tym forum kilka dziewczyn ktore po poronieniach maja zdrowe dzieci...ostatnia ciaza tez miala sie dla mnie skonczyc szczesliwym rozwiazaniem...los zdecydowal inaczej...ile jeszcze wytrzyma moja psychika by moc wkoncu przytulic moje upragnione malenstwo...
I
Iwonka25
Gość
:-(
w 2006 roku zaszlam w ciaze...12tydz. zaczal bolec mnie brzuch,pojechalam do szpitala,mialam lezec...lezalam..w nocy mialam skurcze...moje pierwsze malenstwo stracilam na ubikacji w szpitalu...przyczyna;samoistne poronienie..potem pustka,zal i rozpacz.... w 2007 roku 2 ciaza;szczescie i ogromny niepokoj czy sie uda...niestety,w 8 tygodniu zaczelam plamic...na usg w szpitalu okazalo sie ze moje malenstwo nie zyje od 2 tygodni..szok!!!!przeciez mialo byc dobrze... w tym roku w maju dowiedzialam sie o kolejnej ciazy...tym razem bylam tak przerazona zeby nie stracic dziecka ze prawie nic nie robilam tylko odpoczywalam...no i udalo sie,minely najgorsze dla mnie 3 miesiace i teraz moglam sie tylko cieszyc...usg mialam dosyc pozno bo w 18 tygodniu i dowiedzialam sie ze to ciaza blizniacza...plakalam ze szczescia i myslalm ze los wynagrodzil mi poprzednie dwie straty.... wszystko bylo w porzadku moje kruszynki rozwijaly sie prawidlowo...wiedzielismy z mezem ze sa to bliznieta jednojajowe wiec nasza radosc byla nie do opisania...dwa takie same skarbusie... 20.09.2009...23tydz. w nocy strasznie bolal mnie brzuch...mialam skurcze a wszpitalu okazalo sie ze jest rozwarcie,probowali to zatrzymac ale okazalo sie ze mam wewnatrzmaciczna infekcje ktora oddzialowuje niekorzystnie na dzieci... 22.09.2009.....odeszly mi wody i juz nic nie dalo sie zrobic....porod sie zaczal...urodzilam dwie sliczne dziewczynki...moje ukochane aniolki...zyly kilka minut...widzialam te malenkie istotki...przutulalm moje upragnione dzieci ale one juz nie zyly... do dzis nie moge sobie z tym poradzic...to tak boli ze moje coreczki zamiast wlozyc do lozeczek wkladalismy do trumny.... czym zawinilam ze tak okrutnie cierpie...dlaczego ja.... gdyby nie maz niewiem co by ze mna bylo...wspiera,kocha i poprostu jest...czy bede wkoncu patrzec jak moje dziecko rosnie,bawi sie.... niewiem czy mi sie uda...boje sie probowac,choc tak bardzo chce...
widze ze jest na tym forum kilka dziewczyn ktore po poronieniach maja zdrowe dzieci...ostatnia ciaza tez miala sie dla mnie skonczyc szczesliwym rozwiazaniem...los zdecydowal inaczej...ile jeszcze wytrzyma moja psychika by moc wkoncu przytulic moje upragnione malenstwo...
Z całego serca jest mi bardzo bardzo przykro :-( Zapalam światełka dla Twoich Aniołków
[*]
[*]
[*]
[*]
Czytając wzruszyłam się, musi Tobie być bardzo ciężko, jednak pamiętaj, że musisz być silna, nie załamuj się, wiem że łatwo powiedzieć....Zobaczysz, będziesz jeszcze miała śliczne maleństwa, czego bardzo Ci życzę. Ja również straciłam dziecko, w 9 tc. Staram się być silna. Wierzę, że się uda.
reklama
LauraOna
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 5 Styczeń 2009
- Postów
- 173
To bardzo smutna historia.Rozumiem jak jest Pani ciężko ale proszę dać sobie czas na żal.Okres żałoby trzeba przeżyć każdy na swój sposób i tak długo jak potrzebuje.Ważne,że jest obok Pani ktoś, kto kocha i wspiera.Wiele kobiet nie ma takiego wsparcia. Pani ma i to jest bardzo dużo. Nie da się nikogo pocieszyć w takiej chwili i dlatego rozpacz i żal to nic złego a nawet taki stan może oczyścić z negatywnych emocji.To przejdzie.................zresztą musi,bo przecież będzie się Pani starać o kolejne dziecko prawda?Lęk na pewno będzie ale my kobiety potrafimy go przezwyciężyć, gdy bardzo pragniemy dziecka.
Gdybym była Pani przyjaciółką to na pewno mocno bym przytuliła.Tylko tyle można zrobić. Więc przytulam Panią i mocno trzymam kciuki aby żal i lęk szybko minęły.
Proszę się trzymać i nie poddawać.
Gdybym była Pani przyjaciółką to na pewno mocno bym przytuliła.Tylko tyle można zrobić. Więc przytulam Panią i mocno trzymam kciuki aby żal i lęk szybko minęły.
Proszę się trzymać i nie poddawać.
Podziel się: