Zgadzam się, że lekarze stawiają diagnozę z metra, bo tak najłatwiej. U Stasia też niby skaza białkowa na 100%, dieta, kąpanie w oilatum itp. Byłam u nawiedzonej lekarki i przepisała mi takie kosmetyki i maści, za które zapłaciłam 200 zł.
Zresztą już o tym pisałam. Jak wysypka mu zeszła, zaczęłam sama próbować. Kosmetyki poszły w odstawkę, zaczęłam wszystko po kolei wprowadzać (to jeszcze na cycku było) i stwierdziłam, że jak dostanie znowu wysypki, to przecież od tego nie umrze;-) Tak mi zresztą radziły położne, żeby próbować. Bo ta lekarka postawiła diagnozę, że on już będzie alergikiem do końca życia i to jest tylko kwestia czasu, kiedy rozwiną się uczulenia na inne rzeczy. A to dlatego, ze ja jestem alergiczką i jeszcze mnie opieprzyła dlaczego ja od początku nie postępuje z nim jak z dzieckiem alergicznym.
Głupia przemądrzała baba, zmieszała mnie z błotem i jeszcze musiałam za to zapłacić 100zł
Ale więcej już nic się nie stało. Teraz tez Staś je wszystko i nie ma śladu po "skazie". Zawsze uważam, że najlepiej skonsultować z innym lekarzem, bo niektórzy każdy przypadek podciągają pod swoją specjalizację.
Nati - a na podstawie czego stwierdzono wam tę alergię? Czy tak na zapas?
Vega - Staś też miał coś podobnego jak piszesz na wardze, ale jemu to zeszło samo po kilku dniach. Mi się wydawało wtedy, że to jest od przygryzania warg. Było to bardzo intensywnie zaczerwienione i jakby popękane naczynka.
A jeżeli chodzi o resztę...Musimy to przetrwać. Ja podobnie - rano nie mogę zwlec się z łóżka, a potem już czekam do wieczora, żeby Staś poszedł spać. Tylko że wtedy i tak nie mam już siły i jak usiądę to zasypiam w fotelu.
Ja w sumie też jestem jakby sama. Mojego męża cały dzień nie ma, nie żeby nie był skory do pomocy, wszystko chętnie robi, ale często jak wraca to ja już kładę małego spać. Jedynie w weekendy trochę mnie wyręczy, ale wtedy ja nadrabiam zaległe sprawy, bo dorywczo też pracuję w domu i tylko wtedy mam na to czas.
Czas mi tak leci, że właśnie sobie uświadomiłam, że za chwilę święta. A dopiero co były!
Mogę co prawda wydać Stasia do rodziny, ale w sumie niespecjalnie mi się to uśmiecha. Bo po części nie odpowiada mi zachowanie babć, a po części cała ta operacja pakowania, zawożenia, tłumaczenia wszystkiego, żeby za 2-3 dni zabierać go z powrotem jeszcze bardziej mnie irytuje.
W sumie najlepiej to jeszcze lubię wychodzić na spacery, wtedy odpoczywam, bo nie muszę pilnować. Staś nie protestuje na siedzenie w wózku. Niezależnie od pogody gdzieś łażę. A jak nie po dworze, to chociaż po sklepach. Zabieram mu tylko jedzenie i tak sobie krążę po osiedlu albo jadę do centrum i chodzę po galeriach:-)