reklama
aniaj151
Fanka BB :)
Nati GRATULACJE:-):-):-)
Nosisz w sobie kolejne życie to jest powód do radości. Strasznie Ci zazdroszczę. Mi brakuje mojego dużego brzuszka.
Historie Camel też bym chętnie przeczytała
Nosisz w sobie kolejne życie to jest powód do radości. Strasznie Ci zazdroszczę. Mi brakuje mojego dużego brzuszka.
Historie Camel też bym chętnie przeczytała
BlackWizard
Fanka BB :)
Nati ja tak samo zareagowałam, mimo że o drugie dziecko się staraliśmy i je planowaliśmy. Więc raczej wszystko z Tobą w porządku, po prostu musisz się oswoić z tą myślą i wszystko poukładać sobie w głowie ;-)
No to może ja wam sama opowiem bardziej szczegółowo, bo chyba rzeczywiście gdzieś tam coś wspominałam...
Od urodzenia zaczynać nie będę, ale najważniejsze fakty;-) Kluczowym elementem całej historii jest to, że zawsze byłam strasznie zakompleksiona. Sama nie wiem dlaczego, wychowałam się w normalnym domu, bez większych trosk, chyba po prostu ten typ tak ma. Zawsze byłam bardzo ambitna i wymagająca względem siebie. Bardzo szybko przerodziło się to głównie w obesesję na punkcie wyglądu. Już w liceum zadręczałam się, tym, że jestem rzekomo gruba, choć pewnie nie było aż tak dramatycznie;-) Ale wtedy jeszcze żyłam w miarę normalnie, choć często wyłam w poduszkę i zamęczałam bliskich moimi wydumanymi problemami. Dramat zaczął się jak poznałam mojego obecnego męża, to było na pierwszym roku studiów. Wtedy zaczęłam się odchudzać. Nie będę tu pisać pamiętnika anorektyczki, same pewnie się orientujecie z jakichś programów, czy gazet, jak to wygląda. Głodziłam się 2 lata i tak naprawdę zamknęłam się we własnym świecie ćwiczeń, diety, miary i wagi. Dopiero po ślubie mąż postawił mi ultimatum, że muszę coś ze sobą zrobić i wtedy zacząłam się leczyć. Mój przypadek nie był szczególnie ciężki, ale jednak było to koszmar, pewnie w większym stopniu dla mojej rodziny niż dla mnie. Niby z tego wyszłam, ale z tego chyba nie wychodzi się tak naprawdę nigdy, choć najgorsze mam za sobą.
Możecie się domyślać jak do tego miała się ciąża, która = przytycie i zakaz dietowania. Ponadto miałam inne plany. Marzyła mi się praca naukowa, a poza tym nie uśmiechała mi się odpowiedzialność za dziecko. Chciałam też najpierw wrócić do równowagi psychicznej, a potem może mysleć o dzieciach. Bałam się, że stracę figurę, że moje życie stanie na głowie, a ja znienawidzę za to swoje dziecko.
Wiadomość o ciąży poraziła mnie. Dziś uważam, że to był podstęp mojego mężulka, bo on od dawna naciskał mnie na dzidzię;-) Jakaś impreza, wino, chwila zapomnienia i jest Stasiu:-) Niemniej całą ciążę przepłakałam. Chyba nie znam osoby, która tak bardzo nie chciała dziecka jak ja. Mimo wszystko dbałam o siebie, ale tylko z egoizmu, by nie narobić sobie większych klopotów. Nie będę pisać szczegółów, bo mi wstyd za to co myślałam, mówiłam...Nie kupiłam absolutnie nic dla małego, chodziłam jak w transie. Gdyby babcie o wszystko nie zadbały, nie miałabym nawet łóżeczka. Wtedy nie myśłałam o tym, że wyrządzam krzywdę mężowi i naszym rodzicom, którzy od dawna czekali na maluszka.
Tak naprawdę dopiero kiedy urodziłam, poczułam, że klamka zapadła. To nie było tak jak na filmach, że nagle uczucia macierzyńskie mnie zalały. Ale kiedy zostałam sama w szpitalu dotarlo do mnie, że nie ma ucieczki, że muszę być silna i stanąć na wysokości zadania. Że chcę czy nie chcę, jestem mamą i muszę być odpowiedzialna.
Z czasem wszystko zaczęło się zmieniać. Moja rodzina twierdzi, że mnie nie poznaje, bo tak się nie zachowują kobiety, które dziecka nie chcą;-)
Teraz, jak już wspominałam, też zdarza mi się zastanawiać co by było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Gdybym nie zaszła w tę ciążę, co bym robiła, czy rzeczywiście byłabym szczęśliwsza, czy zrobiłabym coś pożytecznego z tą wolnością. I robiąc taki bilans zysków i strat, dochodzę do wniosku, że dobrze się stało. Chyba taki zimny prysznic i lekcja pokory były mi potrzebne. Bo wcześniej bylam straszną egoistką, a teraz nie mogę myśleć tylko o sobie.
Mimo to pozostałam sobą i to jest plus tej wpadki. Bo uważam, że obok troski o dziecko, trzeba też nadal robić coś dla siebie i dla swojego małżeństwa. Bo dzieci wyfruną z domu, a my zostaniemy razem do końca życia. Dlatego nigdy nie rozumiałam kobiet, które uważają, że dzieciom trzeba wszystko poświęcić; kobiet, dla ktorych macierzyństwo kojarzy się tylko z oddaniem, rezygnacją, poświęceniem. Sądzę, że tak nie musi i nie powinno być, bo dzieci nigdy nam tego długu nie spłacą. Dopiero mając swoje własne dzieci. Dlatego uważam, że obok całej radości macierzyństwa, nadal trzeba myśleć też o sobie, bo w końcu zadowolona i spełniona mama ma szczęśliwe dziecko:-)
Od urodzenia zaczynać nie będę, ale najważniejsze fakty;-) Kluczowym elementem całej historii jest to, że zawsze byłam strasznie zakompleksiona. Sama nie wiem dlaczego, wychowałam się w normalnym domu, bez większych trosk, chyba po prostu ten typ tak ma. Zawsze byłam bardzo ambitna i wymagająca względem siebie. Bardzo szybko przerodziło się to głównie w obesesję na punkcie wyglądu. Już w liceum zadręczałam się, tym, że jestem rzekomo gruba, choć pewnie nie było aż tak dramatycznie;-) Ale wtedy jeszcze żyłam w miarę normalnie, choć często wyłam w poduszkę i zamęczałam bliskich moimi wydumanymi problemami. Dramat zaczął się jak poznałam mojego obecnego męża, to było na pierwszym roku studiów. Wtedy zaczęłam się odchudzać. Nie będę tu pisać pamiętnika anorektyczki, same pewnie się orientujecie z jakichś programów, czy gazet, jak to wygląda. Głodziłam się 2 lata i tak naprawdę zamknęłam się we własnym świecie ćwiczeń, diety, miary i wagi. Dopiero po ślubie mąż postawił mi ultimatum, że muszę coś ze sobą zrobić i wtedy zacząłam się leczyć. Mój przypadek nie był szczególnie ciężki, ale jednak było to koszmar, pewnie w większym stopniu dla mojej rodziny niż dla mnie. Niby z tego wyszłam, ale z tego chyba nie wychodzi się tak naprawdę nigdy, choć najgorsze mam za sobą.
Możecie się domyślać jak do tego miała się ciąża, która = przytycie i zakaz dietowania. Ponadto miałam inne plany. Marzyła mi się praca naukowa, a poza tym nie uśmiechała mi się odpowiedzialność za dziecko. Chciałam też najpierw wrócić do równowagi psychicznej, a potem może mysleć o dzieciach. Bałam się, że stracę figurę, że moje życie stanie na głowie, a ja znienawidzę za to swoje dziecko.
Wiadomość o ciąży poraziła mnie. Dziś uważam, że to był podstęp mojego mężulka, bo on od dawna naciskał mnie na dzidzię;-) Jakaś impreza, wino, chwila zapomnienia i jest Stasiu:-) Niemniej całą ciążę przepłakałam. Chyba nie znam osoby, która tak bardzo nie chciała dziecka jak ja. Mimo wszystko dbałam o siebie, ale tylko z egoizmu, by nie narobić sobie większych klopotów. Nie będę pisać szczegółów, bo mi wstyd za to co myślałam, mówiłam...Nie kupiłam absolutnie nic dla małego, chodziłam jak w transie. Gdyby babcie o wszystko nie zadbały, nie miałabym nawet łóżeczka. Wtedy nie myśłałam o tym, że wyrządzam krzywdę mężowi i naszym rodzicom, którzy od dawna czekali na maluszka.
Tak naprawdę dopiero kiedy urodziłam, poczułam, że klamka zapadła. To nie było tak jak na filmach, że nagle uczucia macierzyńskie mnie zalały. Ale kiedy zostałam sama w szpitalu dotarlo do mnie, że nie ma ucieczki, że muszę być silna i stanąć na wysokości zadania. Że chcę czy nie chcę, jestem mamą i muszę być odpowiedzialna.
Z czasem wszystko zaczęło się zmieniać. Moja rodzina twierdzi, że mnie nie poznaje, bo tak się nie zachowują kobiety, które dziecka nie chcą;-)
Teraz, jak już wspominałam, też zdarza mi się zastanawiać co by było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Gdybym nie zaszła w tę ciążę, co bym robiła, czy rzeczywiście byłabym szczęśliwsza, czy zrobiłabym coś pożytecznego z tą wolnością. I robiąc taki bilans zysków i strat, dochodzę do wniosku, że dobrze się stało. Chyba taki zimny prysznic i lekcja pokory były mi potrzebne. Bo wcześniej bylam straszną egoistką, a teraz nie mogę myśleć tylko o sobie.
Mimo to pozostałam sobą i to jest plus tej wpadki. Bo uważam, że obok troski o dziecko, trzeba też nadal robić coś dla siebie i dla swojego małżeństwa. Bo dzieci wyfruną z domu, a my zostaniemy razem do końca życia. Dlatego nigdy nie rozumiałam kobiet, które uważają, że dzieciom trzeba wszystko poświęcić; kobiet, dla ktorych macierzyństwo kojarzy się tylko z oddaniem, rezygnacją, poświęceniem. Sądzę, że tak nie musi i nie powinno być, bo dzieci nigdy nam tego długu nie spłacą. Dopiero mając swoje własne dzieci. Dlatego uważam, że obok całej radości macierzyństwa, nadal trzeba myśleć też o sobie, bo w końcu zadowolona i spełniona mama ma szczęśliwe dziecko:-)
Ostatnia edycja:
mamajakty - ja mam dokładnie tę samą sytuację. Też broniłam się w ciąży, co prawda jeszcze bez brzucha, bo w czerwcu i też nigdzie nie pracowałam. I teraz mam wrażenie, że utknęłam w domu. Z jednej strony chciałabym pracować, mieć jakiś kontakt z ludźmi, wyrwać się trochę z tych pieluch. Ale z drugiej strony żal mi zostawiać Stasia, skoro tak naprawdę nie mam noża na gardle. Mam co prawda obie niepracujące babcie, więc nie ma problemu, ale nie chcę, żeby mi go rozbabrały, bo obie są kompletnie ześwirowane na jego punkcie.
A ty masz jakieś plany? Bo ja chciałabym, o ile oczywiście się uda, w przyszłym roku rozejrzeć się za pracą, a potem, może za 2-3 lata pomyśleć o drugim dziecku. W końcu nie po to się uczyłam, żeby siedzieć w domu i gotować obiadki...
A wracając do moich zwierzeń - jestem ciekawa czy się po mnie spodziewałyście takiej mrocznej przeszłości;-)
A ty masz jakieś plany? Bo ja chciałabym, o ile oczywiście się uda, w przyszłym roku rozejrzeć się za pracą, a potem, może za 2-3 lata pomyśleć o drugim dziecku. W końcu nie po to się uczyłam, żeby siedzieć w domu i gotować obiadki...
A wracając do moich zwierzeń - jestem ciekawa czy się po mnie spodziewałyście takiej mrocznej przeszłości;-)
Ostatnia edycja:
mamjakty
styczniówka 2009
Camel - no ja nie spodziewałam się w życiu bym nie pomyślała, że aż tak nie chciałaś mieć dziecka - po Twoich wpisach raczej wynikało zupełnie co innego ;-) wyobrażałam sobie zakochaną i rozsądną mamuśkę - bo nie zaprzeczę, że podobają mi się pod tym względem Twoje wypowiedzi
ja również całe życie zakompleksiona byłam i też w liceum w trzeciej klasie ześwirowałam kompletnie na punkcie swojego wyglądu - byłam zawsze pulchna, zaczęłam się odchudzać i doszłam do momentu, że byłam strasznie chuda - może nie popadłam w anoreksję ale sądzę, że byłam na dobrej drodze do tego.... na studiach trochę przystopowałam, a jak wyszłam za mąż to już w ogóle przestałam dbać o to co jem, potem ciąża i efekt taki, że jestem w punkcie wyjścia
masakra. znów muszę się wziąć za siebie - a u mnie z mobilizacją, wytrwałością i systematycznością strasznie lipnie jest :-( ja to w ogóle do wszystkiego mam słomiany zapał.. leń ze mnie straszny a do tego nie potrafię niczego sama załatwić bo się wstydzę - porażka. nie wiem czemu taka jestem - mój brat jest zupełnie inny....
co do moich planów to wiem, że powinnam iść do pracy ale kompletnie nie wiem, co chciałabym robić... :-( studiowałam ekonomię, gospodarowanie nieruchomościami - ale jakoś nie widzę się w tym... chcielibyśmy z mężem otworzyć coś swojego ale też nie mamy konkretnego pomysłu..
a w ogóle to ja w tym momencie nie czuję się żoną, matką.... mieszkamy z moimi rodzicami i dziadkami - mamy swój kąt ale nie mamy takiej prywatności - nie czuję, że we trójkę tworzymy rodzinę.... budujemy dom, ale nie mam pojęcia kiedy się przeprowadzimy.... w chwili obecnej to ja nie jestem szczęśliwa, dni mijają jak szalone, ja siedzę w domu, w którym nawet obiadu mężowi nie mogę sama zrobić...
ech, życie...
ja również całe życie zakompleksiona byłam i też w liceum w trzeciej klasie ześwirowałam kompletnie na punkcie swojego wyglądu - byłam zawsze pulchna, zaczęłam się odchudzać i doszłam do momentu, że byłam strasznie chuda - może nie popadłam w anoreksję ale sądzę, że byłam na dobrej drodze do tego.... na studiach trochę przystopowałam, a jak wyszłam za mąż to już w ogóle przestałam dbać o to co jem, potem ciąża i efekt taki, że jestem w punkcie wyjścia
masakra. znów muszę się wziąć za siebie - a u mnie z mobilizacją, wytrwałością i systematycznością strasznie lipnie jest :-( ja to w ogóle do wszystkiego mam słomiany zapał.. leń ze mnie straszny a do tego nie potrafię niczego sama załatwić bo się wstydzę - porażka. nie wiem czemu taka jestem - mój brat jest zupełnie inny....
co do moich planów to wiem, że powinnam iść do pracy ale kompletnie nie wiem, co chciałabym robić... :-( studiowałam ekonomię, gospodarowanie nieruchomościami - ale jakoś nie widzę się w tym... chcielibyśmy z mężem otworzyć coś swojego ale też nie mamy konkretnego pomysłu..
a w ogóle to ja w tym momencie nie czuję się żoną, matką.... mieszkamy z moimi rodzicami i dziadkami - mamy swój kąt ale nie mamy takiej prywatności - nie czuję, że we trójkę tworzymy rodzinę.... budujemy dom, ale nie mam pojęcia kiedy się przeprowadzimy.... w chwili obecnej to ja nie jestem szczęśliwa, dni mijają jak szalone, ja siedzę w domu, w którym nawet obiadu mężowi nie mogę sama zrobić...
ech, życie...
Widzę, że jesteśmy bardzo podobne Ja też jestem z gatunku takich co to chciałaby i boi się... A tu trzeba wziąć się w garść i zostać kowalem swojego losu. Łatwo mówić, sama dobrze wiem, bo jest wiele rzeczy, które chciałabym zrobić, a nie mam odwagi.
W kwestii tego rozsądku...Wydaje mi się, że to jest właśnie efekt całej tej sytuacji i jej plus. Myślę, że inny ma się stosunek, kiedy marzy się o dziecku i wyczekuje się go jako nadrzędnego celu w życiu. Oczywiście rozumiem to, ale wydaje mi się, że właśnie wtedy przychodzą irracjonalne obawy, zmartwienia czy wszystko jest w porządku itd., tak w ciąży, jak i kiedy dziecko już jest na świecie. A mi właśnie to, że nie za bardzo tego wszystkiego chciałam, dało taki luz. Nie chcę żebyście mnie źle zrozumiały. Bo nie o to chodzi, że mi było obojętne, czy mały będzie zdrowy i że teraz o niego nie dbam. Tylko stwierdziłam, że co ma być to będzie i podobnie teraz. Nie drżę w obliczu kataru, braku apetytu czy innych takich pierdołów, które po prostu są nieodłączną częścią niemowlęctwa i trzeba je przeżyć. Biorę to na zimno, zresztą generalnie jestem opanowaną i trzeźwo myslącą osobą.
A swoją drogą dziękuję Bogu, że wszystko jest w porządku. Że nie miałam żadnych komplikacji, że normalnie urodziłam, że Staś jest zdrowym, grzecznym i wesołym chłopcem. Bo tak w głębi duszy bardzo się obawiałam, że za to wszystko co nagadałam i narobiłam, spotka mnie jakaś kara. Ale widać dostałam drugą szansę, żeby wszystko przemyśleć i czegoś się nauczyć i staram się ją jak najlepiej wykorzystać.
Trudno pisać o takich rzeczach, kiedy wydaje się, że wszystkie mamy są idealne i zakochane w swoich dzieciach od dnia poczęcia. Ale myślę, że nie jestem jedyną osobą, która ma takie doświadczenia i może moje opowieści podniosą kogoś na duchu. Bo jeżeli ja mogłam się zmienić, to naprawdę może każdy:-)
W kwestii tego rozsądku...Wydaje mi się, że to jest właśnie efekt całej tej sytuacji i jej plus. Myślę, że inny ma się stosunek, kiedy marzy się o dziecku i wyczekuje się go jako nadrzędnego celu w życiu. Oczywiście rozumiem to, ale wydaje mi się, że właśnie wtedy przychodzą irracjonalne obawy, zmartwienia czy wszystko jest w porządku itd., tak w ciąży, jak i kiedy dziecko już jest na świecie. A mi właśnie to, że nie za bardzo tego wszystkiego chciałam, dało taki luz. Nie chcę żebyście mnie źle zrozumiały. Bo nie o to chodzi, że mi było obojętne, czy mały będzie zdrowy i że teraz o niego nie dbam. Tylko stwierdziłam, że co ma być to będzie i podobnie teraz. Nie drżę w obliczu kataru, braku apetytu czy innych takich pierdołów, które po prostu są nieodłączną częścią niemowlęctwa i trzeba je przeżyć. Biorę to na zimno, zresztą generalnie jestem opanowaną i trzeźwo myslącą osobą.
A swoją drogą dziękuję Bogu, że wszystko jest w porządku. Że nie miałam żadnych komplikacji, że normalnie urodziłam, że Staś jest zdrowym, grzecznym i wesołym chłopcem. Bo tak w głębi duszy bardzo się obawiałam, że za to wszystko co nagadałam i narobiłam, spotka mnie jakaś kara. Ale widać dostałam drugą szansę, żeby wszystko przemyśleć i czegoś się nauczyć i staram się ją jak najlepiej wykorzystać.
Trudno pisać o takich rzeczach, kiedy wydaje się, że wszystkie mamy są idealne i zakochane w swoich dzieciach od dnia poczęcia. Ale myślę, że nie jestem jedyną osobą, która ma takie doświadczenia i może moje opowieści podniosą kogoś na duchu. Bo jeżeli ja mogłam się zmienić, to naprawdę może każdy:-)
klaudusiaNK
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 3 Styczeń 2008
- Postów
- 2 477
Dziewczyny dołączam się do grona co chciałyby ale boją się ;-) Ja zaszłam w ciąże pod koniec drugiego roku studiów i akurat mi wszystkie dolegliwości trafiły jak miałam sesję A tak naprawdę to gdyby nie mój mąż to bym nigdy w życiu nie poszła na studia bo też byłam zakompleksiona i nie wierzyłam we własne siły. A w tym roku będę pisać pracę inżynierską
A kiedyś się zapierałam, że nie chcę mieć dzieci...
Ja odkąd skończyłam liceum to pracuje a po skończeniu szkoły będę szukała pracy w swoim kierunku bo wiem, że to chcę robić w życiu :-) Wiem, że jestem dziwna (wiele osób mi to powtarza ) bo studiuje męski zawód ale mnie to interesuje. Pomimo tylu problemów jakie robili mi wykładowcy jestem teraz na czwartym roku.
Aaa no i najważniejsze! ;-) Mój Wiktor zaczął raczkować!!! Takie ślicznymi malusimi raczkami się przemieszczał aż się popłakałam jak go zobaczyłam Przeraczkował pół pokoju
A kiedyś się zapierałam, że nie chcę mieć dzieci...
Ja odkąd skończyłam liceum to pracuje a po skończeniu szkoły będę szukała pracy w swoim kierunku bo wiem, że to chcę robić w życiu :-) Wiem, że jestem dziwna (wiele osób mi to powtarza ) bo studiuje męski zawód ale mnie to interesuje. Pomimo tylu problemów jakie robili mi wykładowcy jestem teraz na czwartym roku.
Aaa no i najważniejsze! ;-) Mój Wiktor zaczął raczkować!!! Takie ślicznymi malusimi raczkami się przemieszczał aż się popłakałam jak go zobaczyłam Przeraczkował pół pokoju
aniaj151
Fanka BB :)
To ja zupełnie odwrotnie. Zawsze wiedziałam że dla mnie najważniejsza będzie rodzina. Dziecko było moim marzeniem. Gdyby nie to że chciałam skończyć studia i troszkę popracować to już wcześniej bym męża moliła o dzidziusia. Ale na szczęście mój mąż mnie troszkę stopował i przedstawiał realia (kasa, wykończenie mieszkania itp.)I tak w sumie dzięki niemu studia skończyła, popracowałam w zawodzie a teraz mam ślicznego synusia.
Podziwiam Cię Camel!, chociaż ja nie mogę sobie nawet wyobrazić co czułaś!Dla mnie ciąża to cudowny stan i już tęsknię za moim brzuszkiem
klaudusiaNK GRATULACJE Mój Szkrab to już tak zapitala na raczkach że go dogonić czasem nie mogę (szczególnie do szuflad)
Podziwiam Cię Camel!, chociaż ja nie mogę sobie nawet wyobrazić co czułaś!Dla mnie ciąża to cudowny stan i już tęsknię za moim brzuszkiem
klaudusiaNK GRATULACJE Mój Szkrab to już tak zapitala na raczkach że go dogonić czasem nie mogę (szczególnie do szuflad)
reklama
VegaVega
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Wrzesień 2008
- Postów
- 274
camel żadna z nas tutaj nie jest idealna!!! wiem,że obawiałaś się zlinczowania za swoje wyznania na forum dla mam piszących o swoich pociechach.
Ja zaszłam w ciążę w wieku 20 lat (urodziłam jak miałam 21) zaszłam z pełną premedytacją i świadomością.Mam taki charakter ,że jak coś chcę mieć to teraz,zaraz ,natychmiast i po "trupach".
Mam wyrzuty bo nie byłam chyba dobrą matką.Zaraz poszłam do pracy i praca stała się moim życiem.(w między czasie nauka).Była najważniejsza.Mieszkałam z mamą więc było mi wygodnie.Był moment kiedy mój syn mówił na mnie babciu a na moją mamę mamo.
Nie mieliśmy niczego.Więc musieliśmy się dorabiać sami.
Było tak,że jak on jeszcze spał ja wychodziłam a kiedy wracałam on już spał.Z męzem też nie najlepiej mi się wtedy układało brak kasy,nie u siebie.
W między czasie potrafiłam zostawić dziecko pod opieką babci i taty i trzy razy z rzędu jechałam za ocean na 5 m-c pracować SAMA.( jak mały miał 6,7,8, lat)
Kiedy Domin miał 3 lata zaszłam w ciązę.Byłam taka nieszczęsliwa.Nie chciałam tego dziecka.Skakałam ,żeby poronić.Modliłam się o to.Ja wtedy nie chciałam mieć już więcej dzieci.!!!!!!
I poszłam do lekarza okazało się,że ciąża martwa ( cieszyłam się) .
Kiedy mój syn miał 7 lat zapragnęłam dziecka ale wtedy do zeszłego roku nie było to takie proste w między czasie miałam 2 poronienia.
Pomyślałam,że to kara za tamte myśli.Ostatnio jak byłam w szpitalu płakałam tak bardzo,że do dziś to pamiętam.I cały czas ta świadomośc ,że to moja wina bo tak wtedy myślałam.
Kiedy zaszłam w ciązę z Bartusiem nie spojrzałam na monitor USG do 8 m-c bałam się że coś się może stać.Dopiero wtedy poprosiłam lekarza o zdjęcie które wygrzebał z archiwum i mi wydrukował.
Bałam się,że znowusz zostanę ukarana.
Dzisiaj chcę być inną matką,lepszą.Nie chcę iść do pracy.nie chcę zostawiać moich dzieci.Chcę być na każde ich zawołanie.chcę czekać z obiadem jak wrócą ze szkoły.Chcę mieć dla nich czas,chcę żeby mieli mamę,która nie musi zaprzątać sobie głowy innymi sprawami.
chcę naprawić i wynagrodzić swojemu starszemu synkowi swoje błędy z jego dzieciństwa.
Tych wyrzutów sumienia chyba nigdy się nie wyzbędę.
Ja zaszłam w ciążę w wieku 20 lat (urodziłam jak miałam 21) zaszłam z pełną premedytacją i świadomością.Mam taki charakter ,że jak coś chcę mieć to teraz,zaraz ,natychmiast i po "trupach".
Mam wyrzuty bo nie byłam chyba dobrą matką.Zaraz poszłam do pracy i praca stała się moim życiem.(w między czasie nauka).Była najważniejsza.Mieszkałam z mamą więc było mi wygodnie.Był moment kiedy mój syn mówił na mnie babciu a na moją mamę mamo.
Nie mieliśmy niczego.Więc musieliśmy się dorabiać sami.
Było tak,że jak on jeszcze spał ja wychodziłam a kiedy wracałam on już spał.Z męzem też nie najlepiej mi się wtedy układało brak kasy,nie u siebie.
W między czasie potrafiłam zostawić dziecko pod opieką babci i taty i trzy razy z rzędu jechałam za ocean na 5 m-c pracować SAMA.( jak mały miał 6,7,8, lat)
Kiedy Domin miał 3 lata zaszłam w ciązę.Byłam taka nieszczęsliwa.Nie chciałam tego dziecka.Skakałam ,żeby poronić.Modliłam się o to.Ja wtedy nie chciałam mieć już więcej dzieci.!!!!!!
I poszłam do lekarza okazało się,że ciąża martwa ( cieszyłam się) .
Kiedy mój syn miał 7 lat zapragnęłam dziecka ale wtedy do zeszłego roku nie było to takie proste w między czasie miałam 2 poronienia.
Pomyślałam,że to kara za tamte myśli.Ostatnio jak byłam w szpitalu płakałam tak bardzo,że do dziś to pamiętam.I cały czas ta świadomośc ,że to moja wina bo tak wtedy myślałam.
Kiedy zaszłam w ciązę z Bartusiem nie spojrzałam na monitor USG do 8 m-c bałam się że coś się może stać.Dopiero wtedy poprosiłam lekarza o zdjęcie które wygrzebał z archiwum i mi wydrukował.
Bałam się,że znowusz zostanę ukarana.
Dzisiaj chcę być inną matką,lepszą.Nie chcę iść do pracy.nie chcę zostawiać moich dzieci.Chcę być na każde ich zawołanie.chcę czekać z obiadem jak wrócą ze szkoły.Chcę mieć dla nich czas,chcę żeby mieli mamę,która nie musi zaprzątać sobie głowy innymi sprawami.
chcę naprawić i wynagrodzić swojemu starszemu synkowi swoje błędy z jego dzieciństwa.
Tych wyrzutów sumienia chyba nigdy się nie wyzbędę.
Podziel się: