Joaszka
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 7 Listopad 2009
- Postów
- 2 544
hej.
Znam statystyki, znam mamy po poronieniu. Oczywiście irracjonalna myśl - poronienia się przydażają ale innym. Nie mi...
Dwójka zdrowych dzieci i 3 ciąża. Druga wystarana, po 3 inseminacjach, teraz 3 cykl i jest. Za szybko i za łatwo poszło ...
24.10 wizyta i jest - nasze dziecko. Serduszko bije. Ale...
z usg 5+6 a z om 7 tc
Gin i ja sceptycznie podchodzimy do wersji o przesuniętej owulacji bo nawet jeśli to nie było współżycia. Wiem kiedy była implantacja.
Szukam na różnych grupach ale oczywiście każdy uspokaja - na pewno przesunięta owu, różnice się zdarzają, zmień lekarza bo +/_ 2 tyg.to norma...
Tylko wcześniej 2 ciąże zgodne co do dnia...Znam swój cykl, organizm
od kiedy miesiączkuje cykle co 27/28 dni. Może ze 2 po 26 i 29. Nigdy więcej. No ale ciągle gdzieś głupia nadzieja...
Już te kreski na teście wydały mi się za blade w stosunku do tych w poprzednich ciążach (7 dni po terminie @) No ale...Testy tani, robione po południu...Takie samoszukiwanie
2.11 miało być powtórne usg.
28.10 miałam zaczynać pracę po macierzyńskim...Rano plamienie.
Wizyta u gina i niestety...Brak akcji serca...
wczoraj zabieg. Najpierw jednak tabletki chociaż chciałam od razu zabieg ale lekarz mówil że tak lepiej, mniejsze ryzyko powikłań...Sam zabieg i tabletki całkiem oki ..Krwawienie jak moje miesiączki (mam bardzo obfite), bólu zero (tego fizycznego).
Najgorsze minuty to wejście do sali zabiegowej...Zimno, ostre światło a po środku stół jak do jakichś tortur (tak mi się skojarzyl). Podanie leku i odlot...
Budzę się już na sali po zabiegowej i czuję pustkę...Wczoraj jeszcze w ciąży dziś już nie...
za ścianą na świat przychodzi kolejny dzidziuś (prywatna klinika położnicza nastawiona raczej na porody różowych bobasów, ale robią też zabiegi ginekologiczne na nfz, w tym łyżeczkowanie)
Najtrudniejsza decyzja - co potem...
Badania genetyczne? raczej bez sensu. Na 99% wada genetyczna losowa zarodka...
Pogrzeb? Jestem niewierząca...Poza tym nie wyobrażam sobie chodzić na grób i przypominac za każdym razem...
W odpady medyczne? Przecież to moje dziecko...
Nie wiem czy dobrze zrobiłam ale zaznaczyłam opcję że nie chcę odbierać ze szpitala...
za 4 tygodnie kontrola i jak będzie oki zielone światło do starań...
Z jednej strony chciałoby się jak najszybciej z drugiej ogromny strach...
te starania takie na luzie, bez presji, na zasadzie uda się to się uda...
Ryzykować w moim wieku? Ryzyko wad spore...A jak sytuacja się powtórzy?
Jestem szczęściara bo mam dwójkę dzieci. Patrzę na moja 15 miesięczna córkę i mi trochę lżej...
Trudno mi sobie wyobrazić jak bym przeżyła to nie mając dzieci...
Znałam wcześniej koleżanki które poronily. Teraz dowiaduje się o kolejnych...Nic nigdy nie mówiły.
Ja czuję potrzebę. Przecież nie zrobiłam nic złego...To nie moja wina...
A może? Może powinnam jednak odstawić od piersi? Może to wina nerwów (Trochę ich było ostatnio), może to "kara" za to że krzyczałam na córki?
Znam statystyki, znam mamy po poronieniu. Oczywiście irracjonalna myśl - poronienia się przydażają ale innym. Nie mi...
Dwójka zdrowych dzieci i 3 ciąża. Druga wystarana, po 3 inseminacjach, teraz 3 cykl i jest. Za szybko i za łatwo poszło ...
24.10 wizyta i jest - nasze dziecko. Serduszko bije. Ale...
z usg 5+6 a z om 7 tc
Gin i ja sceptycznie podchodzimy do wersji o przesuniętej owulacji bo nawet jeśli to nie było współżycia. Wiem kiedy była implantacja.
Szukam na różnych grupach ale oczywiście każdy uspokaja - na pewno przesunięta owu, różnice się zdarzają, zmień lekarza bo +/_ 2 tyg.to norma...
Tylko wcześniej 2 ciąże zgodne co do dnia...Znam swój cykl, organizm
od kiedy miesiączkuje cykle co 27/28 dni. Może ze 2 po 26 i 29. Nigdy więcej. No ale ciągle gdzieś głupia nadzieja...
Już te kreski na teście wydały mi się za blade w stosunku do tych w poprzednich ciążach (7 dni po terminie @) No ale...Testy tani, robione po południu...Takie samoszukiwanie
2.11 miało być powtórne usg.
28.10 miałam zaczynać pracę po macierzyńskim...Rano plamienie.
Wizyta u gina i niestety...Brak akcji serca...
wczoraj zabieg. Najpierw jednak tabletki chociaż chciałam od razu zabieg ale lekarz mówil że tak lepiej, mniejsze ryzyko powikłań...Sam zabieg i tabletki całkiem oki ..Krwawienie jak moje miesiączki (mam bardzo obfite), bólu zero (tego fizycznego).
Najgorsze minuty to wejście do sali zabiegowej...Zimno, ostre światło a po środku stół jak do jakichś tortur (tak mi się skojarzyl). Podanie leku i odlot...
Budzę się już na sali po zabiegowej i czuję pustkę...Wczoraj jeszcze w ciąży dziś już nie...
za ścianą na świat przychodzi kolejny dzidziuś (prywatna klinika położnicza nastawiona raczej na porody różowych bobasów, ale robią też zabiegi ginekologiczne na nfz, w tym łyżeczkowanie)
Najtrudniejsza decyzja - co potem...
Badania genetyczne? raczej bez sensu. Na 99% wada genetyczna losowa zarodka...
Pogrzeb? Jestem niewierząca...Poza tym nie wyobrażam sobie chodzić na grób i przypominac za każdym razem...
W odpady medyczne? Przecież to moje dziecko...
Nie wiem czy dobrze zrobiłam ale zaznaczyłam opcję że nie chcę odbierać ze szpitala...
za 4 tygodnie kontrola i jak będzie oki zielone światło do starań...
Z jednej strony chciałoby się jak najszybciej z drugiej ogromny strach...
te starania takie na luzie, bez presji, na zasadzie uda się to się uda...
Ryzykować w moim wieku? Ryzyko wad spore...A jak sytuacja się powtórzy?
Jestem szczęściara bo mam dwójkę dzieci. Patrzę na moja 15 miesięczna córkę i mi trochę lżej...
Trudno mi sobie wyobrazić jak bym przeżyła to nie mając dzieci...
Znałam wcześniej koleżanki które poronily. Teraz dowiaduje się o kolejnych...Nic nigdy nie mówiły.
Ja czuję potrzebę. Przecież nie zrobiłam nic złego...To nie moja wina...
A może? Może powinnam jednak odstawić od piersi? Może to wina nerwów (Trochę ich było ostatnio), może to "kara" za to że krzyczałam na córki?