Witajcie! Długo zastanawiałam się czy napisać. Czytam forum od przeszło 2 lat, przez ten czas kibicowałam wielu z Was, przeżywałam wzloty i upadki. Postanowiłam się odezwać z nadzieją, że moja historia doda komuś otuchy. Jestem po 3 poronieniach, wszystkie miały miejsce w 2016 roku. W lutym poronienie w 9+6 ciąża zatrzymała się w 7+0, w lipcu, 10+0/6+1 i w grudniu 6+4/5+0. Po ostatniej stracie załamałam się, nie chciałam słyszeć o kolejnej ciąży, nastąpiło u mnie wyparcie chęci zostania mamą, uparcie powtarzałam, że tego nie chce i chyba sama w to uwierzyłam w związku z czym nie diagnozowałam się, wcześniej też nikt nie zlecił mi żadnych dodatkowych badań. Sytuacja zmieniła się w tym roku, poraz kolejny moja tarczyca o sobie przypomniała i zanikł mi okres. Pojawiłam się w gabinecie u mojej Pani doktor po długiej absencji (nie widziałyśmy się od pierwszego poronienia). Okazało się, że dodatkowo mam torbiele na obu jajnika g. Usłyszałam też, że mam zacząć starania bo niedługo może być za późno. Dostałam duphaston i miałam go stosować przez kolejne 3 miesiące od 16 dnia cyklu przez 10 dni. Dodatkowo brałam Prenatal Uno, koenzym q10, witaminę D3, acard 150, Feminovit +DHA. Mąż zażywał profilaktycznie Fertil Man i multiwitaminę dla mężczyzn. W pierwszym cyklu starań, który rozpoczął się w czerwcu zaszłam w ciążę. Przez kilka tygodni brałam Duphaston, Acard (nadal) oraz witaminy prenatal. Dziś mamy 21+4, synek rozwija się rewelacyjnie, rośnie nam mały pulpecik bo dziś ważył już 787 gram, ciąża nudna i bezproblemowa, jakiej każdej starającej się życzę. Mam cichą nadzieję, że moja historia doda trochę nadziei, którzy już zwątpili