Dziewczynki, u nas góry i doliny. Nie mam za bardzo weny pisać...
Tydzień zaczął się koszmarnie, Gajula złapała gronkowca, było ciężko, trzeba było respiratora, żeby jakoś ją wyprowadzić z bezdechów, na razie niby znów cpap, antybiotyki nadal są, czwartkowe toczenie krwi było chyba najgorszym do tej pory, bo u nas podają dzieciaczkom najpierw lek rozszerzający naczynia krwionośne i jak nigdy Gajusia po min strasznie wymiotowała (ponoc to normalne, ale nigdy wcześniej nic jej po tym nie było), nie muszę chyba pisać jak się czułam patrząc jak biedula się męczyła, zmieniały jej 2x wszystkie pościele w inkubatorze, ale i tak większość czasu w tym leżała, przez bite 2 godziny ją męczyło jak małego narkomana na głodzie... ona wymiotowała a ja przy niej płakałam z bezsilności... straszny widok...
Dziś na szczęście lepiej, pytanie tylko do kiedy...
U Igusi na razie powolutku do przodu, ale wczoraj też miała ostatnią dawkę sterydu na płucka, lekarze mówią, że raczej na pewno po odstawieniu będą znów przez jakiś czas problemy.
Całkiem wypadłam z obiegu i kompletnie nie wiem co się u Was dzieje, mam nadzieję, że świeże ciężaróweczki mają się dobrze i staraczek coraz mniej :* Wielki buziak dla wszystkich!