Coś dla @olaa90 .Opiszę Ci moją historię.To myślę dowód na to,że nie można się załamywać tylko trzeba walczyć, chociaż czasami brakuje sił i chęci.Pierwszą ciążę straciłam w 2012 r. dokładnie 1 listopada.Ja już wtedy to bardzo przeżyłam, ale miałam nadzieję,że kolejna ciąża będzie tą udaną.Jak się myliłam niestety Wtedy też ujawniło się u mnie hashimoto co też nie wpływało pozytywnie na mój nastrój i samopoczucie fizyczne.Do tego mój mąż tego nie rozumiał.Nie rozumiał tej straty,moich uczuć.Ile ja wtedy wylałam łez,ile było wojen oto aby on choć trochę to zrozumiał.Później kolejne cztery straty.Wtedy już płakaliśmy oboje.
W między czasie szukaliśmy też innych możliwości.Tak bardzo pragnęliśmy dziecka,że nawet zgłosiliśmy się do stacji tvn, który organizował ludzi (pary) takie jak my do nowego projektu o in vitro (niestety ten projekt padł zanim się zaczął). Później pomyśleliśmy,że skoro nie dane jest mieć dziecka biologicznego to jest tyle porzuconych dzieci to my pomożemy i dziecko pomoże nam.Niestety pani psycholog stwierdziła,że we mnie jest za dużo pokładów miłości (dosłownie tak brzmiała jej opinia o mnie) i nie dadzą nam dziecka.Chociaż my jasno i wyraźnie im mówiliśmy,że chcemy dziecko z w miarę ustabilizowaną sytuacją prawną abyśmy mogli je adoptować (byliśmy wtedy niecałe 3 lata po ślubie a żeby zacząć kurs adopcyjny musieliśmy być co najmniej 3 lata małżeństwem). Opinia ta była dla mnie druzgocąca, ja wtedy nie płakałam ja wtedy przewyłam kilka dni. No cóż trzeba się było jakoś z tego otrząsnąć.Gdy już nam minęły te trzy lata małżeństwa zgłosiliśmy się do ośrodka adopcyjnego, gdzie mieliśmy czekać na rozpoczęcie kursu.W między czasie zaczęłam czytać o adopcji ze wskazaniem.Zaczęłam szukać na pewnym forum kobiety,która nie może zatrzymać dziecka a nas mogłaby uszczęśliwić.I po w sumie niedługim czasie znalazłam.Mieliśmy adoptować dziewczynkę.Kupiliśmy już wyprawkę, byliśmy codziennie w kontakcie z mamą biologiczną.Czekaliśmy w napięciu na telefon,że możemy pojechać po Małą.I nagle w dzień jej narodzin telefon od ojca Małej,że się jednak rozmyślili.Wiesz jak wtedy się czułam? Tak jakby ktoś wyrwał mi serce.Już tak realnie mogłam być mamą realnego dziecka i zostało mi ono odebrane.Do dzisiaj to bardzo boli choć jest ze mną Klara.
Po czwartym poronieniu byłam na skróconym macierzyńskim bo nie miałam ani ochoty ani siły wracać do pracy. Wtedy jeździliśmy z mężem często na wycieczki motocyklowe i wtedy też mieliśmy wypadek, którego skutki ja odczuwam do dnia dzisiejszego.Mimo tego, po tym jak się jako tako pozbierałam fizycznie postanowiliśmy się dalej starać o nasze upragnione dziecko i właśnie trafiliśmy do doktora Milewicza.Znaleźliśmy go dzięki pomocy pewnej dziewczyny, za co będę jej dozgonnie wdzięczna, U niego niestety też poroniłam jeden raz w 2014 r.,poroniłam w dniu moich urodzin. Miałam już tego wszystkiego dość i nie chciało mi się żyć. Chciałam rozwodu bo myślałam,że tak będzie mi łatwiej ( bez męża i bez dzieci). Mąż wtedy namówił mnie jeszcze na zakup psa mojej wymarzonej rasy.I pies zastąpił w jakiś sposób dziecko. Poświęcaliśmy jej dużo czasu i uwagi .Poznaliśmy nowych przyjaciół bo niestety starzy nie udźwignęli ciężaru naszych przeżyć.I tak w ciągu roku dojrzewaliśmy do decyzji,że jednak jeszcze raz spróbujemy. I tak 14 marca 2015 r, zrobiłam test,który był pozytywny a 7 listopada 2015 r. urodziła się Klara nasze oczko w głowie.Podsumowując nie poddawaj się.Możesz teraz odczuwać pustkę i strach,ale znajdź w sobie siłę do dalszej walki bo wygrać taką walkę to wspaniałe uczucie I tego Ci życzę .
@Destino i nie oszukuj,że jesteś stara i brzydka.Pamiętaj,że ja Cię widziałam na żywo
W między czasie szukaliśmy też innych możliwości.Tak bardzo pragnęliśmy dziecka,że nawet zgłosiliśmy się do stacji tvn, który organizował ludzi (pary) takie jak my do nowego projektu o in vitro (niestety ten projekt padł zanim się zaczął). Później pomyśleliśmy,że skoro nie dane jest mieć dziecka biologicznego to jest tyle porzuconych dzieci to my pomożemy i dziecko pomoże nam.Niestety pani psycholog stwierdziła,że we mnie jest za dużo pokładów miłości (dosłownie tak brzmiała jej opinia o mnie) i nie dadzą nam dziecka.Chociaż my jasno i wyraźnie im mówiliśmy,że chcemy dziecko z w miarę ustabilizowaną sytuacją prawną abyśmy mogli je adoptować (byliśmy wtedy niecałe 3 lata po ślubie a żeby zacząć kurs adopcyjny musieliśmy być co najmniej 3 lata małżeństwem). Opinia ta była dla mnie druzgocąca, ja wtedy nie płakałam ja wtedy przewyłam kilka dni. No cóż trzeba się było jakoś z tego otrząsnąć.Gdy już nam minęły te trzy lata małżeństwa zgłosiliśmy się do ośrodka adopcyjnego, gdzie mieliśmy czekać na rozpoczęcie kursu.W między czasie zaczęłam czytać o adopcji ze wskazaniem.Zaczęłam szukać na pewnym forum kobiety,która nie może zatrzymać dziecka a nas mogłaby uszczęśliwić.I po w sumie niedługim czasie znalazłam.Mieliśmy adoptować dziewczynkę.Kupiliśmy już wyprawkę, byliśmy codziennie w kontakcie z mamą biologiczną.Czekaliśmy w napięciu na telefon,że możemy pojechać po Małą.I nagle w dzień jej narodzin telefon od ojca Małej,że się jednak rozmyślili.Wiesz jak wtedy się czułam? Tak jakby ktoś wyrwał mi serce.Już tak realnie mogłam być mamą realnego dziecka i zostało mi ono odebrane.Do dzisiaj to bardzo boli choć jest ze mną Klara.
Po czwartym poronieniu byłam na skróconym macierzyńskim bo nie miałam ani ochoty ani siły wracać do pracy. Wtedy jeździliśmy z mężem często na wycieczki motocyklowe i wtedy też mieliśmy wypadek, którego skutki ja odczuwam do dnia dzisiejszego.Mimo tego, po tym jak się jako tako pozbierałam fizycznie postanowiliśmy się dalej starać o nasze upragnione dziecko i właśnie trafiliśmy do doktora Milewicza.Znaleźliśmy go dzięki pomocy pewnej dziewczyny, za co będę jej dozgonnie wdzięczna, U niego niestety też poroniłam jeden raz w 2014 r.,poroniłam w dniu moich urodzin. Miałam już tego wszystkiego dość i nie chciało mi się żyć. Chciałam rozwodu bo myślałam,że tak będzie mi łatwiej ( bez męża i bez dzieci). Mąż wtedy namówił mnie jeszcze na zakup psa mojej wymarzonej rasy.I pies zastąpił w jakiś sposób dziecko. Poświęcaliśmy jej dużo czasu i uwagi .Poznaliśmy nowych przyjaciół bo niestety starzy nie udźwignęli ciężaru naszych przeżyć.I tak w ciągu roku dojrzewaliśmy do decyzji,że jednak jeszcze raz spróbujemy. I tak 14 marca 2015 r, zrobiłam test,który był pozytywny a 7 listopada 2015 r. urodziła się Klara nasze oczko w głowie.Podsumowując nie poddawaj się.Możesz teraz odczuwać pustkę i strach,ale znajdź w sobie siłę do dalszej walki bo wygrać taką walkę to wspaniałe uczucie I tego Ci życzę .
@Destino i nie oszukuj,że jesteś stara i brzydka.Pamiętaj,że ja Cię widziałam na żywo