Cześć dziewczyny, choć forum czytam już od jakiegoś czasu do tej pory nic nie pisałam. Dziś postanowiłam opisać swoją historię, może przyniesie to jakąś ulgę.
Przeczytałam praktycznie całość i według mnie jest to najfajniejsze miejsce w sieci jakie do tej pory spotkałam. Głównie dlatego, że bardzo się nawzajem wspieracie i nie krytykujecie różnych metod leczenia bo rzeczywiście każdy przypadek jest inny.
Ja do tej pory poroniłam 3 razy. Oczywiście był to ogromny szok i poczucie niesprawiedliwości. O ile wśród znajomych mówiło się o parach, które mają problemy z zajściem w ciążę, to temat poronień był dla mnie zupełnie obcy. Pierwsza ciąża, wielkie szczęście. Pierwsze usg, wszystko ok od razu po nim dostałam plamienia, natomiast lekarze to lekceważyli. Drugie usg pęcherzyk już niestety miał bardzo dziwny kształt i lekarze nie wróżyli dobrze, ja oczywiście nie wierzyłam, że coś może się nie udać. Niestety po tygodniu nic się nie zmieniło - szpital i zabieg łyżeczkowania. Po pierwszym poronieniu prosiłam o zrobienie jak największej ilości badań, niestety wszyscy lekarze mówili, że to przypadek, nie ma co się badać ani przejmować, ja jednak na swoją rękę zrobiłam hormony wyszło mi wysokie tsh, byłam pewna że znalazłam przyczynę. Zaczeliśmy starać się drugi raz. O tym, że jestem w drugiej ciąży dowiedziałam się w Wigilię, byłam pewna, że to znak, że tym razem na pewno wyjdzie. Wszystko rozwijało się prawidłowo. Wizyta na której powinno być widać serduszko a tu nic nie widać, nigdy wcześniej tak się nie trzęsłam jak podczas tej wizyty. Po chwili lekarz stwierdza, ze jednak serduszko słychać, a on po prostu zazwyczaj pracuje na innym aparacie i tego nie umiał ustawić. Żadnego przepraszam, tak się zdarza (lekarz oczywiście profesor doktor habilitowany). Zmieniłam lekarza, nowa lekarka swoją drogą wspaniała kobieta powiedziała, że wszystko rozwija się dobrze. Znów pewność, że tym razem się uda, przecież już słychać było serduszko a wtedy szansa poronienia spada. Niestety po paru dniach przestaję czuć objawy, wszyscy zapewniają, że na pewno jest dobrze a ja przez pierwsze poronienie zbyt się stresuję, niestety moje przeczucie mówi inaczej. Zapisuję się szybko na wizytę, wszystkie wyniki w normie wręcz książkowe, tylko serduszko przestało bić... Kolejny zabieg... Poczucie bezradności. Kolejni lekarze mówiący, że wszystkie wyniki w normie. Wielu lekarzy... każdy oczywiście ze swoim zdaniem, parę dni w szpitalu dzięki którym wykonano setki badań wszystkie wyniki dobre.
Kolejna decyzja próbujemy jeszcze raz, tym razem od razu dostaję luteinę i clexane, kwas foliowy i wszelkie inne witaminy ( w pierwszej ciąży brałam tylko witaminy i kwas foliowy w drugiej dodatkowo luteinę i duphaston). Znów udaje nam się za pierwszym razem teraz jednak od początku mam złe przeczucie, niby beta rośnie a ja nic nie czuję, szybko dostaję krwawienia na szczęście tym razem udaje się bez zabiegu. Kolejne badania, hsg- które wykazuje że wszystko jest w porządku, ale przez liczne zabiegi najprawdopodobniej jeśli uda się dojść do 12 tygodnia będzie trzeba założyć szew.
Lekarz sugeruje próbować dalej, ja niestety mówię, że nie mam siły, że muszę znaleźć przyczynę. Wtedy mój lekarz kieruje mnie do profesora Malinowskiego.
Profesor zapewnia, że zna przyczynę, że szczepienia pomogą wraz z odpowiednimi lekami. Czy pomogą zobaczymy... Nie raz już w końcu słyszałam, że coś na pewno pomoże...
Na razie jestem po trzecim szczepieniu za 2 tygodnie robię test zobaczymy co wyjdzie. Jest oczywiście duży strach, bo szczepienia jak wszystkie wiecie są kontrowersyjne, czy warto swoje zdrowie narażać, a może lepiej zdecydować się po prostu na adopcję. Jednak decyzja już zapadła zobaczymy jak to będzie dalej. Mam cały czas nadzieję, bo u profesora rzeczywiście wiele z dziewczyn jest w zaawansowanej ciąży ale jest oczywiście także ogromny niepokój.
Miałam nadzieję, że wystarczą trzy szczepionki, ale jak Was czytam większość miała zdecydowanie więcej
Wasze forum także daje dużo nadziei, w końcu w wielu przypadkach kiedyś się udaje.
Trochę chyba za bardzo się rozpisałam, ale fajnie w końcu trafić na osoby które przechodzą przez to samo.