reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poronienia nawykowe - leczenie immunologiczne

Nafoczka ale jaja :-D Miał Twój M. pecha, akurat badanie nasienia. Ta ruda właśnie zapytała mnie kiedyś, do czego się teraz przygotowuję. Więc odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że do zajścia w ciążę, bo akurat miałam monitoring, żeby doktor mógł podać mi leki już po pęknięciu pęcherzyka. A ona mi na to, żebym nie robiła z niej idiotki, tutaj każda kobieta się przygotowuje do zajścia w ciążę i ona już zbyt długo tutaj pracuje, żeby się dać tak traktować :rofl2: Tak żeśmy sobie kulturalnie pogawędziły ;-)

Misia ja jestem w 23tc i biorę nadal b6,b9,b12 w takich dawkach jak na początku. Chyba wszystko zależy od tego, jaką masz homocysteinę - moja nie zachęca do odstawienia. Witaminę D3 będę brać do końca, podobno największe zapotrzebowanie na nią jest w 3 trymestrze, a co do acardu to jeszcze nie wiem.

Asiula całkiem spore masz to MLR, jak Sacha uzasadnił potrzebę szczepień? Mają pomóc na Twoją leukopenię, czy hamowanie też mu się nie podobało?
 
Ostatnia edycja:
reklama
No własnie dziwna dla mnie sprawa z tym mlr, bo w styczniu w W-wie mlr miałam 68% (we wrześniu poronienie), ale sacha kazał powtórzyć w prokocomiu, że niby nie potrafi prawidłowo odczytać tych wyników z W-wy. No i w Prokocimu w lutym było już tylko 34,9%. No i zalecił szczepienia. Jednak twierdzi, że to również na te moje leukocyty i odporność. Nie wiem czy dobrą podjęłam decyzję, ale jakąś musiałam i skoro do tej pory był problem, to stwierdziłam, że zdamy się na to... Teraz podchodzimy ostatni juz raz do ivf i postanowiliśmy, że spróbujemy wszystkiego co możliwe. Wygląda na to, że encorton nie pomagał, a wręcz przeciwnie szkodził, więc teraz zdamy się na szczepienia i dotychczasowe leki. A przy transferze chcemy jeszcze atosiban.
 
Ostatnia edycja:
a co mi poradzicie na: "ser szwajcarski" i cykle bezowulacyjne- wg dokrotka po USG stwierdził że taki teraz mogłam mieć tylko czemu nie mam @? PCO w trakcie diagnostyki ale chyba herbarte ks Sroki sobie kupie, tak jak pisze Enya
 
Może nie atosiban akurat, ale w aptekach można kupić jego odpowiednik tractocile. W pt jadę do naszej lekarki to mam nadzieję, się dowiem. A atosiban można chyba kupić w Czechach, ale jest droższy. No i jedno i drugie na receptę oczywiscie
 
Dzięki Asiula. Przepraszam, że tak męczę, ale ten temat mnie szczególnie interesuje - tractocile i atosiban są gdziekolwiek dostępne w tabletkach? Czy dadzą Ci kroplówkę?

Nafoczka doszły :*
 
Ostatnia edycja:
Spoko :) ja też na razie niewiele wiem, ale to podobno coś w rodzaju zastrzyku czy kroplówki. Dam znać jak będę coś wiedzieć więcej. mam nadzieję, że moja lekarka wie, jak to stosować, skoro nam to zaproponowała. Tylko zakup ma być po naszej stronie, bo w naszej klinice póki co się tego nie stosuje
 
No dziewczyny a ja po KTG zostalam w szpitalu....na ktg utrzymujace sie skurcze, ale sa nieregularne, dostalam sterydy dla maluszkow i podlaczona kroplowke mam.. do tego mam pozycje wysoko ulozeniowa ze wzglednu na te moje duszosci.... podali mi tez tlen...i leze...popoludniem mam miec USG i zobaczymy co dalej....
 
Cześć dziewczyny, choć forum czytam już od jakiegoś czasu do tej pory nic nie pisałam. Dziś postanowiłam opisać swoją historię, może przyniesie to jakąś ulgę.

Przeczytałam praktycznie całość i według mnie jest to najfajniejsze miejsce w sieci jakie do tej pory spotkałam. Głównie dlatego, że bardzo się nawzajem wspieracie i nie krytykujecie różnych metod leczenia bo rzeczywiście każdy przypadek jest inny.

Ja do tej pory poroniłam 3 razy. Oczywiście był to ogromny szok i poczucie niesprawiedliwości. O ile wśród znajomych mówiło się o parach, które mają problemy z zajściem w ciążę, to temat poronień był dla mnie zupełnie obcy. Pierwsza ciąża, wielkie szczęście. Pierwsze usg, wszystko ok od razu po nim dostałam plamienia, natomiast lekarze to lekceważyli. Drugie usg pęcherzyk już niestety miał bardzo dziwny kształt i lekarze nie wróżyli dobrze, ja oczywiście nie wierzyłam, że coś może się nie udać. Niestety po tygodniu nic się nie zmieniło - szpital i zabieg łyżeczkowania. Po pierwszym poronieniu prosiłam o zrobienie jak największej ilości badań, niestety wszyscy lekarze mówili, że to przypadek, nie ma co się badać ani przejmować, ja jednak na swoją rękę zrobiłam hormony wyszło mi wysokie tsh, byłam pewna że znalazłam przyczynę. Zaczeliśmy starać się drugi raz. O tym, że jestem w drugiej ciąży dowiedziałam się w Wigilię, byłam pewna, że to znak, że tym razem na pewno wyjdzie. Wszystko rozwijało się prawidłowo. Wizyta na której powinno być widać serduszko a tu nic nie widać, nigdy wcześniej tak się nie trzęsłam jak podczas tej wizyty. Po chwili lekarz stwierdza, ze jednak serduszko słychać, a on po prostu zazwyczaj pracuje na innym aparacie i tego nie umiał ustawić. Żadnego przepraszam, tak się zdarza (lekarz oczywiście profesor doktor habilitowany). Zmieniłam lekarza, nowa lekarka swoją drogą wspaniała kobieta powiedziała, że wszystko rozwija się dobrze. Znów pewność, że tym razem się uda, przecież już słychać było serduszko a wtedy szansa poronienia spada. Niestety po paru dniach przestaję czuć objawy, wszyscy zapewniają, że na pewno jest dobrze a ja przez pierwsze poronienie zbyt się stresuję, niestety moje przeczucie mówi inaczej. Zapisuję się szybko na wizytę, wszystkie wyniki w normie wręcz książkowe, tylko serduszko przestało bić... Kolejny zabieg... Poczucie bezradności. Kolejni lekarze mówiący, że wszystkie wyniki w normie. Wielu lekarzy... każdy oczywiście ze swoim zdaniem, parę dni w szpitalu dzięki którym wykonano setki badań wszystkie wyniki dobre.

Kolejna decyzja próbujemy jeszcze raz, tym razem od razu dostaję luteinę i clexane, kwas foliowy i wszelkie inne witaminy ( w pierwszej ciąży brałam tylko witaminy i kwas foliowy w drugiej dodatkowo luteinę i duphaston). Znów udaje nam się za pierwszym razem teraz jednak od początku mam złe przeczucie, niby beta rośnie a ja nic nie czuję, szybko dostaję krwawienia na szczęście tym razem udaje się bez zabiegu. Kolejne badania, hsg- które wykazuje że wszystko jest w porządku, ale przez liczne zabiegi najprawdopodobniej jeśli uda się dojść do 12 tygodnia będzie trzeba założyć szew.

Lekarz sugeruje próbować dalej, ja niestety mówię, że nie mam siły, że muszę znaleźć przyczynę. Wtedy mój lekarz kieruje mnie do profesora Malinowskiego.

Profesor zapewnia, że zna przyczynę, że szczepienia pomogą wraz z odpowiednimi lekami. Czy pomogą zobaczymy... Nie raz już w końcu słyszałam, że coś na pewno pomoże...

Na razie jestem po trzecim szczepieniu za 2 tygodnie robię test zobaczymy co wyjdzie. Jest oczywiście duży strach, bo szczepienia jak wszystkie wiecie są kontrowersyjne, czy warto swoje zdrowie narażać, a może lepiej zdecydować się po prostu na adopcję. Jednak decyzja już zapadła zobaczymy jak to będzie dalej. Mam cały czas nadzieję, bo u profesora rzeczywiście wiele z dziewczyn jest w zaawansowanej ciąży ale jest oczywiście także ogromny niepokój.

Miałam nadzieję, że wystarczą trzy szczepionki, ale jak Was czytam większość miała zdecydowanie więcej:(

Wasze forum także daje dużo nadziei, w końcu w wielu przypadkach kiedyś się udaje.

Trochę chyba za bardzo się rozpisałam, ale fajnie w końcu trafić na osoby które przechodzą przez to samo.
 
reklama
Kinga witaj w naszym gronie a czy badania u Malinowskiego wykazały jakieś nieprawidłowości masz jakieś przeciwciala.? Bądź dobrej myśli w końcu musi się udać! !!!
 
Do góry