Cześć, dołączam i ja do Was. Może Wy mi pomożecie, choć mam wsparcie od mojej gin ale mimo wszystko czuje że jest jeszcze co mogę zrobić. mam wrażenie że moja gin trochę zbyt łagodnie i pozytywnie do wszystkiego podchodzi, ale z innymi u których byłam to w życiu się już do nich nie zgłoszę. Kilka słów o mnie. Co prawda późno się obudziłam, bo w wieku 40 l. kiedy w sumie byłam zdecydowana, że mieć dzieci już nie będę, a mój obecny mąż niby zaakceptował, że w tym wieku nie chcę ryzykować (późno się poznaliśmy, w facetach też nie przebierałam wyszło jak wyszło). Ale zdarzyła nam się wpadka, niby radość, ale strach i ten wbijany ciągle wiek do głowy byłam przerażona, czułam że coś złego się zdarzy, od samego początku było coś nie tak, to że niby później miałam owulację, to dlatego na USG długo nic nie było widać, zmieniłam gin na obecną, ta od razu widziała serduszko. Wizyty co 2 tygodnie, zaleciła od razu podstawowe badania, które poprzednia nie dała, obecna stwierdziła, że skoro wiek jest o trzeba za wczasu dbać. następna wizyta miała być w 11 tc, gdzie w 10tc dostałam plamienie, pojechałam na IP a tam stwierdzili, że serce nie bije od jakiś 2 tygodni, czyli krótko po wizycie. Nie chciałam od razu decydować się na zabieg ze strachu, że może błąd, umówiłam sie na zabieg po tygodniu, lecz tej samej nocy zaczęło się wszystko w domu. Nie przygotowana na to psychicznie, nie doczytałam w necie co zrobić i nie zabezpieczyłam żadnych próbek. Na IP pojechałam i tak żeby zbadali czy wszystko się oczyściło, zostały jakieś drobnice, zrobili zabieg. poszłam do kilku innych lekarzy, żeby porozmawiać co mogło być przyczyną, zrobić jakieś badania bo do mnie wiek nie przemawia. wszyscy twierdzą, że to przypadek, że często się zdarza i mamy próbować dalej. Poszłam na wizytę do mojej, w międzyczasie na podstawie neta porobiłam badania. Wyszły mi podwyższone d-dimery, pod koniec ciąży wyszła drożdżyca. I ona jako jedna pokierowała jakie jeszcze mogę zrobić. W międzyczasie covid, starania wstrzymane, potem przez monitoring okazało się, że mam problem z owulacją, żeby w ogóle była, mimo regularnych miesiączek. jajeczka albo nie dorastały albo w ogóle ich nie było, albo nagle w 10 cylu byłam juz po owu, co tez źle wpływa na jakość potem komórki. Z badań dodatkowo wyszła katastrofa bo niskie AMH 0,24, 3 miesiące później niby 0,4, gin nie wie dlaczego się zwiększyło skoro może mieć tylko tendencje spadkową. Zaczełam stymulację od razu od aromka, żadnego szału, owu tylko z jedną komórką, ale nic nie wychodziło, w 3 miesiącu torbiel zamiast ciąży. Przerwa w aromku i pach ciąża. Znowu strach, test pozytywny wyszedł już 10 dni po owu, więc od razu gin zwiększyła o 1 tabl duphaston. W ciągu 2 miesięcy miałam krwawienia nie plamienia, po USG zawsze wina po stronie krwiaków. Dawka leków od razu zwiększona + luteina. Wszystko było inne ok. Kropek rósł zgodnie ze wszystkimi parametrami, wcześnie serduszko. Wizyty ustawiałam na okresy w których poprzednio coś się działo. Tu wszystko ok. mogłam umawiać się na prenatalne. A tam dostałam w łeb. podejrzenie wady serca, przezierność NT5 mm, złe przepływy, ogólny obrzęk plodu wszystko wg lekarza i genetyka że to conajmniej ZD i nie mam na co liczyć. badanie pappa wiadomo tylko pogarsza statystykę. Zdecydowałam się na amnio, którą mam mieć 03,08, ale wg genetyka nie dotrwam. W zeszłym tygodniu na USG jeszcze było ok., przezierność niby mniejsza ale ruszał bardzo więc wyniki też mogą być zakłamane. Genetyk chyba ma rację, obecnie 13+4, od 2 dni nie czuję że maluszek się rusza, a już wyraźne motylki były każdego dnia. Przygotowuje się do poronienia, tym razem wiem jak zabezpieczyć próbki do badania, gdzie wysłać. Wg genetyka u mnie wysokie ryzyko Z edwardsa. Więc jeśli nie dotrwam do amnio to chcę wiedzieć co dolegało mojemu maleństwu.
I teraz do Was najważniejsze pytanie, jakie badania robiłyście po kilku poronieniach, bo skoro twierdzą, że poronienia na wczesnym etapie to genetyczne, czyli moje I, teraz wszystko wskazuje że również, To już nie mogą pierdzielić mi, że to błąd jednorazowy i ze miałam pecha, tylko musi być coś w nas nie tak, że dochodzi do błędów w genetyce u naszych dzieci. Wychodzę z założenia, że skoro u nas genetyka zawodzi to chyba badania na pakiety trombofilii są bez sensu.