Nie biorę heparyny. Mój gin chciał żebym zaczęła brać już miesiąc temu, ale się boi. Nie zna realiów szpitalnych i liczy, że mi tam dadzą. W moim mieście są 4 szpitale o III st referencyjności, w tym 2 kliniki akademii medycznej. W każdym mi odmówiono włączenia heparyny przy tym krwiaku ("bo będzie pani krwawić i krwiak się powiększy"). Lekarka, którą prawdopodobnie wybiorę na prowadzącą ciążę, powiedziała, że prowadziła ciąże pacjentkom "zakrzepowym" z krwiakami, ale absolutnie odstawia wtedy ASA, a i heparyna jej się nie podoba. Wg wszystkich (poza tym moim prowadzącym, który ma wizje śmiertelne już niemal) mam sobie żyć z tym krwiakiem, uważać, żeby nie było nowych krwawień, żeby nie przyplątała się infekcja. Spoko. Tylko czy za kilka tygodni nie wyjdzie jakaś rewelacja pt. hipotrofia, złe przepływy etc.? Są jeszcze lekarze napro, ale czy któryś się odważy w moim przypadku, to nie wiem. Żaden z nich nie pracuje w szpitalu, więc gdybym jednak znowu wylądowała w szpitalu, to będzie awantura. Jest około godziny drogi od mojego miasta napro, który chyba jest obecnie ordynatorem patologii, ale to mały szpital, niskiej referencyjności. Ale w ogóle strach mi jeździć gdzieś, żeby nie narażać macicy na wstrząsy. Chciałam iść do mądrego hematologa, ale same wiecie, że problemy położnicze to nie jest pikuś i mało lekarzy łączy fakty.