Witajcie dziewczyny.
Na wstępie chcę pogratulować naszym mamusiom - Aditce i Kairze - niech maluchy się zdrowo chowają. Pozostałym życzę zdrowych ciąż.
Słowa swoje skieruję do Alusi: kochana piszę do Ciebie jako jedna z tych, którym do tej pory się nie udało zajść w ciążę po 4 poronieniach i leczeniu w Łodzi. Pamiętaj, że nie jesteś z tym sama. Dziewczyny dobrze piszą - ten reset się przydaje, naprawdę. Powiem Ci jak ja do tego podchodzę: na początku było leczenie - szczepienia - starania i guzik z tego wyszedł. W międzyczasie strata pracy, szukanie drugiej i załamka totalna, wręcz depresja jak u Justyny K. bo nastała stagnacja i mój mózg wymyślał coraz to nowe scenariusze, nie miałam czym się zająć, ciągle jeden temat - DZIECKO. Męża męczyłam, znajomych męczyłam, rodziców też. Nagle postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i jedno cv, drugie cv, czterdzieste cv - i przyszedł efekt w postaci pracy w miejscu, do którego myślę, że jestem stworzona. Ta praca dała mi nadzieję i siłę do walki- może dlatego, że jest to praca w szkole z dzieciakami. I np. teraz wiem, że w tym roku to nie jest najlepszy czas na dziecko. Mimo, że się nie zabezpieczamy i jakoś nie uważamy, to w ciąży nie jestem, ale powiem ci jedno - to nie jest tragedia, naprawdę. Ja dopiero teraz wiem, że żyję - że nie czeka mnie wizyta u lekarza, że nie czekają mnie znów leki, po których czuję się fatalnie. Taka ulga- że nic nie muszę. I decyzję o dziecku i kolejnym leczeniu odkładam na coraz dalszy plan i dalszy, ale wiem jedno - na pewno się kiedyś uda, bo medycyna działa cuda w tym zakresie i jeszcze ta droga nie jest zamknięta przede mną. Mam macicę, jajniki, jajeczka - jak nie jedno leczenie to drugie, zawsze jest jakies wyjście, nawet z najbardziej fatalnej sytuacji. Dziewczynom się udało, nam tez się uda, jak nie teraz to za rok, dwa, ale się uda! Teraz mam czas na moją pracę, na moje zachcianki, na wyjazdy, na zwiedzanie, na spotkania towarzyskie - i wiem, że w tym roku to najlepsze wyjście, bo każdy z poprzednich był taki sam - leczenie - badanie- leczenie- starania - leczenie. Wiem, że może niektórzy tu stwierdzą, że łatwo mi mówić - bo młoda, bo ma jeszcze czas. Ale ja naprawdę przeżyłam to samo co wszystkie, popadłam z jednej skrajności w drugą i to uczucie bezsensu i niemocy jest u nas wszystkich takie samo i każda odczuwa je TAK SAMO!
Mi pomaga praca - może tobie tez pomoże? Może jakieś robótki ręczne? Może wyjazd gdzieś na wakacje? Naprawdę Alusiu kochana trzeba przede wszystkim ŻYĆ! I być z mężem blisko, bo dziś jesteśmy, a jutro już nas nie ma, a ja np. też chcę żeby mój mąż miał w domu żonę, która z nim gdzieś wychodzi, cieszy się życiem, a nie taką która wiecznie jest w rozsypce i siedzi w internecie i szuka przyczyn, objawów, innych metod leczenia i płacze (taka własnie byłam przez ostatnie 2 lata, aż do tego roku, kiedy wszystko się zmieniło). Może rodzice chcą skopać ogródek - to skopię, może babcia potrzebuje pomocy - to pomogę, znajomi chcą wyjść na piwo - idę! Bo życie krótkie jest, a ja nie chcę się zamartwiać cały czas, bo to zabija wewnętrznie. Teraz jest czas na zarabianie pieniędzy, na przyjemności - a jak za rok czy dwa skończy mi się umowa, to pomyślę co dalej, ale teraz nie chcę się zamartwiać, kiedy świeci słońce (tak jak dzisiaj u mnie w mazowieckim ;-)), kiedy wyjdę na zewnątrz, pójdę na koncert znajomej, pobędę z koleżankami, wieczorem posłucham dobrej muzyki z kompa i wypiję winko z mężem. Z takich chwil trzeba korzystać, a dziecko - dalej jest priorytetem, ale to jeszcze widocznie nie jest ten czas. Alusiu trzymam kciuki za Ciebie, nie poddawaj się, bo jeszcze nie wszystko stracone. Jak zrobisz miesiąc czy dwa przerwy - nic się nie stanie, naprawdę. A ty odżyjesz, czego ci życzę.
No to się rozpisałam.
Pozdrawiam.