a oto mój stary post z innego forum na temat przeżyć po porodzie:
ja stawiłam się w szpitalu 4 maja na oddziale bo brałam ten dopegyt i lekarz zalecił rozwiązanie ciąży w terminie. no wiec pierwszego dnia badania, drugiego dnia miałam dostac próbę OCT aby sprawdzić wrażliwość macicy i znów na kolejny dzień było planowane podanie oksytocyny.
No wiec o 12:00 wpadła po mnie położna bo zapomnieli o mnie no ale nic straconego. Podłączyli mnie na porodówce do kroplówki a łóżko obok jakas kobieta rodziła
te krzyki i jęki bardziej działały stresująco niż wszystko inne.
leżałam podpięta pod ktg które wykazywało skórczyki ale bardzo słabe, a mnie coraz bardziej bolało ale tak jak na okres. powiedziałam o tym położnej ale stwierdziła że to nic sie nie dzieje. no to dobra sobie myśle, panikara ze mnie i to wszystko. to leże cicho i sie nie odzywam. na szczęście ta próbę podawali mi tylko przez 20min wiec odetchnęłam z ulga jak mnie odpięli. Położna kazała iść do siebie i zapewniła że macica sie wyciszy i nic nie bedzie mnie boleć. no to sobie poszłam. ale bolało już konkretnie. zdarzyłam zadzwonić po męza. przyjechał po 10min i zastał mnie klęczącą i wijącą sie z bólu nad łóżkiem. odszedł mi krwisty czop ale już ledwo chodziłam wiec z mężem poszłam do łazienki się przebrać. tzn on mnie przebierał ja ledwo stałam. stwierdziłam że piernicze że ide sie spytac co jest zgrane bo boli mnie tragicznie. oczywiście jak sie pojawiłam to nakrzyczały na mnie że cuduje i mam wracać na sale! a ja że nie niech mnie zbadają bo mnie boli naprawde. łaskawie mnie zbadała a tam rozwarcie na 3cm. no to mówi oooooooo no powolutku sie zaczyna. kazała sie przebrac w szpitalne ciuszki i przekazać mężowi żeby chwile poczekał bo wróce na sale za kilkanaście minut jak mi zrobią lewatywe. no to ten został i czekał. Okazało sie że nie może być przy porodzie bo miesiąc temu wycofali ta opcje ponieważ pary bez szkoły rodzenia sprawiały im tylkko problemy. Boże jak sie zezłościłam. Po lewatywie w ubikacji myślałam że już tam urodze. Już zaczynałam jęczeć, jedwo sie umyłam a jedna z położnych znowu do mnie z buzią żebym tak nie chlapała i wytarła kozetke, wychodząc rzuciła hasłem " a co mamusia nie mówiła że będzie bolało" oj dziewczyny to był horror. inna siostra usłyszała te moje pojękiwania i sie zlitowała i znów zbadała a tam rozwarcie na 8cm! pędem na łóżko porodowe. tam zamieszanie straszne biegają, coś przygotowują. Najgorsze były własnie te skórcze, myslałam normalnie że zejde z tego świata, momentami traciłam świadomość ale siostry zadawały mi wtedy rzeczowe pytania zmuszając do skupienia się. Wody odeszły mi dopiero przed samymy skórczami partymi. Dzidzie wyparłam za 6 parciem.wszystko trwało 40 min
. a samo rodzenie 15 min.
po wszystkim mąż jak mnie ujrzał myślał że ja dopiero wracam po tej nieszczęsnej lewatywie,a ja mu na to że właśnie mu córkę urodziłam. Ta jego mina niezapomniana heheheh
Powiem tak gdyby miało to być tak samo bolesne i trwać dłużej to nie wytrzymałabym i naprawde byłabym skłonna oddać wszelkie pieniądze za cesarke. ale przy takim ekspresowym tempie to sie ciesze że tak w sumie wyszło bo nawet zbytnio nie byłam zmęczona po porodze i dziecko też nie.
aha no i nie byłam nacinana. założono mi tylko 2 podwójne szewki i jeden pojedynczy.
a teraz z biegiem czasu dopiszę że niestety poród ekspresowy co miało swoje konsekwencje. Okazało się że jestem niezwykle wrażliwa na ta oksytocynę co skutkowało ekspresowym porodem ale przez to dużo mocniejsze były skórcze, wszystko działo się szybko i łożysko nie wyszło w całości co oczywiście nikt nie sprawdził. skutkowało to tym że po miesiącu od urodzenia dostałam krwotoku, wyszły ze mnie takie skrzepy krwi prawie wielkości dziecka (dobrze że to była niedziela i był maż) w szpitalu czyszczenie macicy. w wielkim skrócie miałam tez problemy przez to z laktacją, a wyłyżeczkowanie macicy miałam 3 razy! wszystko ciągneło się jeszcze pół roku po porodzie.
jak będzie teraz nie wiem.................ale powiem wam jedno obawiam się i to bardziej niż przed pierwszym porodem