Witam Was
kilka słów o moim cesarskim cięciu, bo piszecie do mnie na priv (dzięki!), więc wypiszę tutaj epos dla wszystkich.
Tak więc w piątek o 7.15 zameldowaliśmy się w recepcji szpitala ze skierowaniem. Potem izba przyjęć - dokumenty, badania oraz badanie usg.
Następnie marsz na salę przeoperacyjną - przebranie się w szpitalną koszulę (ja dostałam taką fartuchową, bawełnianą, do kolan, zapinaną na napy na plecach), wypakowanie rzeczy dla dzidziusia, całus od męża. Wenflon, kroplówki (ja miałam 3). Potem wywoływali nas na blok operacyjny.
Na tej strasznie wyglądającej sali panie pielęgniarki i lekarki były super - zagadywały o imię dziecka, o wiek, o ciążę krzątając się przy tym po sali i myjąc. Po 2 schodkach wychodzi się na fotel operacyjny. Szorują plecy, znieczulają (mnie bolało dosyć mocno bo niestety drgnęłam i nie mogłam się opanować). Potem szybko kładą na plecach. Po chwili czuje się ciepło od brzuszka do nóg, ale dość długo można ruszać palcami stóp, także się nie martwcie, że nie działa! Zakładanie cewnika (nic nie boli, czuć tylko palce pielęgniarki). Szorowanie brzuszka. W międzyczasie przyszedł mój lekarz, myjąc się cały czas nawiązywał ze mną kontakt wzrokowy.
Trochę spanikowałam i zaczęłam za szybko oddychać, tętno mi skoczyło, zaparowałam maskę tlenową, nie mogłam nad tym zapanować, w końcu pani pielęgniarka oddychała ze mną.
Samą operację wspominam jako horror psychiczny, widać niebieski parawan i twarz lekarza, ale świadomość, że grzebią w brzuchu była dla mnie po prostu straszna. Próbowałam myśleć o czymś innym, ale się nie dało. Na szczęście nic w lampie operacyjnej się nie odbija - nic nie widać. Gdybym miała porównać do czegoś to uczucie to pewnie byłoby to porządne zatrucie - gniecenie w brzuchu - z kołysaniem, szarpaniem.
Mój synek okazał się dużo większy niż nawet lekarz zakładał, gdy pediatra podała wagę, lekarz spojrzał na mnie na 2-3 sekundy, po czym zajął się swoją robotą. Dopiero jak skończył i zaczął się myć a mnie rozpinali z tych urządzeń to powiedział, że gratuluje sobie i mi
Tomasz ważył 4330g, 58 cm, obwód głowy 36 cm (czyli średnica ok. 11,5cm!). Pewnie w przypadku mniejszych dzieci operacja jest nieco lżejsza, mojego synka wypychali i było to bardzo nieprzyjemne, w końcu pani asystująca mocno nacisnęła mi na górę brzucha i go wyjęli.
Szycie trwa krótko, ale wydawało mi się to wiecznością. Zakręciło mi się w głowie i zdążyłam tylko powiedzieć, że mam uczucie, że mi się chce wymiotować. Obrócono mi głowę, dostałam coś dożylnie, ale przez ok minutę mną szarpało mocno.
Po wszystkim przerzucają na łóżko szpitalne i wywożą z sali. Za drzwiami czekał już mój mąż i szedł za łóżkiem. Potem mówił, że od momentu kiedy za mną zamknęły się drzwi sali, zdążył skoczyć do automatu po colę i dosłownie za chwilę wołali go do sali gdzie widział maluszka, był przy wycieraniu i ubieraniu. Potem małego zabrali na badania. Przywieźli nam go około godzinę po tym jak byłam już na sali.
Kiedy znieczulenie puszcza jest dziwne uczucie, puszcza nieregularnie (jedna noga np.) Bólu się nie czuje, ładują kroplówkę za kroplówką. Generalnie do przeżycia. Miałam drgawki chociaż było mi gorąco. Była pani od laktacji, karmiłam 3 razy, mimo, że leżałam plackiem (pomoc męża bezcenna!!!!) Dziecko zabrali ok. 21, ale jeśli nie ma nikogo z rodziny, to zabiorą wczesniej, nie ma problemu.
Druga doba (czyli pierwsza doba lekarska!), bezsenna, zaczęła się o 5 rano pozostanie moim koszmarem do końca życia nie tylko ze względu na ból wstawania i chodzenia (do 10.00 byłam na nogach już 4 razy), ale i opieki niestety. Za dużo kobiet rodziło chyba albo trafiłam na koszmarną sobotnią, weekendową zmianę. Dzidziusia przywieziono o 6 rano i dano mi do łóżka. O 8. rano przyjechał mój mąż - w samą porę bo mały zaczął płakać a ja potrzebowałam ok. 10 min by wstać z łóżka, bo nie byłam w stanie przekręcić się na któryś bok (sąsiadka z łózka obok się przekręcała, więc każdy ma inaczej). Ciężko chodzić z cewnikiem w ręce i z kroplówką, ciężko robić coś przy dziecku kiedy każdy ruch ręką to ból wenflona. Przewieziono mnie na oddział noworodków, tam opieka była lepsza, panie miłe. Dużo przeciwbólowych. Ale trzeba samemu dzwonić, bo nie każdy już bierze coś na ból a poza tym są różne środki, dlatego pilnujcie godzin i szacujcie ból. Kolację w postaci sucharków radzę jeść powoli. Ja zjadłam w ciągu 30 minut wszystkie 5 sucharków i kiedy zaczęły się torsje, myślalam, że umrę - tak mnie brzuch bolał i rana. Dano mi coś, ale znowu - zanim zadziałało to umęczyłam się bardzo. Na skutek tych przeżyć i spotkania z inną panią od laktacji (małpa wredna!!!!!) nie karmiłam ani razu
Mąż chodził do noworodkowego po NAN i dokarmialiśmy po 20 ml. Dzisiusia zabrali też koło 21.
Trzeci dzień jest lepszy od drugiego o 100%. Cewnik wyjęli mi rano (uczucie jak wyciąganie tamponu), prysznic okazał się zbawienny, ale trudny (nie można zamoczyć opatrunku). Łatwiej chodzić jeśli ktoś się zmobilizował drugiego dnia i wstał więcej niż 2 razy. Łzy lecą, ale trzeba walczyć. Na śniadanie kilka kromek weki z masłem. Obiad w postaci zupy. Kolacja jak śniadanie. Wieczorem wyjęli mi wenflon bo przeciwbólowe brałam tylko rano. To pierwsza noc, kiedy maluszek jest z mamą cały czas. Nie było łatwo wstawać co chwilę z łóżka, ale jakoś przetrwałam
Czwarty dzień (czyli lekarska trzecia doba) to przełom - wstawanie nadal ciężkie, ale po wizycie pediatry i ginekologa dostaliśmy zielone światło do domku. Robią badanie usg matce, malucha biorą na kolejne badania, czeka się na wypis, tłumaczą jak dbać o pępuszek. Wypis matki można odebrać na drugi dzień. Wyszliśmy ze szpitala w południe.
Jesteśmy w domu, czujemy się dobrze, chodzenie nadal koszmarne, ale z każdą godziną jest lepiej. Poza tym człowiek uczy się tolerować ból.
Najbardziej martwiłam się o brak pokarmu, bo z powodu wybroczyn na piersiach nie przystawiałam małego dwa dni. Pani od laktacji z soboty powinna zmienić zawód!!! Pani z piątku była cudowna, szukałam jej w niedzielę, ale jej nie było
a bałam się iść do kogoś innego. Spisałam karmienie już na straty, bałam się tylko zatoru lub nawału. Dzisiaj rano w toalecie zauważyłam, że sączy mi się mleczko
Samo się zrobiło, jak zjadłam w domu rosół i kolację, przespałam się. Cieszę się, bo butelką chciałam jedynie dokarmiać dziecko, a nie bazować na tym od pierwszych dni.
Póki co jest wspaniale, ogarniamy temat
Wczorajsza kąpiel małego też była jako tako
Podsumowaliśmy te kilka godzin: dziecko najedzone butelką, w miarę umyte, pielucha czysta, pupa nasmarowana, czapka na głowie, przeciągu nie było więc w miarę się spisaliśmy
Rano od kiedy zaczęłam karmić piersią zaczęło się inne życie też dla mnie - nie stresuję się i jest dobrze
Gdybyście chciały coś jeszcze wiedzieć to piszcie, postaram się zaglądać w miarę często. Gdyby ktoś przeglądał dział "cesarskie cięcie" i natrafił na pytania które wiążą się z moim postem, to proszę, wklejcie tam link. Ja już uciekam do dzidziusia i na obiad
Ściskam mocno i dziękuję, że o mnie myślałyście