reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród naturalny czy przez cesarskie cięcie

W sumie to staram się jakoś oswoić cc. Gdyby tak się zdarzyło, że coś jest nie tak i musi być cięcie to szukam plusów (to już moja ostatnia ciąża, więc część powikłań już mi nie straszna) ale tak bardzo chciałabym tego uniknąć, bo po prostu nie wyobrażam sobie, że moje dziecko przychodzi na świat bez mojego udziału, że we mnie „grzebią” a ja leżę nieruchomo w chustach chirurgicznych i z cewnikiem, bez czucia. Wiem, że to irracjonalne, że to rutynowa operacja położnicza i udaje się nawet w krajach rozwijających się, ale mnie to po prostu paraliżuje. Koleżanka rodziła w św. Zofii (a tam niby nie robią cięć z założenia) i niestety poród za wolno postępował i w końcu zrobili jej cięcie. Potem jej lekarz prowadzący stwierdził, że spokojnie mogła jeszcze popróbować i mogła urodzić. Obawiam się, kiedy jest ten moment, że faktycznie trzeba ciąć a kiedy warto dać sobie szansę. A ja znowu z cukrzycą, więc ryzyko wywołania większe.
Ja mam niby poczucie ze próbowałam ale i tak się obwinialam ze nie tak to miało być. Ale na szczęście mam zdjęcia z cesarki z tej milszej czesci jak podali mi do policzka synka, już zawiniętego i nie sinego. Oraz jak go wyciągają ze mnie - oczywiście nie widać za dużo oprócz główki. Zdjęcia robiła pielęgniarka telefonem mojego meza 🥰
 
reklama
Opowiem wam bajkę.
Cc na zadanie w państwowym szpitalu. Bez wymyślania, ze tokofobia, iglofobia i czterech jeźdźców apokalipsy. Ot, idę mówię, ze chce i już. Położna, konsultant, chirurg słowem się nie odzywają. Wypisują kartkę i życzą powodzenia.
Własna położna bez płacenia.
Wchodzi się do szpitala, zjawia się położna, każe mówić sobie po imieniu i mówi, ze ona dzisiaj będzie się mną zajmować.
I się zajmuje. Podczas operacji mówi ile jeszcze zajmie, co teraz robią. Pyta się mnie milion razy co mi potrzeba.
Jak proszę to przynosi mi dziecko.
Jak rzygam po znieczuleniu to przebiera mi koszule i myje plecy. (Dlaczego akurat plecy??)
Jak mówię, ze mnie boli i kręci mi się w głowie to dostaje taki zastrzyk, ze mdłości przechodza niczym ręka odjął. Cudo nie lek.
Skutki tego trzymają się jeszcze trzy tygodnie, po jego podaniu mam takiego siniaka na udzie, ze klękajcie narody.
Jak mówię, ze chce karmic butelka to dostaje od szpitala mleko. Bez niepotrzebnych komentarzy.
Dziecka mi nie zabierają, mąż mi towarzyszy do ciszy nocnej. Dziecko jest obserwowane co trzy godziny. Uszy, oczy, pieluchy, czy je, jak je, jąderka, wargi sromowe. Aż się wkurzalam, bo dzieciak sobie spał, ja tez bym mogła a oni mi truli szanowna…
Jedzeniem się akurat nie interesowałam ale picia miałam po uszy.
Ubrania dla dziecka i siebie miałam swoje. Nie przeszkadza mi to pod warunkiem, ze szpital wykona mi profesjonalna cesarke.
Ja się do rodzenia siłami natury nie nadaje. Wole miła, spokojna cesarkę niz poród trwający bóg wie ile.
 
Opowiem wam bajkę.
Cc na zadanie w państwowym szpitalu. Bez wymyślania, ze tokofobia, iglofobia i czterech jeźdźców apokalipsy. Ot, idę mówię, ze chce i już. Położna, konsultant, chirurg słowem się nie odzywają. Wypisują kartkę i życzą powodzenia.
Własna położna bez płacenia.
Wchodzi się do szpitala, zjawia się położna, każe mówić sobie po imieniu i mówi, ze ona dzisiaj będzie się mną zajmować.
I się zajmuje. Podczas operacji mówi ile jeszcze zajmie, co teraz robią. Pyta się mnie milion razy co mi potrzeba.
Jak proszę to przynosi mi dziecko.
Jak rzygam po znieczuleniu to przebiera mi koszule i myje plecy. (Dlaczego akurat plecy??)
Jak mówię, ze mnie boli i kręci mi się w głowie to dostaje taki zastrzyk, ze mdłości przechodza niczym ręka odjął. Cudo nie lek.
Skutki tego trzymają się jeszcze trzy tygodnie, po jego podaniu mam takiego siniaka na udzie, ze klękajcie narody.
Jak mówię, ze chce karmic butelka to dostaje od szpitala mleko. Bez niepotrzebnych komentarzy.
Dziecka mi nie zabierają, mąż mi towarzyszy do ciszy nocnej. Dziecko jest obserwowane co trzy godziny. Uszy, oczy, pieluchy, czy je, jak je, jąderka, wargi sromowe. Aż się wkurzalam, bo dzieciak sobie spał, ja tez bym mogła a oni mi truli szanowna…
Jedzeniem się akurat nie interesowałam ale picia miałam po uszy.
Ubrania dla dziecka i siebie miałam swoje. Nie przeszkadza mi to pod warunkiem, ze szpital wykona mi profesjonalna cesarke.
Ja się do rodzenia siłami natury nie nadaje. Wole miła, spokojna cesarkę niz poród trwający bóg wie ile.
Matka, która lepiej od innych wie jak chce rodzić i karmić? Przecież to niepoważne... To obcy ludzie wiedzą lepiej.
 
Powiem tak, nie czytałam wszystkich historii w tym poście, ale u mnie było tak…

BARDZO WKRĘCIŁAM SOBIE PORÓD NATURALNY.
Od samego początku ciąży wiedziałam, że jeśli nie będzie przeciwwskazań to chce rodzic naturalnie. Do tego stopnia ze nie interesowałam się prawie wcale cesarskim cięciem i związanymi z nim rzeczami.
Ale jednak życie pisze swoje scenariusze, ciąża przebiegła świetnie, żadnych problemów, po prostu zdrowa ciąża.
Jak przyszło co do czego i zaczęły się skurcze pojechaliśmy do szpitala. Skurcze były bardzo silne, dawali mi kroplówki z oksytocyna, trwało to 16h i padła decyzja o cc.
Gdybym miała decydować kolejny raz to byłoby tak samo. Byłam strasznie zmęczona, ale z perspektywy czasu nie pamietam tego bólu i wykończenia. Gdybym mogła urodzić naturalnie to bym urodziła. Wyszło jak wyszło.
Jedynie przez to, ze nie byłam przygotowana psychicznie na cc to byłam zawiedziona. Bo dlaczego inne kobiety mogą, a ja nie mogłam?
Teraz już wiem, ze tak miało być i wiem, ze niczym nie różnie się od innych mam.

KAŻDY PORÓD JEST DOBRY, nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy myślą ze jeśli kobieta zdecyduje się na cc to jest gorsza matka…

Pozdrawiamy z 5cio miesięcznym bąbelkiem 😇
 
Dokładnie. Tak to i ja mogę naturalnie rodzić.
Ja w innym życiu marzyłabym o porodzie domowym. To mogłoby być przepiękne doświadczenie...

Ja już gdzieś tu pisałam, że to jest moim zdaniem konsekwencja „cywilizowania” i szerzenia dostępu do świadczeń za komuny. Chyba wtedy nawet były jakieś sankcje za rodzenie w domu. Do tego porody były nadmiernie zmedykalizowane i w fatalnych warunkach. I trochę to pokutuje do dzisiaj.

W mojej opinii to, że do dzisiaj ponosimy tego konsekwencje to zaniedbania każdego rządu ostatnich 30 lat.
 
A czy musisz z tego pokoju potem wyjść?

Mój poród to (poza IP) to 3 sale: obserwacyjna, porodowa i poporodowa. Jeśli mam powiedzieć, co mnie najbardziej w* w porodzie to te ciągle przeprowadzki. Założę się, że coś zgubiłam.

W moim szpitalu jedzenie było w miarę. Choć była to mielonka, to dało się jeść (bo nie był to rosół z ziemniakami i chlebem) i rozdawali sztućce. A po tym, co widziałam w innych szpitalach zabrałam swoje.
tzn jak mnie przyjęli do szpitala - czwartek rano to już byłam w jednym pokoju bo w nim się już rodzi, ale po przeniesieniu na blok operacyjny już mi zmienili pokój - pielęgniarki przeniosły cały sprzęt łącznie z nosidełkiem i stelażem od wózka, plus moja walizkę- nic więcej nie miałam do innego pokoju. I tam spędziłam kolejne dni a w poniedziałek przenieśli nas na inny oddział bo mały dostał żółtaczki i musiał leżeć pod lampami. Wiec miałam pokój z nim i tam również było łóżko, kanapa dla meza i zaplecze kuchenne. W sumie taki standard. I to był już mój ostatni pokój. Wiec w sumie fakt gdyby urodziła naturalnie to zostałabym w jednym pokoju.
 
KAŻDY PORÓD JEST DOBRY, nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy myślą ze jeśli kobieta zdecyduje się na cc to jest gorsza matka…

Pozdrawiamy z 5cio miesięcznym bąbelkiem 😇
Wiesz czemu ludzie tak myślą? Bo uważają, że trzeba cierpieć, że cięcie to pójście na łatwiznę, że cesarka to nie jest Twoja zasługa jako dawczyni życia, itd. Innymi słowy, jeśli w bólach nie rodziłaś, to coś jest nie tak.
 
Nie masz co obwiniać siebie, po prostu czasem tak się dzieje. To jest coś, na co nie mamy wpływu. Mnie jedynie zastanawia postępowanie medyków - ten balonik i oxy tak „na sucho”, przecież mogli Ci jakoś pomóc. No i ja w ogóle powątpiewam w to wywoływanie przy CC konkretnego dnia jeśli przepływy są OK. Po prostu sama się boję podobnego scenariusza.
Ja mam niby poczucie ze próbowałam ale i tak się obwinialam ze nie tak to miało być. Ale na szczęście mam zdjęcia z cesarki z tej milszej czesci jak podali mi do policzka synka, już zawiniętego i nie sinego. Oraz jak go wyciągają ze mnie - oczywiście nie widać za dużo oprócz główki. Zdjęcia robiła pielęgniarka telefonem mojego meza 🥰
 
reklama
Do góry