nadszedł czas opisania mojego drugiego porodu a też było wesoło
22.09.2012 r. kończyłam akurat 36tc, śnił mi się poród i obudziłam się o 5:20 z dziwnym uczuciem że coś się święci. Michał akurat chciał mleka więc mu je zrobiłam i w trakcie robienia mu mleka poczułam że mi ubiegło. Podałam młodemu flache i poszłam zmienić spodnie od piżamy, ale coś mi nie grało... poszłam do wc z myślą żeby się wysikać, było ciemno więc zapaliłam światła (choć nigdy tego nie robie) i się pokapowałam że to nie były siki tylko wody sobie kapią i to w dodatku już podbarwione krwią. Zadzwoniłam do pracy do męża. Dzień wcześniej narzekał że go czeka kolejny tydzien pracy po 12 godzin, więc mu mówie przez telefon że urlop będzie miał i ma już jechać do domu (kończył o 6stej) bo mi wody odchodzą, usłyszałam tylko jak odkłada słuchawkę. Przyjechał jakoś 5:45, wykąpał się i pojechaliśmy do szpitala. Adam trząsł się jak osika, a ja od początku wkurzona, bo czemu tak długo jechał (dostał ochrzan), czemu się kąpał (dostał znowu ochrzan), potem w szpitalu nie umiał znaleźć mi koszuli i klapek, ja koniecznie chciałam moje mięciutkie ciepłe kapcie bo mi zimno było a on mi wyciągnął klapki pod prysznic
.. czułam już parte skurcze, ale myślałam że mi się wydaje
bo jakoś nie bolało strasznie... położna wzięła mnie na fotel podpięła pod ktg i zaczął się cyrk z pytaniami. były dwie babki i każda pytała o te same rzeczy po dwa razy, raz pytała jedna potem druga zadawała to samo pytanie bo nie słyszała ze ta pierwsza już zapytała, potem ta pierwsza zapomniała ze już pytała i znowu o to samo pytała... klęłam pod nosem na nie bo to było bardzo irytujące... w końcu przestaliśmy im odpowiadać i najlepsze było ich hasło "jest was tu dwoje to niech chociaż jedno odpowiada", "to niech panie zapisują to co odpowiadamy bo sto razy to samo mówić nie będziemy". pytania nie chciały się skończyć a ja w końcu nie wytrzymuję "parte mam, rodzę!!" no i sprawdziła z łaski swojej rozwarcie a tam oczywiście pełne
, ale się kurzyło jak się zbierały wkoło mnie
, mąż podpisywał za mnie jeszcze papiery a już rodziłam (ledwo co do mnie dobiegł), dwa skurcze i mała wyskoczyła na świat o godzinie 6:40. moja reakcja na nia "jejku znowu taka mała glizda, jak ja ją mam ubierać?". na koniec dostałam opiernicz od położnej czemu wcześniej nie przyjechałam, no to jej powiedziałam że przecież spałam i poród mi się śnił... potem przez pobyt w szpitalu śmiały się ze mnie że to ta co pierwszą fazę porodu przespała w domu... następne dziecko to pewnie poród domowy będzie. dodam jeszcze że synka rodziłam od godziny 00:00 do 2:20 mniej więcej szybkość była podobna