reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród Na Wesoło

hahahahaha padłam dziewczyny jak tak się Was czyta to człowiekowi strach przechodzi , kto wie może i ja coś śmiesznego napiszę za jakiś czas....
 
reklama
Dziewczyny:) przeczytanie całego wątku zajeło mi troche, ale uśmiałam się jak nigdy:) Dziekuje za założenie tego wątku. Myślę, ze nie tylko mnie on pomógł chociaż jeszcze jestesmy z M w trakcie starania, ale wielu innym dziewczynom tez. Jak juz będę w ciąży napewno bedzie ten wątek "wsparciem" w chwilach kryzysu:) Oczywiście czekam na nowe opowieści:) Już nie mogę się ich doczekać:)
Trzymajcie się cieplutko moje kochane:)
 
czytając ten wątek nie raz popłakałam się ze śmiechu. Mój M też uwielbia Wasze historie, podczytuje mu urywki. Myślę, że trochę go to wyluzowało przed naszym ważnym dniem. Mam nadzieję, że i mój opis porodu się tu znajdzie. Na razie wcielam w życie pozytywne nastawienie.
 
sandrax - no Ty to juz całkiem niedługo będziesz mogła dołączyć tu swoja historię. Powodzenia - szybkiego i łatwego porodu Ci życzę.
 
nadszedł czas opisania mojego drugiego porodu a też było wesoło

22.09.2012 r. kończyłam akurat 36tc, śnił mi się poród i obudziłam się o 5:20 z dziwnym uczuciem że coś się święci. Michał akurat chciał mleka więc mu je zrobiłam i w trakcie robienia mu mleka poczułam że mi ubiegło. Podałam młodemu flache i poszłam zmienić spodnie od piżamy, ale coś mi nie grało... poszłam do wc z myślą żeby się wysikać, było ciemno więc zapaliłam światła (choć nigdy tego nie robie) i się pokapowałam że to nie były siki tylko wody sobie kapią i to w dodatku już podbarwione krwią. Zadzwoniłam do pracy do męża. Dzień wcześniej narzekał że go czeka kolejny tydzien pracy po 12 godzin, więc mu mówie przez telefon że urlop będzie miał i ma już jechać do domu (kończył o 6stej) bo mi wody odchodzą, usłyszałam tylko jak odkłada słuchawkę. Przyjechał jakoś 5:45, wykąpał się i pojechaliśmy do szpitala. Adam trząsł się jak osika, a ja od początku wkurzona, bo czemu tak długo jechał (dostał ochrzan), czemu się kąpał (dostał znowu ochrzan), potem w szpitalu nie umiał znaleźć mi koszuli i klapek, ja koniecznie chciałam moje mięciutkie ciepłe kapcie bo mi zimno było a on mi wyciągnął klapki pod prysznic :confused2:.. czułam już parte skurcze, ale myślałam że mi się wydaje :sorry2: bo jakoś nie bolało strasznie... położna wzięła mnie na fotel podpięła pod ktg i zaczął się cyrk z pytaniami. były dwie babki i każda pytała o te same rzeczy po dwa razy, raz pytała jedna potem druga zadawała to samo pytanie bo nie słyszała ze ta pierwsza już zapytała, potem ta pierwsza zapomniała ze już pytała i znowu o to samo pytała... klęłam pod nosem na nie bo to było bardzo irytujące... w końcu przestaliśmy im odpowiadać i najlepsze było ich hasło "jest was tu dwoje to niech chociaż jedno odpowiada", "to niech panie zapisują to co odpowiadamy bo sto razy to samo mówić nie będziemy". pytania nie chciały się skończyć a ja w końcu nie wytrzymuję "parte mam, rodzę!!" no i sprawdziła z łaski swojej rozwarcie a tam oczywiście pełne :-D, ale się kurzyło jak się zbierały wkoło mnie :-D, mąż podpisywał za mnie jeszcze papiery a już rodziłam (ledwo co do mnie dobiegł), dwa skurcze i mała wyskoczyła na świat o godzinie 6:40. moja reakcja na nia "jejku znowu taka mała glizda, jak ja ją mam ubierać?". na koniec dostałam opiernicz od położnej czemu wcześniej nie przyjechałam, no to jej powiedziałam że przecież spałam i poród mi się śnił... potem przez pobyt w szpitalu śmiały się ze mnie że to ta co pierwszą fazę porodu przespała w domu... następne dziecko to pewnie poród domowy będzie. dodam jeszcze że synka rodziłam od godziny 00:00 do 2:20 mniej więcej szybkość była podobna:-D
 
Mój poród moze nie był śmieszny ale bardzo miło go wspominam.
W sobotę 34tc+4dni) po kolejnym złym telefonie ( przez cała ciążę było nad nami jakies fatum i co miesiąc dostawalismy telefon o śmierci kogoś bliskiego) jakoś tak dziwnie zaczęłam sie czuć. Dwa dni wczesniej miałam kolejne usg ( chodziłam co 2 tyg ze względu na blizniacza ciążę) więc jakoś zbytnio sie nie zmartwilam. Czułam sie dobrze ale jakies przeczucia miałam. Po południu przyjechali znajomi. Siedzę z koleżanka i czuje uplawy. Ale ze cała ciążę tak miałam to tez nie wzbudziło podejrzeń. Znajomi koło 24 wychodzili a ja ze śmiechem mówię " Martuśka jakby co to moge dzwonić żebyś zajęła sie Jula ? Bo wiesz co cos tak czuje ze jutro urodze" wszyscy w śmiech bo przecież tyle jeszcze czasu , ja czuje sie ok ,dzieci tez ok No ale znajoma sie zgodziła. W niedziele obudzilam sie o 5.30 leze i tak myśle - wstać nie wstać , pecherz ciśnie. Jak nie wstane to sie zsikam a jak wstane to cos czuje ze wody odejdą. I tak leze i leze aż nie wytrzymalam wstalam i co? Tak wody zaczęły odchodzić. Obudzilam malza i mówię " miś wody mi odeszły " a on co " ta ta idź spac" nosz ty. Mówię wstawaj bo mówię poważnie. Skoczył na równe nogi i popłoch. Mówię spokojnie. Idź budz jule ( niecałe 5 lat ) dzwon do Marty a ja ide sie wykompac. Koło 7 przyjechała znajoma Jula je śniadanie ja gotowa ale wszystko na spokojnie bez nerwów. Jeszcze kawę sobie wypilam. Koło 8 stwierdziłam ze juz mozna jechać. Zero skurczy ,zero boli. W szpitalu byliśmy po 10 min. Przyjęli mnie przejrzeli książkę ciazy dali pokój i kazali czekać na lekarza. Przyszedł juz mi znajomy lekarz zbadał i mówi " wody sie sacza ale dzis porodu nie bedzie. Polezy sobie pani u nas jakies 2 tyg bo ciążę da sie jeszcze podtrzymać. Ehe jasne. Mówię ze ja dzis urodze i lepiej zeby sobie sale do porodu blizniaczego przygotowali. Popatrzył na mnie uśmiechnął sie i poszedł. Była wtedy 9.30 jakoś. Koło 10.30 mówię poloznej ze mam bardzo lekkie skurcze i nieregularne. Zbadała i mówi ze porodu nie bedzie bo rozwarcie ledwo na 1 cm. Ok niech wam bedzie. Koło 11.30 wolam położna i pytam czy maja gotowa sale. A ona ze po co jak porodu dzis nie bedzie. Oj mówię żebyście sie nie przeliczyli. Przyszedł lekarz znow mnie upomniał cobym sie nie rządziła ze on widzi ze poród to jeszcze daleko. O 12 wolam położna ze mam parte. A ona ze co , ze jak skoro rozwarcia nie ma. Mówię jak niema jak jest. Ta mnie do badania i blada. Główkę juz wyczuwa. Oj takiego zamieszania to jeszcze nie mieli. Szybko dali mi sterydy na płuca zaczęli szykować sale. Szybko mnie zawiezli. W momencie zbiegło sie 10 położnych. Nawet łóżka nie zdążyli uszykowac jak im mówię ze juz nie wytrzymam wstrzymywać partych i lepiej zeby juz do mnie podeszły bo jeden to sie zaraz urodzi. Juz wtedy zaczęły mnie słuchać. Podlecialy 2 położne jedna mówi poczekaj jeszcze 5 min mówię jasne i buch poszedł party i glowka Tomcia juz po tej stronie za chwile drugi party i mąż przecina pępowinę. Była 12.40. Zabrali Tomcia szybko rozkładają łóżko po czym jedna położna mówi ze mamy troche czasu bo lekarz mówił ze drugi bedzie sie rodził długo bo ok 10 przekrecil sie z pozycji glowkowej na posladkowa. Popatrzylam i mówię ze lepiej niech sie spieszą bo moje dzieci lubią płatac figle. Więc jedna podleciala zeby podłączyć mnie pod ktg druga włącza usg. Kobitka z sonda podchodzi coby zobaczyć gdzie jest drugi i buch poszedł party i nogi Filipa na zewnątrz. Przy drugim partym tlow. Położna krzyczy zeby jej ręczniki na podłogę rzucili bo sie slizga druga wola o ręcznik dla Filipa bo jej sie na dłoniach slizga i buch poszedł trzeci party i W tym samym momencie podleciala położna z rzecznikiem i Fifi prawie ze wlecial jej w rece. Była 12.50
Od razu pobadali dzieci wszystko ok same oddychaly. Ja nawet nie zdążyłam sie przebrać w koszule więc rodzilam w bluzce. Położne zdziwione ze tak szybko poszło. Przyleciał lekarz co mnie badał jak usłyszał ze rodze wchodzi i szok. Ja leze uśmiechnięta a na mnie dwóch chlopcow. A ja mało myśląc do męża " wiesz co weź ty mi na szybko zrób ta moja Emilke urodzilabym juz za jednym zamachem " wszyscy padli. Dzieci zabrali na neatologie bo jednak Wczesniaki mnie poczyscili i o 13.30 mówię do położnych " to juz wszystko? One ze tak więc ja na to " ok to moge juz iść do dzieci" hehe wysmialy mnie i złośliwie podlaczyly na wszelki wypadek pod kroplowke na 4 h. Lekarz jeszcze tylko stwierdził ze wiecej mnie na porodowce widzieć nie chce i ze juz zacznie słuchać rodzących jak mu mówią ze dzis bedą rodzic.

Mam nadzieje ze jak juz zdecydujemy sie na Emilke to tez pójdzie szybko i bezboleśnie.
 
Ostatnia edycja:
Po 1,to podbijam wątek,bo to rewelacja jest :-).
Po 2,wprawdzie rodziłam 3,5 roku temu,ale czytając od nowa te fajne historie przypomniał mi się jeden taki dość zabawny akcent z mojego porodu,o którym kompletnie zapomniałam.:-)
Jak już miałam skurcze parte,no to sobie parłam i mruczałam. Takie Mmmmm....Nie darłam się.Na co mój kochany P. mówi:
-Kochanie,ty przestań może mruczeć,co?
A ja taka wściekła,z piorunami w oczach:
-Ja k... mruczę lepiej niż ty śpiewasz!!
Doktorek parsknął śmiechem,a położna tylko latała oczami ze mnie na P. i z powrotem.:-D
 
reklama
Dobrze, że istnieje taki wątek, dziewczyny które się streasują, może trochę chociaż przestaną :)
Jak ja rodziłam, to położna i lekarz uparcie mówili, że to co mi odpłynęło w domu to nie były wody, a po badaniu "o włosy widać!, jednak miała pani rację". Przyjęli mnie na patologię, bo skurczy nie miałam i mąż dał walizkę do sali (ja chodziłam po korytarzu). Powiedział dzień dobry a po 2 godzinach ją zabrał i powiedział paniom do widzenia, śmiał się, że pewnie chciały mnie tam zabić,że one tam zostały a mnie nawet nie widziały. Jak tam chodziłam to śmieszne było, bo położna pytała są skurcze? są,- ale muszą być co "ileśtam", są?- nie wiem, każę mężowi liczyć, okazało się, że właśnie co tyle trwały. To mówimy, ale położna, że muszą trwać tyle i tyle, to my znowu, że będziemy liczyć i znowu od razu były takie jak trzeba. A w trakcie porodu -już mało zostało, pan podejdzie zobaczy, włosy widać (a mąż miał nigdzie nie zaglądać), mąż poszedł i pokazuje palcami "no tylko tyle ci zostało". Położna mówiła, żebym zachęciłą dziecko do wyjścia, więc ja mówię, michaś wyłaź no!, a ona że tak go nie przekonam. No i śmialiśmy się z mojego trzęsącego się brzucha, jak już urodziłam.
 
Do góry