reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Poród Na Wesoło

no to teraz ja :-) mój maly cud urodzil sie 11.12.2011r. o 2:20 :-) dzien wczesniej miałam zdjęty krążek :-) mam jeszcze zdjęcie z usg z tego dnia. W nocy 10.12 rozmawialismy z mezem i marzylismy jak to bedzie jak juz maly sie urodzi, mąż upieral sie ze w weekend urodzie tym bardziej ze na wizycie lekarz stwirdzil odchodzacy czop i rozwarcie na 1,5 palca. smialismy sie z czegos az ja nagle poczulam pykniecie i lekko zabolalo, powiedzialm tylko "ała" a moj mąż "co się stało" a ja mu na to " a tam chyba nic..." odwrocilam sie na drugi bok i czuje ze robi sie mokro...oho chyba jednak cos sie dzieje... usiadlam na łóżko dobrze ze podlozylam sobie podkład bo w ten dzien zachcialo mi sie przebrac posciel i wyprac tez ochraniacz na materac, zaczely mi odchodzic wody. chcialam isc do wc ale złapal mnie odrazu skórcz odczekałam troche i wstałam do tego wc, musialam isc szybko bo kolejny skórcz nadchodzi a wody dalej sie sączyły... moj sie pyta " JUŻ?!!!!!" przerazony maskarycznie ;-) ja mu krzycze że nie wiem że może prysznic wezme :eek: (idiotka) siedze na kibelki a tam leci i leci i lecie :sorry: i skorcze co chwile i to takie bolące już :confused2: se mysle kurcze przeciez na SR gadali ze na poczatku skorcze beda tak co 30-20 minut a ja mialam odrazu co 3 minuty.... no nic wyszlam z łazienki po drodze mialam ze dwa skorcze :confused2: doszlam do pokoju moj chlop lata i szuka sama nie wiem czego chyba majtek bo byl na golasa:baffled: i sie jeszcze spytal z 5 razy czy juz jedziemy.... ja mówie ze tak i sycze bo znowu skórcze atakowaly :confused2: no i tak z wielkim trudem sie ubralam i o 00:40 wyladowalismy w szpitalu. tam papierkologia i durne pytania po kilku takich pytanich mialam dosc a jak zapytali o nr telefonu meza to im tylko ryknelam " a skad ja mam wiedziec jaki on ma numer tel. do cholery!" :laugh2: a jak zapytali o imie mojego ojca to im powiedzialm "NIE WIEM!". Zbadali mnie wreszcie a tam 2,5 palca rozwarcia... i gadaja ze skorcze mam marne i ze szybko nie urodze :baffled::baffled::baffled: mialam ich dosyc, wyslali nas na przedporodowa na pilke itd byla chyba 1:15 poskakalam na pilce, wody sie saczyly, robilo mi sie niedobrze ale nie żygałam :-p jeczalam i stekalam i wbijałam palce w plecy meża. wkoncu poszlam pod prysznic... a tam zimna woda :angry::angry: zanim z rur splynela letnia to troche to zetrwalo... maz leje mnie prysznicem, i w pewnym momencie zaczol cos grzebac przy swoich skarpetkach (potem sie dowiedzialam ze byl caly mokry :rofl2:) i lał woda po scianie a nie po mnie :angry: "lej mnie po brzuchu a nie po scianie"... po paru minutach prysznica czuje sie coraz dziwniej boli jak cholera do tego nie zrobili mi lewatywy bo u nas nie robia i czuje ze musze na wc... myslalam ze naprawde musze sie załatwic.... usiadalam na trona i zamiast kupy to poczulam parcie główki :szok::szok:dotknelam sie za krocze i faktycznie główka już wychodzila.... musialam wtedy glosno ryknąć "GŁÓWKA?!!!" bo przyleciala polozna odrazu, kaze mi wejsc na jakies dziwne łóżko co niby mialo sluzyc dla wygody przed porodem (bylo takie krzywe w litere S" i sprawdzila czy faktycznie to głóka bo mi nie wirzyla ze tak szybko... i "FAKTYCZNIE PEŁNE ROZWARCIE, MIGIEM NIECH PANI IDZIE NA PORODOWKE" "nie dojde przeciez....:rofl2::angry:" moj maz wiec proboje mnie wziasc na rece, z tym ze lapie mnie za jedno udo..... i proboje podniesc (jego przerazonej miny nie zapomnie do dzis) mowie mu"zostaw mnei sama dojde" i szybko zanim mnie kolejny skorcz zaatakowal zeszlam z tego wyra.... i na golasa pedem na porodowek korytarzem a za mna biegł mój mąż :laugh2: i krzyczał "czekaj wolniej, ja potrzymam" mysle kurde co on chce potrzymac ?:eek:... chcial potrzymac glowke malego... bo myslal ze wypadnie i biegl za mna trzymajac rece miedzy moimi nogami-wyobrazcie sobie ten widok.... . no i tak dobiegliśmy kaza mi sie wgramolic na fotel porodowy... a ja akurat mialam skorcz.. no ale wciagneli mnie jakos , byla godzina 2:00 i każa przec, ja pre ale zle bo dmucham powietrzem... maz kaze mi oddychac i dmucha mi w oczy :rofl2: mowie mu zeby przestal na mnie dmuchac :laugh2: no i przestaje ale oddycha sam jakby sam rodzil :rofl2: bolalo jak nie wiem ale smiac mi sie wtedy tez chcialo jak nie wiem :-D ja pre a tu nic główka nie chce wyjsc i polozna mowi do drugiej"nie przejdzie, musze naciac" :szok::szok: wystraszylam sie i mowie "nie chce naciecia, nie tnijcie mnie" tak sie przestraszylam ze skorcze mi przeszly na pare minut-mialam chwile zeby odetchnac :-) ale juz wiedzialam ze beda mnie nacinac... i chyba z tego strachu poczulam jak mnie nacinaja choc byl skorcz ale ponoc ryknelam wtedy najbardziej z calego porodu... i o 2:20 maly szybko wyskoczyl i odrazu wydal okrzyk ŁA ŁA ŁA ŁA ŁAAAAAaaaaa.... i potem cisza... patrze a on sie rozglada :-) "co sie stalo, co ja tu robie???" o taką miał mine :-D.
 
reklama
U mnie poród zaczął sie w nocy. Zaczne od tego, ze za kazdym razem gdy wstawałam do ubikacji z powodu naciskania na pęcherz maż wybudzał się z pytaniem "To co, rodzisz?". O 1 w nocy 4 stycznia poczułam jak odchodzą mi wody, budze męża i mówię - "zapalaj swiatło i daj recznik". Maz błyskawicznie zapalił światło i pobiegł do łazienki... umyć zęby ;-) (argumentował potem, że to z nerwów). Zwlekłam się z łóżka, bo czułam już skurcze i samodzielnie zaczęłam sie ubierać. o 1.30 bylismy na porodówce, połozna wypełnia papiery i pyta "Co ile ma Pani skurcze?". A ja chociaz przeczytałam 3 miliony ksiazek na temat porodu zapomniałam liczyć (człowiek głupiej w tak ekstremalnej sytuacji)!!!. Nadrabiamy z mezem straty i liczymy - wychodzi, że co 3 minuty. Idę na sale porodową i mówie do meza, że jak będę rodziła to ma wyjść, bo jak zostanie to sie bedę denerwowała. Podpinaja mnie pod KTG - na zapisie skurcze na pozionie 40, a mnie boli jak jasna cholera. Czekamy i czekamy i nic. Maż zgłodniał więc wyjął kanapkę i jadł ja w kaciku. Wchodzi położna - ja wzdycham z bólu, a maż chowa kanapke za siebie (połozna tylko zmierzyła go wzrokiem). Kolejne badanie i okazuje się rozwarcie postępuje powoli, ja skaczę na piłce ile mogę w koncu o 8 pytanie - "czy chce Pani oksytocynę". Zgodziłam się od razu. Kroplówkę podpieli mi dopiero o 9, zaczęła lecieć, skurcze jakby mocniejsze, o 10 kolejne badanie i tylko 6 cm;( Przyszedł mój lekarz i mówi, że trzeba to przyspieszyć - podkrecił kroplówke na full. Jak poczułam te skurcze, to się zaczęłam modlić, żeby wróciły tamte, na poziomie 50;) Na efekt czekałam 3 minuty - po kilku silnych skurczach miałam juz pełne rozwarcie, więc wdrapuję się z mężem na fotel, trzymam go kurczowo za ręke i kazę wyjść z sali. Ponieważ maz de facto nie miał jak wyjść, siła faktu został. Ja w czasie 3 minut partych zmówiłam cała litanie do wszystkich swiętych - uwierzcie, że się da. Jak położyli mi Wojtak na brzuchu byłam w ciężkim szoku, że to juz - kompletnie nie czułam "wychodzenia dziecka". Zanim doszło do szycia zapytałam się lekarza chyba z 20 razy czy bedzie ze znieczuleniem. Obiecywał, że tak, a ja i tak wymachiwałam rękami i mówiłam, że zeszyć sie nie dam i że "samo się zagoi" ;) lekarz w koncu na mnie krzyknął i powiedział, że jak tak dalej pójdzie to "spóźni się na zacmienie słońca" (było akurat o 11)..... Oprzytomniałam.

Nie zmienia to jednak faktu, ze z perspektywy czasu poród wspominam jako fantastyczne przezycie.
 
Ostatnia edycja:
hmmm... co do mojej sytuacji. Miałam poród rodzinny czyt. tylko chłopak dostałam maść na przyspieszenie porodu i miałam czekać aż mi wody odejdą. Więc leżałam na łóżku i oglądałam coś na laptopie gdy w pewnym momencie.... wody mi odeszły więc podniesionym głosem mówię " Tomek chyba wody mi odeszły" On: obrócił to żartem i zaczął mówić" Taka duża i się zesikała po czym chichotał i zaczął mnie rozśmieszać" A le to był początek zawołał pielęgniarkę by i pościel zmieniła a ja stałam owinięta kocem śmiałam się sama nie wiem z czego a najśmieszniejsze jest to że rodziłam w angielskim szpitalu i to co ja mówiłam one nie rozumiały :D pomyślały "nienormalna jakaś- wody jej odeszły a ta się śmieje" hahahah mina pielęgniarki- bezcenna :D:D:D:D
 
Świetny wątek :-D Jeszcze troche bym poczytała i chyba bym już urodziła ze śmiechu. Super opowieści - poprawiają humor i pomagają oswoić strach przed porodem :-) Może w maju i ja coś tu napiszę.
 
reklama
Do góry