reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród na SIEMIRADZKIEGO w Krakowie

Strasznie przykro że takie historie cały czas się zdarzają... Nawet wątek zamarł po tym wpisie :-(
A poród na oksytocynie i ze znieczuleniem już nie jest fizjologiczny :no:
I nie wierzyłam że są miejsca gdzie szyją poranione krocze na żywca!!! Dramat!!! Do szycia kolana znieczulają a do krocza nie zawsze??? Dobrze że się jednak na Ujastek zdecydowałam-mam tam najdalej ze wszystkich szpitali, ale takiej opowieści jeszcze nikt mi z Ujastka nie zaserwował :szok:
 
reklama
Szanowny Czytelniku,

Z przykrością i poczuciem niezawinionej krzywdy przeczytaliśmy posty umieszczone przez
osobę posługującą się nickiem Agata.S. Ponieważ autorka podała na jednym z portali
datę porodu - na podstawie dokumentacji medycznej - ustaliliśmy kto jest ich autorem
i jak rzeczywiście wyglądał przebieg porodu.
Wpis ten zawiera wiele nieprawdziwych
i krzywdzących nasz Szpital twierdzeń.
Pragniemy zatem odnieść się do najważniejszych
z nich.



1. Pacjentki obserwowane pod kątem rozpoczynającego się porodu niekoniecznie muszą przebywać
w Szpitalu. Z reguły przyjmowane są w sytuacji jeśli istnieje konieczność np. obserwacji dobrostanu dziecka, lub potrzeba ich hospitalizacji wynika np. z dalszej odległości zamieszkania od Szpitala. Obserwacja taka ma miejsce w sali przedporodowej, która znajduje się w obrębie oddziału patologii ciąży. Nie ma potrzeby umieszczania takiej ciężarnej w sali porodowej najczęściej aż do czasu rozwinięcia się regularnej czynności skurczowej tj. w momencie rozpoczęcia się tzw. aktywnego
I okresu porodu.
Ciężarne mają tam zapewnioną opiekę wykwalifikowanej położnej.


2. W trakcie pobytu na sali przedporodowej oprócz opieki położnej Autorka wpisu była co najmniej dwukrotnie badana przez dwóch różnych lekarzy i żaden z nich nie widział wskazań do przeniesienia jej na salę porodową i nie można w tej sytuacji powiedzieć, że nikt się pacjentką nie interesował
cyt. „musiałam rodzić na korytarzu sama, bez męża i opieki”.


3. Rzeczywiście zdarza się, że przez niektóre ciężarne kobiety fizjologiczne skurcze przedporodowe odbierane są jako uporczywa często emocjonalnie trudna do zrozumienia dolegliwość /nie rodzę,
a mnie boli/ i jednym ze sposobów łagodzenia tych dolegliwości jest imersja wodna. Zabieg ten nie stwarza zagrożenia odklejenia się łożyska i jest zabiegiem powszechnie stosowanym i zalecanym
jako standardowa procedura w opiece nad kobietą
w przebiegu porodu fizjologicznego. W żadnym też wypadku imersja wodna nie polega na polewaniu brzucha wrzątkiem, czy gorącą wodą.


4. Autorka podała nieprawdziwe informacje co do rodzaju znieczulenia, które zostało u niej zastosowane.


5. Nadużyciem jest stwierdzenie że cyt. „jawnym oszustwem” są wpisy w Karcie Informacyjnej
z Leczenia Szpitalnego, oraz że wiele kobiet po porodach fizjologicznych w naszym Szpitalu ma niepełnosprawne dzieci. Dziecko Autorki urodziło się zdrowe, a poród wg stwierdzenia Autorki przebiegał prawidłowo.
W naszym Szpitalu dokumentacja medyczna prowadzona jest rzetelnie.


6. Poporodowa laceracja szyjki macicy jest zjawiskiem dość częstym i wbrew temu co podaje
Autorka może powstać nawet po jej zaopatrzeniu w trakcie prawidłowo wykonanej kontroli szyjki macicy. Większość drobnych laceracji nie jest wskazaniem do zabiegu operacyjnego i takiego nie wymaga.
Zmiana ta nie powoduje z reguły dolegliwości bólowych u kobiety, stąd też należałoby przeprowadzić szczegółową diagnostykę i badanie konsultacyjne, ponieważ przyczyna opisywanych przez Autorkę dolegliwości może mieć inne podłoże.


Szanowny czytelniku!
Absolutnie nie twierdzimy że jako Szpital jesteśmy idealni i zawsze wszystko nam wspaniale wychodzi to jednak z całą stanowczością chcemy podkreślić, że w naszej pracy mocno się staramy aby każdą pacjentkę traktować indywidualnie z troską pochylając się nad jej problemem. Z wdzięcznością przyjmujemy również każdą merytoryczną krytykę, bo lata pracy
w służbie zdrowia i zdobyte doświadczenie szczególnie w zakresie położnictwa nauczyły nas pokory, ale jednocześnie w łączności z wiedzą teoretyczną /ciągłe szkolenie/ jesteśmy otwarci
i gotowi na trudne i skomplikowane problemy medyczne i takich nie unikamy.
Do samodzielnej oceny Państwa czytających pozostawiamy fakt, dlaczego po półtorej roku od daty porodu, przebiegającego wg Autorki tekstu bez żadnych komplikacji i zakończonego urodzeniem zdrowego dziecka, pojawiły się pretensje i w ten sposób rozpowszechniane krzywdzące opinie o naszym Szpitalu rozsyłane po licznych portalach.
 
Ostatnia edycja:
Witam, jestem tu nowa, do tej pory miałam zamiar rodzic w szpitalu na Siemieradzkiego ale najnowsze opinie które czytam są lekko mówiąc nie najlepsze. Proszę o aktualne informacje na temat warunków oraz cen za usługi w tym szpitalu to jest za:
1. Zzo
2. Poród rodzinny (również w tych odnowionych salach)
3.Sale komercyjne te 1 i 2-osobowe
A może ktoś wie co wpłynęło na wzrost tych cen lub pogorszenie opini i samym szpitalu?
 
A ja myślę,że wiele z tutaj wpisujących swoje opinię, powinno pójśc urodzić do szpitala na Kopernika, ale bez wcześniejszego chodzenia prywatnie do lekarzy z tamtego srodowiska.
Sama tego doświadczyłam, nie dość,że byłam traktowana gorzej niz niejeden pies przy budzie,zarówno w poradni patologii ciąży jak i przed i po porodzie, to jeszcze warunki jakie tam panowały to dopiero zgroza - jedna toaleta, sale 8 osobowe na których leżało 10 pacjetek (min. ja) a między łóżkami wózki z dziećmi i tłum rodziny i ani się wypiąć ani przekręcić...Do tego lekarz po cięciu cesarskim spowodowanym stanem przed rzucawkowym, powiedział do mojej mamy,że było zagrożenie życia i,że już odklejało mi się łóżysko, ale w karcie wypisu oczywiscie nic na ten temat nie było. Dodam jeszcze,że na usg przed cięciem nikt się do mnie słowem nie odezwał co się dzieje, a lekarze mieli minę nie tęgą, co nasiliło tylko mój niepokój, a o cesarce dowiedziałam się, domyslając się że o mnie chodzi gdy wpadł lekarz na porodówkę i dawał zlecenia położnej,tak
jakby mnie tam nie było i mnie nie dotyczyło...
A panie położne gdy trafiłam na oddział septyczny miały pretensje,że przychodzę tak często do dziecka, które leżało piętro wyżej, nie wspominając już,że miałam być wywoływana na karmienie a nie byłam przez co pozbawiono mnie mozliwości karmienia piersią.

Byłam w szpitalu siemiradzkiego 2 razy na łyżeczkowanie j.m. i dwa razy z innych powodów może nie leżałam za długo, ale wystarczyło mi by przekonać się o różnicy w traktowaniu pacjętki, nigdy nie odczułam,że jestem pacjetka leczoną na nfz, pomimo tego,że w sali ze mną były pacjętki prywatnie chodzące, pesonel był miły i na prawdę odczuwałam,że się mną tam zajmują.

Co do opinii to powiem tyle, co pacjętka to opinia, ja o ujastku się nasłuchałam takich paskudnych opinii,że mi się na samą myśl odechciewa, natomiast słyszę ostatnio wspaniałe opinie o Koperniku no i cóż mam zrobić? Jeśli ktos miał szczęście i udało mu się być dobrze traktowanym to super.
Poza tym nie zapominajmy,że każdy szpital połozniczy to machina, i niestety wielki przemiał, przewija sie tam tyle pacjetek,że na prawdę nie dziwi mnie przepełnienie, może dziwić fakt wykonania sal albo najwyżej 5 osobowych albo z przeznaczeniem do 10 bo to już nie jest myślenie o pacjętach tylko o upchnięciu problemu.

Na koniec powiem jeszcze tyle,że niestety w Krakowie nie da rodzić sie po ludzku, bo nie każdy ma prawo wyboru szpitala, który mu odpowiada
Zasłaniając się referencyjnością, wiele ciężarnych zostaje skazanych na przymus rodzenia w tym czy innym szpitalu, a wydaje mi się,że tak nie powinno być.
Zastanawia mnie kto i co decyduje o referencyjności szpitali?

pozdrawiam
 
O referencyjności decyduje min. sprzęt który dany szpital posiada.
Wiesz, w tych wątkach nie chodzi o to, aby pisac kto miał gorzej (masz prawo opisać swój pobyt w wątku o szpitalu na Kopernika).

Ja mam doświadczenie i z Polski i z Szwajcarii, jeśli chodzi o rodzenie dziecka.
Córkę rodziłam w Szwajcarii, wielkim szpitalu (raczej tak dużego nie ma w Krakowie), a czułam się tak, jakbym była jedyną ich pacjentką. I nie trzeba dużo, wystarczy uśmiech położnej i życzliwość lekarza.

Ja w szpitalu na Siemiradzkiego nie rodziłam i nie mogę się tutaj wypowiadać, jedynie moja bliska sąsiadka rodziłam tam bardzo niedawno i stwierdziła, że jesli się wszytsko opłaci (salę, położną, pokój) to warunki są wyśmienite i nawet położne uśmiechnięte ;).
No właśnie, a mnie chodzi oto, że już opłacamy nasze składki zdrowotne na NFZ i dlaczego aby rodzić w przyjaznych warunkach musze jeszcze tyle dopłacać??
 
ale własnie o to chodzi,że widzi się problem dopłacania w prywatnym szpitalu z ustalonym cennikiem, a nie widzi się go w pastwowej placówce, w której jesli się nie opłaci lekarza - czyli chodzi do niego na prywatne wizyty za conajmniej 120 zł + usg to traktuja Cię jak smiecia.
W siemiradzkim wszystko jest jasne i klarowne jak chodzi o opłaty a traktowanie pacjętów przynajmniej w mojej ocenie jest równe.
A jeśli chodzi o opisanie dokładne mojego porodu na Kopernika w tamtejszym watku właśnie się za to zabieram i w ciągu najbliższego czasu możesz się tej opowieści spodziewać.
 
A jeśli chodzi o opisanie dokładne mojego porodu na Kopernika w tamtejszym watku właśnie się za to zabieram i w ciągu najbliższego czasu możesz się tej opowieści spodziewać.

To bardzo dobrze, że chesz się podzielić swoją opinią z innymi. Ja uważam, że każda opinia na wagę złota.

Widzisz, drugie dziecko rodziłam na Ujastku. Nie chodziłam do lekarza z Ujastka, gdyż do Polski przyjechałam na miesiąc przed rozwiązaniem i poszłam do lekarza (znajomego ginekologa, który nie pracuje w żadnym szpitalu).
Na Ujastku nie zapłaciłam ani złotówki nikomu, a na pewno nie dałabym łapówli.

Zreszta o dawaniu "koperty" było niedawno na wątku o szpitalu na Kopernika i tam też wyraziłam swoje zdanie.
 
Jestem autorką wpisu na poprzedniej stronie (str.7), w którym odradzam poród w szpitalu na Siemiradzkiego opisując, jak wyglądał tam mój poród.
Szpital na Siemiradzkiego odniósł się do tego wpisu zarzucając jego autorowi, czyli mi, że w swoim opisie zawarłam wiele nieprawdziwych informacji.


Moja odpowiedź.

Opisałam jak wyglądał mój poród w tym szpitalu. Pisałam prawdę, ale jeżeli jakieś podane przeze mnie informacje nie są prawdziwe, to nie podałam ich umyślnie, a z braku wiedzy. Przeczytałam umieszczony przeze mnie opis ze szczególną uwagą i co do dwóch kwestii nie mam pewności, pierwsza, to czy mogę powiedzieć, że byłam na oksytocynie, a druga, to jakie zastosowano u mnie znieczulenie. Wyjaśnię, że ponieważ doszło u mnie do odejścia wód płodowych w trakcie tzw. „próby oksytocynowej” założyłam, że byłam na oksytocynie, ale nie znam się i nie wiem czy mogę tak powiedzieć. Być może podałam też nieprawdziwe informacje co do zastosowanego u mnie znieczulenia i podkreślam, że nie zrobiłam tego umyślnie, a z braku wiedzy w tym zakresie. Czytałam, że znieczulenie zewnątrz-oponowe działa po 15-20 minutach, a podpajęczynówkowe natychmiast. Moje znieczulenie zadziałało natychmiast, więc byłam przekonana, że to podpajęczynówkowe. Nie miałam złych intencji i chętnie poprawię tę nieścisłość w swoim opisie, jeżeli szpital jest pewien, że się pomyliłam.
Reszta mojego opisu jest całkowicie zgodna z prawdą.

Odniosę się zatem do wyjaśnień szpitala, co również uzupełni mój opis.
Szanowny Czytelniku,

Z przykrością i poczuciem niezawinionej krzywdy przeczytaliśmy posty umieszczone przez osobę posługującą się nickiem Agata.S.
Ponieważ autorka podała na jednym z portali datę porodu - na podstawie dokumentacji medycznej - ustaliliśmy kto jest ich autorem i jak rzeczywiście wyglądał przebieg porodu.
Wpis ten zawiera wiele nieprawdziwych i krzywdzących nasz Szpital twierdzeń.
Pragniemy zatem odnieść się do najważniejszych z nich.

1. Pacjentki obserwowane pod kątem rozpoczynającego się porodu niekoniecznie muszą przebywać w Szpitalu. Z reguły przyjmowane są w sytuacji jeśli istnieje konieczność np. obserwacji dobrostanu dziecka, lub potrzeba ich hospitalizacji wynika np. z dalszej odległości zamieszkania od Szpitala. Obserwacja taka ma miejsce w sali przedporodowej, która znajduje się w obrębie oddziału patologii ciąży. Nie ma potrzeby umieszczania takiej ciężarnej w sali porodowej najczęściej aż do czasu rozwinięcia się regularnej czynności skurczowej tj. w momencie rozpoczęcia się tzw. aktywnego I okresu porodu.
Ciężarne mają tam zapewnioną opiekę wykwalifikowanej położnej.

2. W trakcie pobytu na sali przedporodowej oprócz opieki położnej Autorka wpisu była co najmniej dwukrotnie badana przez dwóch różnych lekarzy i żaden z nich nie widział wskazań do przeniesienia jej na salę porodową i nie można w tej sytuacji powiedzieć, że nikt się pacjentką nie interesował cyt. ?musiałam rodzić na korytarzu sama, bez męża i opieki?.


Mój poród rozpoczął się na zleconej próbie oksytocynowej, ponieważ odeszły mi wody płodowe – było to ok. godz. 18. Zostałam umieszczona na oddziale patologii. Od godz. ok. 23, a więc po ok. 5 godzinach od odejścia wód płodowych, zaczęłam odczuwać bardzo silne skurcze porodowe, z częstotliwością co 4 min. Sądzę, że od tego momentu powinnam znaleźć się na sali porodowej. Nie zostałam na nią przeniesiona przez kolejne 8 godzin, tj. do godz. ok. 7 rano. Kiedy już rankiem przeniesiono mnie na salę porodową, moje skurcze były co ok. 2 i pół min. i były bardzo długie. Mój mąż ze stoperem mierzył mi czas, aby można było podać mi znieczulenie między skurczami, bo wydawało się, że czasu może braknąć, a ja nie byłabym w stanie nie poruszyć się i oddychać spokojnie w trakcie takich skurczów jakie wtedy miałam (zalecenia przy wstrzykiwaniu znieczulenia). Praktycznie mdlałam już z bólu i naprawdę nie byłam nawet w stanie sama się wysikać, mąż musiał mi pomóc. Jestem przekonana, że powinnam była znaleźć się na sali porodowej o wiele wcześniej. Uważam, że nieludzkie było trzymanie mnie na tej patologii do samego rana i brak reakcji na mój ból, a przeniesiono mnie przecież dopiero po moim telefonie do Pani Olimpii (która była moją położną, tzn. zapłaciłam za jej opiekę okołoporodową 800zł.)
Przecież moje skurcze już o godz. 23:00 miały częstotliwość co 4 min. i były tak silne, że już wtedy nie radziłam sobie z nimi. Nie byłam w stanie ani siedzieć, ani leżeć, klękałam, a nawet kładłam się na ziemi, choć normalnie nie dotknęłabym szpitalnej podłogi. Ból był dla mnie nie do zniesienia. Uważam, że powinnam była otrzymać jakieś wsparcie w tym zakresie. W salce na patologii w której byłam niektóre dziewczyny zaczęły płakać i histeryzować widząc jak to wygląda. Wstydziłam się że nie byłam w stanie zapanować nad swoim bólem, a te kobiety były tam tylko na obserwacji - tylko ja byłam rodząca - „chciałam uciec z tej sali”. Wydawało mi się, że chodzenie łagodzi mój ból. Wyszłam więc na korytarz prosząc położną z oddziału, bym mogła po nim pochodzić.
Natychmiast zostałam zawrócona z powrotem na salę, w sposób zresztą bardzo nieprzyjemny. Położna z oddziału poinformowała mnie, że powinnam się przespać, albo wziąć ciepły prysznic. Jej sugestia o spaniu była dla mnie absurdalna poczułam się ignorowana i poniżona. Miałam jednak nadzieję, że prysznic może faktycznie pomóc. Niestety pod prysznicem odczuwany przeze mnie ból bardzo przybierał na sile. Biorąc prysznic nie byłam w stanie utrzymać się na nogach. To był dla mnie koszmar. Położna która przyszła za jakiś czas sprawdzić co się dzieje, tym razem pozwoliła mi pochodzić po korytarzu – zapewne dlatego, że w pokoju była już spora „panika” (nie znam tu lepszego określenia, ale oczywiście nie jest to medycznie stwierdzony stan psychiki moich współlokatorek ).
I tak po tym korytarzu chodziłam już do rana, tj. przez ok. 8 godz. i byłam na nim całkiem sama przez ten czas – choć oczywiście w trakcie byłam badana. Nie twierdzę, że w szpitalu nikogo nie było, ale nikogo nie było przy mnie. Na końcu korytarza jest taki punkt, sądzę że to dyżurka – przez większość czasu nikogo tam nie było. Przez większość casu byłam na tym korytarzu sama. Położna pojawiła się ze trzy razy – z tego chyba dwa razy wzięła mnie na fotel i ręcznie próbowała przyspieszyć rozwarcie mojej szyjki macicy, ponieważ pomimo upływającego czasu moja szyjka macicy nie rozwierała się. Ci co przeżyli wiedzą jak to boli. Byłam też badana przez lekarzy chyba dwa razy. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że nikt nie widział wskazań do umieszczenia mnie na sali porodowej aż do rana. Jak już napisałam przeniesiono mnie tuż po moim telefonie do mojej położnej. To tym bardziej dziwne, bo mogę z tego wnioskować, że bez mojej interwencji nie zostałabym przeniesiona nawet wtedy.

Zatem czy szpital na dniach otwartych pokazuje kobietom również te tak zwane „sale przedporodowe”, czyli oddział patologii, informując je o tym, że:
„Nie ma potrzeby umieszczania (..) ciężarnej w sali porodowej najczęściej aż do czasu rozwinięcia się regularnej czynności skurczowej tj. w momencie rozpoczęcia się tzw. aktywnego I okresu porodu.

i co to w praktyce oznacza.

Czy wiedzą, że być może będą tam rodziły przez kilkanaście godzin, a na sali porodowej tylko przez np. dwie? A może tylko ja byłam tak „indywidualnie” i ze szczególną „troską” potraktowana?

Ja przebywałam tam od godz. ok. 18:00 (odejście wód płodowych) do ok. 7:00 rano, tj. przez ok. 13 godz. a przy tym już o godz. 23:00 miałam skurcze co 4 min. Nad ranem miałam skurcze tak często, że tylko siedziałam i płakałam pod barierką na tym korytarzu - na ziemi, nie było krzeseł. Zadzwoniłam do mojej położnej gdy już nie miałam siły na nic i uwierzyłam, że nikt mi nie pomoże oprócz niej. W 15 min. po telefonie przyszła po mnie lekarka i przenoszono mnie na porodówkę.
A na sali porodowej spędziłam właśnie ok. 2 godz.

Czy którakolwiek kobieta dobrowolnie wybrałaby takie traktowanie??

Kto interpretuje w jakiej fazie porodu przebywa kobieta? Skurcze co 4 min i co 3 min to jeszcze nie jest „aktywny I okresu porodu”? Ból z którym kobieta nie może sobie poradzić nie jest wskazaniem do pomocy jej w zakresie łagodzenia tego bólu? Czy faktycznie nie było wskazań, bym miała do dyspozycji drabinkę, piłkę, czy cokolwiek z przedmiotów obecnych na sali porodowej, a przede wszystkim mogła ten trudny dla mnie czas spędzić z mężem? Mąż czekał na tę chwilę na półpiętrze klatki schodowej całą noc – to dopiero poród rodzinny.

Czułam się tak, jakby zupełnie nikt się mną nie przejmował, jak kolejna klientka, która i tak w końcu urodzi, i po sprawie. Nie czułam się bezpieczna, a nieprzyjemne odzywki położnych potęgowały moje poczucie strachu.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Jestem autorką wpisu na poprzedniej stronie (str.7), w którym odradzam poród w szpitalu na Siemiradzkiego opisując, jak wyglądał tam mój poród.
Szpital na Siemiradzkiego odniósł się do tego wpisu zarzucając jego autorowi, czyli mi, że w swoim opisie zawarłam wiele nieprawdziwych informacji.
c.d.

3. Rzeczywiście zdarza się, że przez niektóre ciężarne kobiety fizjologiczne skurcze przedporodowe odbierane są jako uporczywa często emocjonalnie trudna do zrozumienia dolegliwość /nie rodzę, a mnie boli/ i jednym ze sposobów łagodzenia tych dolegliwości jest imersja wodna. Zabieg ten nie stwarza zagrożenia odklejenia się łożyska i jest zabiegiem powszechnie stosowanym i zalecanym jako standardowa procedura w opiece nad kobietą w przebiegu porodu fizjologicznego. W żadnym też wypadku imersja wodna nie polega na polewaniu brzucha wrzątkiem, czy gorącą wodą.


Uważam za niestosowne nazywanie cierpienia kobiet rodzących „uporczywą często emocjonalnie trudną do zrozumienia dolegliwością”.
Nie wiem też dlaczego szpital w swojej odpowiedzi na mój post pisze o imersji wodnej – czyli jak czytam w różnych źródłach, o porodzie w wannie. Nikt nie proponował mi wanny, ani ja też o niczym takim w swoim poście nie wspominam. Jeśli chodzi o wodę, to na patologii położna proponowała mi relaksacyjny prysznic o którym pisałam. Zaś na porodówce, zanim umieszczono mnie w sali do porodów najpierw trafiłam do sali w której zrobiono mi lewatywę i nakazano wziąć bardzo długi gorący prysznic, lać gorącą wodą po brzuchu. Pod tym prysznicem naprawdę umierałam z bólu i w czasie skurczów, które były już bardzo częste zaczęłam jęczeć. Wówczas właśnie do sali weszła położna, która nakrzyczała na mnie, żebym była cicho, bo nie jestem tu sama a niektórzy śpią. To było straszne. Bałam się, bo nie tak sobie wyobrażałam poród i pomoc personelu medycznego. Miałam siedzieć cicho i „nie egzaltować się”. To było naprawdę straszne.
4. Autorka podała nieprawdziwe informacje co do rodzaju znieczulenia, które zostało u niej zastosowane.


Być może podałam nieprawdziwe informacje co do zastosowanego u mnie znieczulenia, czego nie zrobiłam umyślnie, a z braku wiedzy w tym zakresie. Czytałam, że znieczulenie zewnątrz-oponowe działa po 15-20 minutach, a podpajęczynówkowe natychmiast. Moje znieczulenie zadziałało natychmiast, więc byłam przekonana, że to podpajęczynówkowe. Nie miałam złych intencji i chętnie poprawię tę nieścisłość w swoim opisie, jeżeli szpital jest pewien, że się pomyliłam.
5. Nadużyciem jest stwierdzenie że cyt. ?jawnym oszustwem? są wpisy w Karcie Informacyjnej z Leczenia Szpitalnego, oraz że wiele kobiet po porodach fizjologicznych w naszym Szpitalu ma niepełnosprawne dzieci. Dziecko Autorki urodziło się zdrowe, a poród wg stwierdzenia Autorki przebiegał prawidłowo.
W naszym Szpitalu dokumentacja medyczna prowadzona jest rzetelnie.


Szpital przekręca moje słowa. Nigdy nie napisałam „jawnym oszustwem? są wpisy w Karcie Informacyjnej z Leczenia Szpitalnego”. Napisałam, że mam po porodzie pękniętą szyjkę macicy, a KARTA INFORMACYJNA LECZENIA SZPITALNEGO w pkt.: Kontrola szyjki macicy ma wpis "bez obrażeń". To jawne oszustwo”

Polemizowałabym, czy to nadużycie z mojej strony, że piszę prawdę. Skoro mam pękniętą po porodzie szyjkę macicy, a w karcie informacyjnej leczenia szpitalnego wpis: „ Kontrola szyjki macicy – bez obrażeń.” Chyba że nie rozumiem tego zapisu?? Czy napis „bez obrażeń” oznacza że są obrażenia?

Jeżeli gdziekolwiek wyraziłam się słowami „że wiele kobiet po porodach fizjologicznych w (..) Szpitalu ma niepełnosprawne dzieci.”, to przepraszam. Nie sądzę, bym tak się wyraziła, ale jeśli tak, to przepraszam. Nie mam stosownej wiedzy w tym zakresie.

Moje dziecko urodziło się zdrowe, ale też nie rozumiem podkreślania tego faktu przez szpital. Myślę, że nie jest zasługą szpitala to, że zdrowe dziecko rodzi się zdrowe, tylko jego moralnym obowiązkiem, dlatego nie rozumiem podkreślania przez szpital faktu urodzenia przeze mnie zdrowego dziecka, tak jakby to była jego zasługa. Podobnie fakt ten nie świadczy o jakości mojego porodu.

Nie stwierdziłam natomiast nigdzie, że mój poród przebiegał prawidłowo. Nie widzę nic prawidłowego w trzymaniu rodzącej kobiety, ze skurczami porodowymi co 4 min lub częściej, na korytarzu oddziału patologii przez całą noc. Nie wiem też co sądzić o oksytocynie, i mojej szyjce macicy, która pomimo wielu godzin regularnej akcji skurczowej nie rozwierała się sama (bez ręcznej pomocy położnej) aż do rana.
6. Poporodowa laceracja szyjki macicy jest zjawiskiem dość częstym i wbrew temu co podaje Autorka może powstać nawet po jej zaopatrzeniu w trakcie prawidłowo wykonanej kontroli szyjki macicy. Większość drobnych laceracji nie jest wskazaniem do zabiegu operacyjnego i takiego nie wymaga. Zmiana ta nie powoduje z reguły dolegliwości bólowych u kobiety, stąd też należałoby przeprowadzić szczegółową diagnostykę i badanie konsultacyjne, ponieważ przyczyna opisywanych przez Autorkę dolegliwości może mieć inne podłoże.


…to znaczy wbrew czemu co podaję??? Cyt. „Poporodowa laceracja szyjki macicy jest zjawiskiem dość częstym i wbrew temu co podaje Autorka może powstać nawet po jej zaopatrzeniu”

Nie wiem co oznacza termin „zaopatrzenie” w tym kontekście, ale domyślam się, że właśnie założenie szwów? Mojej szyjki macicy nikt nie zszywał i nie opatrywał. Na szczęście wtedy był już obok mój mąż i również widział wszystkie zabiegi, które wykonano. Po usunięciu łożyska zszyto mi krocze.

Bardzo dziękuję za cenną radę, że powinnam się zbadać. Powiem więcej, to bardzo pocieszające, że pęknięta, niezszyta szyjka macicy „z reguły” – jak to ujął szpital – nie powoduje dolegliwości bólowych.
Szanowny czytelniku!
Absolutnie nie twierdzimy że jako Szpital jesteśmy idealni i zawsze wszystko nam wspaniale wychodzi to jednak z całą stanowczością chcemy podkreślić, że w naszej pracy mocno się staramy aby każdą pacjentkę traktować indywidualnie z troską pochylając się nad jej problemem. Z wdzięcznością przyjmujemy również każdą merytoryczną krytykę, bo lata pracy w służbie zdrowia i zdobyte doświadczenie szczególnie w zakresie położnictwa nauczyły nas pokory, ale jednocześnie w łączności z wiedzą teoretyczną /ciągłe szkolenie/ jesteśmy otwarci i gotowi na trudne i skomplikowane problemy medyczne i takich nie unikamy.
Do samodzielnej oceny Państwa czytających pozostawiamy fakt, dlaczego po półtorej roku od daty porodu, przebiegającego wg Autorki tekstu bez żadnych komplikacji i zakończonego urodzeniem zdrowego dziecka, pojawiły się pretensje i w ten sposób rozpowszechniane krzywdzące opinie o naszym Szpitalu rozsyłane po licznych portalach.


Wracanie myślami to dnia mojego porodu, który odbył się w takich właśnie warunkach nie należy do przyjemności. Nawet czas nie potrafi uleczyć moich pretensji. Pierwsze dziecko, upragniony poród w wybranym szpitalu, wykupienie wszystkich opcji: poród rodzinny 300zł, sala dwuosobowa po porodzie –nie pamiętam ile, położna 800zł. Ale niestety poród w tym szpitalu był dla mnie przeżyciem traumatycznym.
Mam nadzieję, że moja noga nigdy już w tym szpitalu nie postanie.


Nie wspomniałam też nigdzie, że tuż po urodzeniu dziecka powiedziano mi, że moje dziecko miało błoniasty przyczep pępowiny i że mieliśmy dużo szczęścia, że jest żywe. Byłam w szoku, spytałam co to takiego, ale dowiedziałam się że teraz to już nie ważne. Dopiero po wydostaniu się ze szpitala zdołałam poszukać co to oznacza. Uważam, że kilka słów wyjaśnienia kiedy się raczy matkę tego typu informacjami nie zaszkodzi. Bardzo długo nie mogłam się z tego otrząsnąć. A nawiasem mówiąc to czy szpital nie ma aparatu USG na którym widzi takie zagrożenie? Ja nie jestem lekarzem, ale informacja, że moje dziecko mogło umrzeć w trakcie porodu, w momencie, gdy pękł mi pęcherz płodowy i odeszły wody, przeraża mnie i niewiarygodne wydaje mi się fakt, że szpital robiąc badania przed porodem nie widzi takiego zagrożenia. Czy to normalne? Czy każdy szpital go nie widzi?? Jeśli tak, to dziękuję Bogu, że mieliśmy szczęście i modlę się o to, by w szpitalach szybciej zagościł odpowiedni sprzęt. Jak przeczytałam do wykrycia przyczepu błoniastego wystarczy USG z dopplerem. Czy się mylę?
Przeczytałam, że cyt. „przyczep błoniasty to nieprawidłowość polegająca na przyczepie pępowiny na błonach płodowych, zamiast na płycie łożyska bądź kosmówce. Związana jest z ryzykiem groźnych powikłań, takich jak skrwawienie się płodu w razie pęknięcia pęcherza płodowego w miejscu przyczepu.”

Nie życzę nikomu takiego porodu!!!
 
Ostatnia edycja:
Do góry