Jestem autorką wpisu na poprzedniej stronie (str.7), w którym odradzam poród w szpitalu na Siemiradzkiego opisując, jak wyglądał tam mój poród.
Szpital na Siemiradzkiego odniósł się do tego wpisu zarzucając jego autorowi, czyli mi, że w swoim opisie zawarłam wiele nieprawdziwych informacji.
c.d.
3. Rzeczywiście zdarza się, że przez niektóre ciężarne kobiety fizjologiczne skurcze przedporodowe odbierane są jako uporczywa często emocjonalnie trudna do zrozumienia dolegliwość /nie rodzę, a mnie boli/ i jednym ze sposobów łagodzenia tych dolegliwości jest imersja wodna. Zabieg ten nie stwarza zagrożenia odklejenia się łożyska i jest zabiegiem powszechnie stosowanym i zalecanym jako standardowa procedura w opiece nad kobietą w przebiegu porodu fizjologicznego. W żadnym też wypadku imersja wodna nie polega na polewaniu brzucha wrzątkiem, czy gorącą wodą.
Uważam za niestosowne nazywanie cierpienia kobiet rodzących „uporczywą często emocjonalnie trudną do zrozumienia dolegliwością”.
Nie wiem też dlaczego szpital w swojej odpowiedzi na mój post pisze o imersji wodnej – czyli jak czytam w różnych źródłach, o porodzie w wannie. Nikt nie proponował mi wanny, ani ja też o niczym takim w swoim poście nie wspominam. Jeśli chodzi o wodę, to na patologii położna proponowała mi relaksacyjny prysznic o którym pisałam. Zaś na porodówce, zanim umieszczono mnie w sali do porodów najpierw trafiłam do sali w której zrobiono mi lewatywę i nakazano wziąć bardzo długi gorący prysznic, lać gorącą wodą po brzuchu. Pod tym prysznicem naprawdę umierałam z bólu i w czasie skurczów, które były już bardzo częste zaczęłam jęczeć. Wówczas właśnie do sali weszła położna, która nakrzyczała na mnie, żebym była cicho, bo nie jestem tu sama a niektórzy śpią. To było straszne. Bałam się, bo nie tak sobie wyobrażałam poród i pomoc personelu medycznego. Miałam siedzieć cicho i „nie egzaltować się”. To było naprawdę straszne.
4. Autorka podała nieprawdziwe informacje co do rodzaju znieczulenia, które zostało u niej zastosowane.
Być może podałam nieprawdziwe informacje co do zastosowanego u mnie znieczulenia, czego nie zrobiłam umyślnie, a z braku wiedzy w tym zakresie. Czytałam, że znieczulenie zewnątrz-oponowe działa po 15-20 minutach, a podpajęczynówkowe natychmiast. Moje znieczulenie zadziałało natychmiast, więc byłam przekonana, że to podpajęczynówkowe. Nie miałam złych intencji i chętnie poprawię tę nieścisłość w swoim opisie, jeżeli szpital jest pewien, że się pomyliłam.
5. Nadużyciem jest stwierdzenie że cyt. ?jawnym oszustwem? są wpisy w Karcie Informacyjnej z Leczenia Szpitalnego, oraz że wiele kobiet po porodach fizjologicznych w naszym Szpitalu ma niepełnosprawne dzieci. Dziecko Autorki urodziło się zdrowe, a poród wg stwierdzenia Autorki przebiegał prawidłowo.
W naszym Szpitalu dokumentacja medyczna prowadzona jest rzetelnie.
Szpital przekręca moje słowa. Nigdy nie napisałam „
jawnym oszustwem? są wpisy w Karcie Informacyjnej z Leczenia Szpitalnego”. Napisałam, że mam po porodzie pękniętą szyjkę macicy, a
”KARTA INFORMACYJNA LECZENIA SZPITALNEGO w pkt.: Kontrola szyjki macicy ma wpis "bez obrażeń". To jawne oszustwo”
Polemizowałabym, czy to nadużycie z mojej strony, że piszę prawdę. Skoro mam pękniętą po porodzie szyjkę macicy, a w karcie informacyjnej leczenia szpitalnego wpis: „ Kontrola szyjki macicy – bez obrażeń.” Chyba że nie rozumiem tego zapisu?? Czy napis „bez obrażeń” oznacza że są obrażenia?
Jeżeli gdziekolwiek wyraziłam się słowami „że wiele kobiet po porodach fizjologicznych w (..) Szpitalu ma niepełnosprawne dzieci.”, to przepraszam. Nie sądzę, bym tak się wyraziła, ale jeśli tak, to przepraszam. Nie mam stosownej wiedzy w tym zakresie.
Moje dziecko urodziło się zdrowe, ale też nie rozumiem podkreślania tego faktu przez szpital. Myślę, że nie jest zasługą szpitala to, że zdrowe dziecko rodzi się zdrowe, tylko jego moralnym obowiązkiem, dlatego nie rozumiem podkreślania przez szpital faktu urodzenia przeze mnie zdrowego dziecka, tak jakby to była jego zasługa. Podobnie fakt ten nie świadczy o jakości mojego porodu.
Nie stwierdziłam natomiast nigdzie, że mój poród przebiegał prawidłowo. Nie widzę nic prawidłowego w trzymaniu rodzącej kobiety, ze skurczami porodowymi co 4 min lub częściej, na korytarzu oddziału patologii przez całą noc. Nie wiem też co sądzić o oksytocynie, i mojej szyjce macicy, która pomimo wielu godzin regularnej akcji skurczowej nie rozwierała się sama (bez ręcznej pomocy położnej) aż do rana.
6. Poporodowa laceracja szyjki macicy jest zjawiskiem dość częstym i wbrew temu co podaje Autorka może powstać nawet po jej zaopatrzeniu w trakcie prawidłowo wykonanej kontroli szyjki macicy. Większość drobnych laceracji nie jest wskazaniem do zabiegu operacyjnego i takiego nie wymaga. Zmiana ta nie powoduje z reguły dolegliwości bólowych u kobiety, stąd też należałoby przeprowadzić szczegółową diagnostykę i badanie konsultacyjne, ponieważ przyczyna opisywanych przez Autorkę dolegliwości może mieć inne podłoże.
…to znaczy wbrew czemu co podaję??? Cyt. „
Poporodowa laceracja szyjki macicy jest zjawiskiem dość częstym i wbrew temu co podaje Autorka może powstać nawet po jej zaopatrzeniu”
Nie wiem co oznacza termin „zaopatrzenie” w tym kontekście, ale domyślam się, że właśnie założenie szwów?
Mojej szyjki macicy nikt nie zszywał i nie opatrywał. Na szczęście wtedy był już obok mój mąż i również widział wszystkie zabiegi, które wykonano. Po usunięciu łożyska zszyto mi krocze.
Bardzo dziękuję za cenną radę, że powinnam się zbadać. Powiem więcej, to bardzo pocieszające, że pęknięta, niezszyta szyjka macicy „z reguły” – jak to ujął szpital – nie powoduje dolegliwości bólowych.
Szanowny czytelniku!
Absolutnie nie twierdzimy że jako Szpital jesteśmy idealni i zawsze wszystko nam wspaniale wychodzi to jednak z całą stanowczością chcemy podkreślić, że w naszej pracy mocno się staramy aby każdą pacjentkę traktować indywidualnie z troską pochylając się nad jej problemem. Z wdzięcznością przyjmujemy również każdą merytoryczną krytykę, bo lata pracy w służbie zdrowia i zdobyte doświadczenie szczególnie w zakresie położnictwa nauczyły nas pokory, ale jednocześnie w łączności z wiedzą teoretyczną /ciągłe szkolenie/ jesteśmy otwarci i gotowi na trudne i skomplikowane problemy medyczne i takich nie unikamy.
Do samodzielnej oceny Państwa czytających pozostawiamy fakt, dlaczego po półtorej roku od daty porodu, przebiegającego wg Autorki tekstu bez żadnych komplikacji i zakończonego urodzeniem zdrowego dziecka, pojawiły się pretensje i w ten sposób rozpowszechniane krzywdzące opinie o naszym Szpitalu rozsyłane po licznych portalach.
Wracanie myślami to dnia mojego porodu, który odbył się w takich właśnie warunkach nie należy do przyjemności. Nawet czas nie potrafi uleczyć moich pretensji. Pierwsze dziecko, upragniony poród w wybranym szpitalu, wykupienie wszystkich opcji: poród rodzinny 300zł, sala dwuosobowa po porodzie –nie pamiętam ile, położna 800zł. Ale niestety poród w tym szpitalu był dla mnie przeżyciem traumatycznym.
Mam nadzieję, że moja noga nigdy już w tym szpitalu nie postanie.
Nie wspomniałam też nigdzie, że tuż po urodzeniu dziecka powiedziano mi, że moje dziecko miało błoniasty przyczep pępowiny i że mieliśmy dużo szczęścia, że jest żywe. Byłam w szoku, spytałam co to takiego, ale dowiedziałam się że teraz to już nie ważne. Dopiero po wydostaniu się ze szpitala zdołałam poszukać co to oznacza. Uważam, że kilka słów wyjaśnienia kiedy się raczy matkę tego typu informacjami nie zaszkodzi. Bardzo długo nie mogłam się z tego otrząsnąć. A nawiasem mówiąc to czy szpital nie ma aparatu USG na którym widzi takie zagrożenie? Ja nie jestem lekarzem, ale informacja, że moje dziecko mogło umrzeć w trakcie porodu, w momencie, gdy pękł mi pęcherz płodowy i odeszły wody, przeraża mnie i niewiarygodne wydaje mi się fakt, że szpital robiąc badania przed porodem nie widzi takiego zagrożenia. Czy to normalne? Czy każdy szpital go nie widzi?? Jeśli tak, to dziękuję Bogu, że mieliśmy szczęście i modlę się o to, by w szpitalach szybciej zagościł odpowiedni sprzęt. Jak przeczytałam do wykrycia przyczepu błoniastego wystarczy USG z dopplerem. Czy się mylę?
Przeczytałam, że cyt. „przyczep błoniasty to nieprawidłowość polegająca na przyczepie pępowiny na błonach płodowych, zamiast na płycie łożyska bądź kosmówce. Związana jest z ryzykiem groźnych powikłań, takich jak skrwawienie się płodu w razie pęknięcia pęcherza płodowego w miejscu przyczepu.”
Nie życzę nikomu takiego porodu!!!