V
villandra8
Gość
Dla mnie idea rodzenia w domu jest ogromnie ryzykowna.. bo ciąża może być zdrowa, wszystko przebiegać super, do końcowej fazy porodu może być książkowo a potem "nagle" okazuje się że dziecku zostały 2 cm i się zaklinowało (tak było u mnie przy Tymku). I co? gdyby nie było położnej to byłby dramat. Ba! u mnie konieczne były trzy położne które na zmianę brzuchola pompowały i cudem vacuum uniknęłam. A co bym zrobiła w domu z jedną położną? albo w ogóle bez? Rozumiem chęć "powrotu" do naturalnych porodów w zaciszu domowym.. ale czemu nikt nie mówi jaka wtedy, w tych "cudownych" czasach gdy kobiety na polu rodziły, była śmiertelność wśród noworodków i matek??
Popieram w 100%. Podkreślam ostatnie zdanie. Dla mnie szpital to szpital. A dzisiaj może byc już całkiem przyjemnie - system baby room jest coraz powszechniejszy, a do domu puszczają zazwyczaj po dwóch dniach - przecież to nie tragedia. I można ten czas wykorzystać na uzupełnienie wiedzy praktycznej pod fachowym okiem pielęgniarek - tak ja sobie myślę...