ehhhhh nie chce Was tu zanudzać jakimiś smutami....ale nie mam się komu teraz wygadać, a czuje, że jak nie wyrzuce tego z siebie to mnie rozerwie....
Mam ze sobą problem nie od dziś. Od zawsze. Teraz kiedy mam swoje życie, męża, dzieci, dom czuje, że ten problem narasta,a ja zaczynam wymagać od siebie coraz więcej. Mam do siebie pretensje o to jaka jestem, o to, że według mnie nie potrafie stworzyć dobrego domu dla swoim dzieci, że nie potrafie być dobrą żoną, a co za tym idzie nie umiem byc dobrym partnerem w związku.....a wszystko przez to, że wychowałam się w takiej rodzinie a nie innej....i to jest dla mnie ciężarem i tak jak kiedyś przeczytałam kacem na całe życie......Bardzo chciałabym być lepszą matką, bo mam sobie wiele do zarzucenia, ale mam jakąś blokade...nie wiem jak być dobrą mamą...staram się jak umiem, ale im moje dzieci są starsze tym mam coraz większe problemy z ich wychowaniem.....mi nikt nie przekazał żadnych wartości, nikt nie powiedział mi i nikt nie nauczył mnie jak trzeba żyć....wręcz przeciwnie nauczyłam się jak się żyć nie powinno... Czasem myśle, że moje życie to jedno wielkie zaprzeczenie. Od zawsze byłam trudną osobą. Związek z moim Ł wiele mi dał, przy nim znormalniałam, ale nadal nie umiem poradzić sobie z własnymi niedoskonałościami. Wczoraj zaczęłam z moim Ł rozmowe na ten temat. Mój Ł jest taki, że nie zawsze głaszcze mnie po główce. Kiedy na tapecie jest jakiś problem to on otwarcie mówi co myśli i radzi mi zawsze dobrze, pomaga mi rozwiązywać problemy...kiedy trzeba to trzyma mnie za rękę, a kiedy robie coś źle to mi o tym mówi, a nie ściemnia jaka ja to fajna jestem. I to jest prawdziwy przyjaciel. Czasem się wkurzam na niego, że nie przyznaje mi racji we wszystkim, ale po jakimś czasie dociera do mnie, że on ma racje. Takie kryzysy jak teraz dopadają mnie coraz częściej. Trudno mi jest się odnaleźć w tym dorosłym życiu jeżeli prawie za każdym razem musze zgadywac co jest normalne. Boje się co bedzie jutro, że wszystko nagle runie, a ja sie nie podniose....Mój Ł mówi, że każdy człowiek ma wybór i sam decyduje jak żyć i nie trzeba przy tym oglądać się na przeszłość, że z przeszością trezba się rozliczyć. Ja tak nie potrafie, próbowałam odciąć się, ale nie wychodzi mi to, ciągle popełniam czyjeś błędy i robie to nieświadomie.....i tak siebie za to nienawidze......W swoim zyciu zrobiłam więcej złych rzeczy niż dobrych....
Kiedys ktoś mi powiedział, że mi wiecznie jest źle i, że ja zawsze mam jakiś problem.....jest w tym cos z prawdy...tak jestem odbierana przez niektórych którzy oceniają mnie po pierwszym wrażeniu....i zaczęłam wypierać to z głowy, wmawiałam sobie, że wszystko jest ok, że nie mam żadnego problemu, ale przez to problem narastał. I do tej pory tak robie....na zewnatrz wszystko fajnie, a w głowie chaos...
Tak mi dzis źle......Niewiem czy któraś z was zrozumie co napisałam, bo to troche zawiłe....ale musiałam...
Miłego dnia.