Melduje się ''poranna zmiana'':-)
Ostatnie dni miałam straszne.....mówię Wam Kobitki.....trochę źle się czułam, bolała mnie głowa i trochę niedobrze mi było, ale olałam, bo przecież przejdzie. I w czwartek jak mój Ł wrócił z pracy trzeba było jechac na zakupy przedświąteczne, a ja coraz bardziej opadałam z sił. Mój Ł, co mnie zdziwiło powiedział, że sam pojedzie, a ja zamiast zostać w domu i sie położyć to się uparłam, że musze jechać, bo złe mięso kupi i napewno połowy zapomni.........I pożałowałam, że pojechałam. Z połowy sklepu wróciłam się z moją małą do auta, bo nie mogłam na nogach ustać...ból w skroniach był tak okropny, że ledwo na oczy patrzyłam! A w aucie mała tak się darła, a ja nawet nie miałam siły, żeby ją na ręce wziąć. Jak wrócilismy to od razu poszłam leżeć i po chwili do kibla biegiem i łłłłłłłłłeeeeeeeeeee................Głowa nawalała mnie całą noc! Paracetamol wzięłam 4 razy i nic nie pomógł. To chyba jakas migrena chyba była....Na drugi dzień też się do dupy czułam i słaba jakaś jestem ciągle. Niedawno miałam grype żołądkową i teraz znowu masssakraa. Jedyne dobre z tego, że znowu waga spadła.....zaraz się w pół złamie....
nana ja miałam podobną sytuacje. Mój Karol chodził kiedyś do kinderopvang. Po kilku razach zaczął się buntować i nie chciał chodzić. Jak go odprowadzaliśmy to płakał i nie chciał zostawać. Też dziwnie się zachowywał. Jak się tym zainteresowałam to babka z kinderopvang zaczęła na niego narzekać, że się źle bawi i takie tam. I wkońcu stwierdziła, że musimy go stamtąd zabrać, bo inni rodzice się buntują i chcą zabrać swoje dzieci stamtąd. Byłam z Karolem tam pare razy i widziałam jak się te babki zajmują dziećmi, a raczej jak się nie zajmują. Malutkie dzieci płakały w wózkach, a one gdzieś poszły......ja mój karol zrobił coś złego to babka szybko interweniowała jakby on niewiadomo co robił, a jak inne holenderskie dziecko zachowało się tak samo to nie było żadnej reakcji z jej strony.......Podobno moje dziecko było agresywne, a inne dzieci nie, a ja widziałam coś innego. Nie bronie swojego dziecka, bo wiem,że on potrafi dać czadu, ale to było niesprawiedliwe traktowanie. Jemu nie było wolno, a innym holenderskim dzieciom tak. I potem zapierał się rękami i nogami jak musiał tam zostać i jestem pewna, że się bał. Nie chciał podejść do tych opiekunek i nawet spojrzać na nie nie chciał. One też się dziwnie zachowywały. Jakby było cos nie tak. A co do sladów to kilka razy zauwazyłam jakieś siniaki. Także
nana obserwuj bacznie i delikatnie podpytuj syna jak się da....
marzenka opuściłam poranną zmiane ostatnio, zawaliłam dyżur:-) poprawie się. Oj ja też miałam perypetie ze zlewem i brodzikiem......to była masakra!!!! Jak wspomne tą zbierającą się wode to mnie krew zalewa! No to Twój mąż został bohaterem we własnym domu! Gratuluje przetkanego zlewu:-)
Ale sie rozpisałam........jakos nie czuje tych swiat....