no to i ja opowiem swoją historie.w środę 24.02 siedziałam przed komputerem i pisalam na forum jak to bym chciała juz urodzić. byla godzina 14 . nagle cos dwa razy trzasnelo i polecialy mi wody. zadzwoniłam po męża i za pół godziny bylismy już w szpitalu. na izbie szybkie przyjęcie no i polozyli mnie na porodówce. przyszedł lekarz i od razu zaczłą od badania. niestety przy okazji zrobil mi masaż szyjki. diagnoza : rozwarcie na 2 cm. Przyszła polożna i zabrała mnie na lewatywe. raz dwa szybka kupa i na stól. podłączyli mi oxy bo nie chcialo im sie czekac az rozwarcie samo pójdzie. wody miałam przezroczyste i sączyly sie cały czas. wypilam dwie kroplówki co jakis czas przychodził lekarz i robił masaż. bolalo jak diabli, ale nie było ani skurczy ani postepu w rozwarciu. przyszła zmiana poloznych i pozwolono mi pochodzić. wtedy poczułam lekkie skurcze. pochodzilam jeszcze z pół godziny i z powortem wzieli mnie na stół dalej zadnego rozwarcia, znow masaż szyjki. bylo juz po 19. Podali mi jakies dwa zastrzyki, 3 czopki, podłaczyli jeszcze jedna kroplówke i sie zaczeło. Przyszły skurcze niestety krzyzowe. oczywiscie lekarze twierdzili , ze nie ma skurczów , ale ja czulam sie co raz gorzej. zaczełam wymiotowac. co chwile przychodzil do mnie mąż z moja mamą i szwagierka próbujac mi ulzyc w cierpieniu. lekarze i położna na zmiane robili masaż szyjki, ktory byl bardziej bolesny niż same skurcze. wody przestaly sie sączyc ok 24 wtedy też połozna powiekszyła mi rozwarcie do 7 cm. nie zapomne jak 3 pielegniarki mnie trzymaly a ona rozrywała mnie od środka na zmiane z dwoma lekarzami. krzyż bolał co raz mocniej zaczynałam plakac z bólu. ok 2 w nocy zaczeły sie skurcze parte. Pamietam, że bili mnie po twarzy bo traciłam przytomność. Przy partych lekarze probowali rozszerzyc mi szyjke bo okazło sie , ze z lewej strony jakiś mięsien trzymał i dziecko nawet nie zchodziło w dól. Przy parciu połozna wkładała mi ręce w pochwę probójąc pociagnac malego w dól, lekarz klad sie na brzuch wypychajac go a ja modlilam sie tylko, zeby mu nie zrobili krzywdy. zaczełam ich blagac o cearke. w pewnym momencie zapytali sie mnie czy uprawiałam jakis sport . powiedzialam, ze jazde konna i bieganie. powiedzieli, że wszystko jasne, bo mam bardzo rozbudowane mięśnie krocza, przez co dziecko nie jest w stanie sie przedostac. w końcu o 3; 50 nad ranem stwierdzili, ze nie dadza rady nic wymyslic i po 2 h parcia trafilam na sale operacyjna. tam jeszcze dwa razy kazali mi przeć.po chwili dostalam znieczulenie zewnatrz oponowe. bol minął, jednak napięcie i lęk o dziecko dalej byly.. w lampach widzialam jak mnie rozcięto i wyciagnieto malego, jednak krzyku nie słyszalam. zaczelam plakac,po chwili moje uszy wypelnił najpiekniejszy dźwięk jaki tylko mogłam uslyszeć. Krzyk mojego maleństwa. Po chwili przyszli mi go pokazac . Pogłaskałam go po policzku, łzy plynęły mi ciurkiem. Uslyszałam, że jest zdrowy 3220 wagi 54 cm długości w skali appgar dostał 7-8-9 punktów. Pozszywali mnie i przewieźli na pooperacyjną. Bylam zmęczona ale szczęsliwa, że synek jest zdrowy