dziewczyny, ja wreszcie opiszę
na dwa dni przed zaczęły się u mnie dość nieregularne skurcze i takie mocne ciągnięcie w dole brzucha, ale po prysznicu mijał cały ból, więc spokojnie czekałam na kolejne ktg, które już miałam co 2 dni (mimo iż byłam przed terminem, bo wg om był na 18.02 a wg usg na 13.02). Po każdym ktg miałam konsultacje lekarską z badaniem i na ostatnim dowiedziałam się, że mam już 2 cm rozwarcia (wchodzi luźno palec) ale mam czekać na regularne skurcze co 3-4 minuty i wtedy się zbierać. Zaczęło się też plamienie brązowe, raz mniej, raz podobnie jak podczas okresu. Pojechałam na izbę wieczorem, bo zaczęłam się denerwować, że może łożysko się odkleja... Na izbie okazało się, że skurcze w ogóle nie są rejestrowane przez ktg (mimo, że dałabym sobie odebrać drugie śniadanie, że były co najmniej 2 podczas 15 min leżenia....), rozwarcie na 1 palec (czyli dalej 2 cm), odesłali do domu ... śmiałam się jeszcze wtedy, że mały nas testuje, jak szybko i ile razy zanim się wkurzą rodzice, będą jeździć z fałszywym alarmem do szpitala
Najgorsze były te nieregularne skurcze, bo bolało jak cholera, a kiedy zaczynałam nabierać pewności, że jedziemy, one przechodziły...
)) mały też ucichł w brzuchu i rzadko się odzywał, bardziej szturchany przez matkę i po słodkim, ale wiedziałam, że wszystko jest z nim ok, czułam to, w dodatku jego czkawka co najmniej 10 razy dziennie i przeciąganie się (odpychanie się od kości biodrowej i jeżdżenie stópką po brzuchu, wiecznie po prawej stronie
) nie wpędzały mnie w panikę. Podczas liczenia ruchów mały zawsze spał, miał swój rytm, więc zalecane godziny przez doktorka mocno się przesuwały zawsze
Trzeciego dnia, byłam jeszcze sama w domu, rozmawiałam na gg z koleżanką
Skurcz. 15 minut, następny skurcz. 15 min następny. Liczyłyśmy sobie razem co ile i kiedy ewentualnie powinnam się zbierać. Po godzinie były już co 7 minut regularnie.Odszedł czop... Powiadomiłam resztę zapracowanych domowników, żeby postarała się już zbierać z pracy, bo mamy jakąś godzinę, zanim skurcze będą co 4 min i pora będzie jechać. Opieka do starszej córy została zbawiennie zorganizowana
Kiedy przyszły skurcze co 4 min, wydeptywałam ścieżkę w pokoju jak na spacerniaku... Pojechaliśmy. W samochodzie skurcze ustały
))) ale już nie zawróciliśmy, pojechaliśmy sprawdzić, czy rozwarcie poszło dalej. Na izbie przyjęć kolejka... przez dobre pół godziny nikt się nami nie zainteresował... a ja zgrzytałam zębami, bo zaczynało boleć nie na żarty... W końcu przebadał mnie lekarz... gdyby nie to, że trafił w trakcie skurczu i zacisnęłam zęby mocno, wydarłabym się na całą izbę... do delikatnych nie należał... rozwarcie na 2 palce (4cm), kazał usiąść w poczekalni i mierzyć co ile są skurcze. Co 4 min, wróciły
Izba zaludniała się coraz bardziej, kazali mi się przebrać i zaprowadzili na porodówkę. Miałam to szczęście, że udało mi się zostać nie odesłaną, nie podpisałam jak inne po mnie dziewczyny papierka, że zgadzam się na poród na korytarzu.Dostaliśmy naprawdę fajną salę z drabinkami, prysznicem i podgrzewanym przewijakiem... dopiero jak go zobaczyłam i książeczkę zdrowia dla dziecka przygotowaną, dotarło do mnie, że to na pewno zdarzy się już dziś i za kilka godzin mały będzie z nami. Skurcze trochę osłabły, ale rozwarcie postępowało. Co jakiś czas przychodziła położna, ze studentką (mimo, że wpisałam w ankiecie, że nie zezwalam, zmieniłam zdanie w trakcie, była naprawdę bardzo pomocna), badała mnie, podpinała na pół godz do ktg i wpisywała postęp porodu w karcie. Kiedy przy drugim badaniu stwierdziła, że główka malucha jest bardzo nisko i sprawdzała mu szew na główce ze studentką, skurcze zaczęły się naprawdę mocne... weszłam pod prysznic, ale denerwował mnie strumień wody, był za twardy :/ taka fanaberia
chodziłam po sali, wieszałam się facetowi na szyi, jak tylko przychodził skurcz a on mnie mocno przytulał i tak udawało się je znosić. Kiedy rozwarcie było na 7 cm, a położna stwierdziła, że jeszcze trochę to potrwa, poprosiłam o znieczulenie zzo. Wiedziałam, że może spowolnić poród, ale wiedziałam, że pozwoli mi trochę odpocząć po tych 3 wariackich dniach, przy czym anestezjolog powiedział, że zachowam czucie parcia, że zabierze tylko 80% bólu, 20% musi zostawić, żeby poród się nie zatrzymał, ale też że ból będzie się nasilał, kiedy znieczulenie będzie schodziło i że czas, kiedy będzie działało, to około godzina... przez całą godzinę, po wkłuciu w kręgosłup, było mi tak dobrze, miałam zdrętwiały cały tyłek
badanie przez położną i masaż szyjki odczuwałam jak przez szybę
nie bolało
wreszcie mogłam odetchnąć
czułam skurcze, ale nie były one zbyt mocne. Minęła godzina a parte nie chciały nadejść - a może nadeszły i zostały osłabione przez znieczulenie, nie czułam ich. Po godzinie ból zaczął się nasilać, stawał się nie do wytrzymania... dostałam drugą dawkę znieczulenia, miałam pełne rozwarcie, poczułam w końcu parte... ale też i coraz mocniejsze skurcze, anestezjolog mówił, że znieczulenie działa... rodziłam na stojąco, w kucki opierając się o kolana swojego faceta siedzącego na krześle w rozkroku, leżąc na boku i w końcu opierając się o łóżko w pozycji "na pieska"
parte były osłabione, więc musiałam się mocno wsłuchiwać w organizm, kiedy przychodził skurcz... strasznego kopa dodało mi uczucie, kiedy poczułam, że główka małego próbuje się przecisnąć i nagle się cofa. Po 55 minutach udało się wypchnąć główkę i przy następnym 3 parciu poczułam jak wyciągają całego maluszka. Nie plakał - odchrząknął
nie był nawet mocno usmarowany mazią ani krwią, wyglądał jak po kąpieli... dostałam małego na brzuch na 2 godziny, dopiero po tym czasie zmierzyli go przy mnie, zważyli i ubrali. Położna uratowała mi krocze, trochę popękało, ale było to pęknięcie 1 stopnia, więc szwów było naprawdę mało (pamiętam nacięcie przy pierwszym porodzie i swoje przerażenie jak podejrzałam lusterkiem, co ze mnie zostało po porodzie...). Drugi poród był łatwiejszy niż pierwszy, zdecydowanie, była to zasługa mojego faceta, który był przy mnie bez przerwy i był cholernie pomocny, był strasznie spokojny i ten spokój mi się udzielał, choć ostrzegałam go, że mogę go wykląć i zmasakrować jak mnie wkurzy
ale też i dzięki temu, że nie musiałam rodzić w pozycji na plecach, mogłam do końca zmieniać je. Jednak znieczulenie otępiło trochę moje ruchy i przez zdrętwiałe pośladki i nogę byłam trochę mobilnie ograniczona
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że poród był niesamowitym przeżyciem dla nas trojga