Hej, kochane...
U nas nadal choróbsko trzyma....Już nie w takim stopniu, jak przedtem, no, ale całkiem dobrze nie jest.Amelkę zostawiam w domu jeszcze do następnego poniedziałku, by wydobrzała.Zresztą i tak niania ma w piątek wolne, bo coś tam, to te dwa dni mnie nie zbawią.Nawet mi to z jednego względu pasuje, bo na siłach sie nie za bardzo czuję do pracy...
W Sylwestra czuliśmy się, suprajz-suprajz
,okropnie, więc nawet nie mielismy zamiaru czekać do północy.Wyciszyłam telefon, by Amelki nie obudził i sie położyliśmy ok. 22.00.Niestety(?) , "kanonada" taka była, ze nie dało rady spać.Powiem Wam jedno- w Polsce mamy szał na fajerwerki, ale to, co tu się wyprawia, to ludzkie pojęcie przechodzi
.Jak wstalismy o północy, to dookoła niebo było jasne jak w dzień od fajerwerków- i tak dobre pół godziny intensywnego "tłuczenia".Ja mieszkałam w dośc sporym miasteczku, bo prawie 100 tys, ale takiego pokazu nigdy tam nie było, jak tu, na tej wiosce.Z pięterka mieliśmy fajny widok na okolicę,z każdego okna inna miejscowość;-)- no i dookoła, jak okiem sięgnąć, strzelano.Najśmieszniejsze było to, ze Niunia spała jak zabita, mimo wysiłków sąsiadów;-)
.
Choinkę wczoraj rozebraliśmy, bo sucha już była.Nie sypała się jeszcze za bardzo, bo to jodełka była, ale już taki "drapak" się z niej zrobił
.Amelka nie za bardzo happy była
- płakała za choinką.No, ale trzeba byłoby to zrobic prędzej czy później.
Jej "mania świąteczna" jeszcze nie minęła- cały czas gada o Mikołaju, prezentach itd;-)
.A co rysuje, to to jest "Grinch"(nie rozumiem, dlaczego ona tak go lubi, no, ale za dziećmi nie dojdziesz- Grinch jest jej ulubieńcem i nic nie poradzisz
).
Miłego dzionka wszystkim :***