Szatsa - Współczuję Ci strasznie i doskonale rozumiem. Mi to ciągle się wydaje, że ja mimo wszystko go jeszcze kocham, chociaż nie do końca wiem, co to jest, może przyzwyczajenie? On był moją młodzieńczą miłością, kiedyś sobie nawet wymyśliłam, że pierwsze dziecko chcę mieć z nim
![Wink ;) ;)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
no i mam i pewnie na tym koniec. Nie wiem, czy to się ułoży. Wczoraj wydarzyło się wiele, aż trudno wszystko opisać. To nie jest tak, że my nie rozmawiamy, tylko nasze rozmowy są takie bezowocne. Ja ciągle powtarzam, że mi mało tego czasu razem, pomocy przy Dawidzie, to na pomoc odpowiada: "no nie mów, że nie pomagam", a na wspólne spędzanie czasu, że on mi nie zabrania ani wychodzić, ani się bawić, imprezować, ale on woli siedzieć w domu. Owszem, woli, ale lubi też sobie wyskoczyć na imprezkę i tłumaczy wtedy, że przecież raz na jakiś czas mu się należy, że imprezuje wtedy, kiedy najmniej to koliduje z innymi rzeczami. Szkoda tylko, że w drugą stronę to nie działa, bo ja każde wyjście (a było ich od porodu trzy - takie, ze byłam na piwie z koleżanką i wracałam po jakiś 2-3 h) miałam wypomniane. Ja jestem za tym, żeby mieć trochę przestrzeni tylko dla siebie, ale u niego jest tak, że albo w domu, albo gdzieś z innymi, ale nie ze mną tak sam na sam, bo dla niego musi być dużo ludzi, żeby dobrze się bawić. W ogóle swoją nieczułość zaczął tłumaczyć domem i wychowaniem. U mnie to jest tak, że od zawsze na powitanie i pożegnanie dostawałam od mamy buziaka i do tej pory tak jest, mimo, że mam 27 lat. U niego tego nie było. Matka się bała pijanego ojca, a chłopaki matki, bo ich biła za wszystko i taki to wyrósł zamknięty w sobie, nieokazujący emocji człowiek. Z drugiej strony jego brat jest zupełnie inny, fajny, miły, taki do przytulania, a dom przecież ten sam. No nic, niech tłumaczy jak chce, to tylko tak naprawdę tłumaczenie i usprawiedliwianie się przed samym sobą, bo prawda jest taka, że mu po prostu na mnie nie zależy, więc nie zmusi się, żeby okazywać czułość czy robić inne rzeczy mi miłe. W sobotę poszedł na imprezę firmową. Napił się do nieprzytomności, bo jak tu nie skorzystać z okazji, że był beze mnie, w obcym mieście i z fajnymi ludźmi. Nie mam nic przeciwko, ale obiecał, że wróci jak tylko ktoś będzie jechał do domu, od razu pierwszym kursem. Nie zrobił tego. Nie mogłam się też potem dodzwonić. Rano dalej go nie było, ja uparcie dzwoniłam, aż jego telefon odebrała jego szefowa... Pytam jej, gdzie jest Robert, a ona na to, że koło północy go odwiozła do domu, a telefon zostawił u niej w samochodzie. A to było koło 10 rano. Ja w rozpaczy, czemu go nie ma, co się stało, myśli najgorsze, bo jezioro obok, on pijany do nieprzytomności, straszne rzeczy. Koło 11.00 zadzwoniłam na policję. Okazało się, że jest na izbie wytrzeźwień... Zgarnęli go spod naszego domu, bo zasnął na schodach, a wcześniej się na nich wypieprzył i miał rozbity nos. Czekałam aż wróci. Przyszedł, ani przepraszam ani nic, poinformował mnie, że był na wytrzeźwiałce i że zgubił telefon, ale nic nie pamięta. Odpowiedziałam, że wiem i że telefon jego już mam. Wziął telefon, zadzwonił do brata i z dumą opowiadał, jak to się imprezka dla niego skończyła. Opanowała mnie taka wściekłość, że nie macie pojęcia. Ja tu z siebie wychodzę, ryczę od samego rana, że coś mu się stało, a on sobie żartuje, że na izbie wylądował. Postanowiłam zabrać mu za to jego zabawkę - ustawiłam hasło na komputer, więc nie mógł grać. Wyobraźcie sobie, że wpadł w taką wściekłość, że stwierdził, że za takie moje zachowanie on ze mną zrywa. Czaicie, za kompa!! I moje zachowanie tu było najgorsze, a nie to, że sobie tak imprezował i chlał, że na wytrzeźwiałce wylądował i bez słowa przeprosin jak gdyby nigdy nic wrócił do domu po dobie nieobecności. Powiedział mi również, że nie chce nigdzie wychodzić, bo spędzanie czasu ze mną nie sprawia mu przyjemności, a granie tak. Że nie zamierza już remontować tamtego domu, bo skoro się rozstajemy to zostaje tu gdzie mieszkamy, że nie będzie wywalał kasy na remonty to go będzie na wszystko stać, kupi sobie nowego kompa i samochód, itd. Ja byłam w takim szoku, że aż ciężko mi było coś powiedzieć. Wyszłam z domu jak tylko udało mi się położyć Dawida spać, jak wróciłam to R już spał, a o 2 w nocy pojechał do pracy i tak to do piątku go nie będzie. Pogadałam sobie ze swoją mamą i jego mamą o tym wszystkim i oczywiście jego mama to powiedziała, żebym nie odchodziła od niego, bo że łatwo przez głupotę odejść, a potem ciężko wrócić. Nie wiem, dla mnie to nie jest żadna głupota, za dużo przykrych słów prawdy usłyszałam. Niesamowite jak sobie człowiek uświadomi, że jest mniej ważny niż głupi komputer. Po prostu wierzyć się nie chce. Nie zerwał ze mną wtedy jak się pokłóciłam i zwyzywałam z jego matką, a za hasło na jego zabaweczce tak. Na razie czekam do środy na wyjazd do mamy (w środę mamy lekarza, a mama akurat też będzie w naszym mieście, to zabierze od razu mnie i Dawida). Tylko nie wiem co potem, naprawdę. Jeszcze i mamy wesele w następną sobotę. Nie wiem, jak to ma wyglądać. Przepraszam Was, że taki elaborat z tego wyszedł, ale naprawdę nie mam komu się wygadać, a Wy znacie mniej więcej sytuację. Jedno jest pewne, ja i tak się wyprowadzę na tą wioskę z nim czy bez niego, bo w mieszkaniu jego matki nigdy nie będę się czuła jak u siebie. Remont po prostu się przeciągnie, jak nie dołoży na niego kasy, ale dam radę. Muszę być silna i konsekwentna, mam przecież cudownego synka, o którego muszę dbać w pierwszej kolejności.