Witam się i ja. Od niedzieli zjadają mnie nerwy. Głowa boli i oczy mam jak królik.
Mój Seba w niedzielę zaczął skarżyć się na nóżkę, że go boli w kolanie. Albo ją miał wyprostowaną albo zgiętą i wył z bólu. Zrobiłam okłady z sody, przykładałam liście kapusty a dodatkowo jeszcze Nurofen przeciwzapalny.
Noc z niedzieli na poniedziałek była koszmarna, bo kręcił się i kręcił. Ale rano uspokoiło się.
Wieczorem znów zaczął się koszmar, więc zapisałam go do pediatry we wtorek i poszliśmy.
Skierowano nas do W-wy do Szpitala Dziecięcego - Chirurgia i Ortopedia. I tu znów koszmar, bo pobieranie krwi w dodatku dwa razy - w jednej probówce zrobił się skrzep
Przy RTG też był koszmar bo mały bał się aparatu - ale poszło jakoś 5 zdjęć trzeba było robić - bioderka kolana, osiowe
szok i szok.
Takiego strachu w oczach dziecka jeszcze nie widziałam.
Dodam, że w połowie lipca też byliśmy z podobnymi objawami, ale zalecono tylko okłady z sody i przeciwzapalne środki, po których w 2 dni przeszło wszystko.
Tamtym razem nie dał sobie ni w ząb zrobić badania RTG.
Wróciłam wczoraj do domu po 5 godzinnym pobycie w szpitalu z mega bólem głowy. Jeszcze w pracy na radzie się trochę zdenerwowałam.
Sądny dzień był.
Bałam się wyników badań z krwi, bo wiadomo jak coś się dzieje to człowiek myśli o najgorszym - nie wiem czy tylko ja taka jestem?
Ale wyniki krwi wyszły rewelacyjnie, trochę podwyższone OB - tym raczej pani lekarka nie kazała się przejmować.
Dała na dziś skierowanie na USG bioderka lewego i kolana lewego. Nasz pech, że wczoraj już lekarza od usg nie było.
Powiedziała, żeby jutro przyjechać na to badanie między 9 a 13.30. A dziś jak przyjechaliśmy to pani radiolog powiedziała, że lekarz od USG jest dopiero od godziny 14.30
Informacja działa jak nic - co mi po przeprosinach, że lekarz nie wiedział jak pracuję pracownia USG.
Cholera jasna - wróciliśmy do domu i na 14.30-15.00 jedziemy znów.
Dobre jest to, że w domu ogarnęłam trochę i zrobiłam rosół - obiad już jest.
Mam nadzieję, że na USG wyjdzie co i jak. Strasznie mnie denerwuje fakt, że o wszystko trzeba walczyć - gdybym poprzednim razem nie zapytałam o RTG to pani lekarz w ogóle by nie zleciła. Swoją drogą mały nie dał sobie wtedy zrobić a tym razem już trzymaliśmy i poszło.
Nerwy mam dalej, ale już spokojniej do tego podchodzę.
Ileż jeszcze trzeba dziecku cierpieć.
Zmykam zjeść rosołek i szykować się.
Buziaki i do milszego klikania.