Ale się tu odfajkowywujecie na liście

To ja też sru! ptaszek, że jestem. I prosze o usrawiedliwienie nieobecności;-)
Rzyganko się skończyło, teraz sraczka na tapecie. Ale grunt, że apetyt wrócił częściowo, bo już się załamałam.
Niedzielny wieczór w szpitalu był niesamowity. Pati rzygała w poczekalni i wcale nie do tacki, którą dostaliśmy, ale prosto w moje ramię. Jak tylko szło rzyganko, to ona się do mamusi przytulała (i nie dziwota) więc wyglądałam i czułam się wprost cudnie

Dostaliśmy jakieś cuś do picia dla niej na odnowienie elektrolitów, ale się wypięła na to totalnie i awanturę zrobiła. Więc dostaliśmy zamiennik - 7up


Lekarz ją wyoglądał na wszystkie strony po 4 rano. Wszyscy mieliśmy już serdecznie dość. Lekarz też - tylko jeden był na dyżurze- a taki pogodny, że nawet młodą rozbawił.
No i koło 5 dotarliśmy do domu. Z worem kocy, tetrówek i ubrań, które wiadomo do czego się nadawały.
A rano co miałam? Rozmowę o pracę. Normalnie ja to mam szczęście
Rozmowa nie poszła, ale cóż. Nie ta, to inna.
Nie wiem co u Was. Nie mam jak poczytać. Będę na bieżąco.
Ula bo pytałaś, dziewczyny się przeniosły dzielnicę dalej więc odwiedzamy się. Smutno tylko tak ogólnie było, że się cicho zrobiło.