Witam czwartkowo!
Nie mam cos dziś weny twórczej, więc sie rozpisywać nie będę. Jestem zła, chciałabym już być po. Mam dość bycia w ciąży, zwłaszcza w takim stanie, gdzie to ani sie obrócic w łóżku, ani ruszyć, bo wszystko boli, ciagnie i dokucza
Juz dzis w nocy myślałam, ze to jest to. wczoraj od powrotu od ginki, która przy okazji badania zrobiła mi masaż szyjki (mało przyjene doznania
) brzucho mnie bolał i to coraz mocniej, nawet w nocy. Obudziłam sie o 3 i do 5 nie mogłam usnąć. Pomyslałam, że jak nie przejdzie to rano z M pojedziemy do szpitala. ale zasnęłam i przeszło :-(.
Teraz znowu mnie trochę boli, ale mniej niż wczoraj. Mimo to mam wrażenie, ze do weekendu powinnam się rozpakować. Pozostaje czekanie. A to jest najgorsze.
I chyba bede czekała na wody, bo ja tych skurczy to liczyć nie umiem. Ja mam wrażenie, ze mnie cały czas boli, tylko czasami bardziej, czasami mniej. I nie wiem kompletnie jak ten czas miedzy sie liczy. Od jednego momentu jak się nasila do nastepnego momentu nasilenia. Czy od końca do początku. Nic już nie wiem.
a u mnie też piekna pogoda i pranie się suszy na balkonie.
No i sie cieszę, bo właściwie wyzdrowiałam. Katar w sladowych ilościach tylko pozostał. M też prawie zdrowy jest, tylko, ze jemu zajęło to 3 tyg, mi ponad tydzień. Ale tak to jest jak się unika kuracji czosnkowej ;-)
Dużo zdrówka dla Laury z okazji urodzinek!!!