Ja jeszcze nigdy sie niespodkalam z zadna nietolerancja jesli chodzi o to ze moj maz jest irlandczykiem.kazdy jest wogole zaskoczony ze to nie polak,w miasteczku gdzie mieszkam nie spodkalam sie oprocz mojej znajomej ktora ma tez meza irlanczyka z parami miesznymi.polak z polakiem trzyma tak mi sie wydaje ale takze bariera jezykowa stoi na przeszkodzie,ja pamietam jak poznalam mojego meza to wyobrazcie sobie dziewczyny ze jak angielskiego w zab,ze slownikiem chodzilam i nawet on dzisiaj mowi jak on mogl miec taka cierpliwosc,do mnie
a ja mu odpowiadam to nie cierpliwoas to milosc.
Widzisz Bina66, twój mąż nie doznał nietolerancji, bo jest z Europy Zachodniej..jest z kraju, który wielu Polakom daje chleb...Jest szanowany, bo to kraj "lepszy" niz Polska...
Wierz mi Kochana, nie chciałabym być cudzoziemką z bliskiego wschodu w Polsce...Mam męża stamtąd widzę co się dzieje, mam przyjaciółkę z Algierii, która robi u nas Doktorat i jest muzułmanką w pełnym tego słowa znaczeniu, tzn nie ukrywa tego - ubiera się przykrywając całe ciało i chodzi w Hijabie...Widziałam i słyszałam wiele oszczerstw na ulicy na jej temat, gdy razem szłyśmy - na szczęscie ona nie zna polskiego...Ona sama, mówi mi o tym jak traktują ją na ulicy, wytykają palcem, nawet sam opiekun jej pracy doktoranckiej powiedział jej takie słowa: że nie życzy sobie by przychodziła do Instytutu w tej szmacie na głowie...Ale ona trwa w swej wierze i nic nie zmienia, stąd dotyka ją nienawiść z każdej strony..A jest tu sama, mieszka sama, ma tylko Nas zyczyliwych jej ludzi i rodzinę przez internet...Czeka końca swojego stypendium odliczając dni, bo tu nie da się żyć...
Ja osobiście byłam cudzoziemką, ale w USA...Byłam tam w sumie niemal 9 miesięcy...Nietolerancji nie zaznałam, ale czułam taki fałsz ze strony Amerykanów...Uważali się za Bóg wie kogo (nie obrażając nikogo)...
W oczy ładnie się uśmiechali, a za plecami wiele słów padało na mój temat...
Ale u nas w Polsce ludzie mówią Ci w twarz co o Tobie myślą, gdy jesteś Inny...
Mój mąż pracuje w chińskiej firmie, rozumie i mówi po polsku w przeciwieństwie do chińczyków tam pracujących..Przychodzi tylko do domu i opowiada jakie obelgi, obmówienia padają z ust Polaków na tych niczemu winnych Chińczyków...
Muszę Wam powiedzieć, że poznałam wielu chińczyków (znjaomych męża) i są to bardzo życzliwi, przyjaźni i zawsze uśmiechnięci ludzie...łącznie z moją teściową, która odwiedziła nas na 3 miesiące..
Polacy są niezmiernie fałszywymi rasistami...Uważają się za pępęk świata, a tak naprawdę niczym się nie wyróżniają...nie są tolerancyjni wcale...
W firmie mojego męża wszyscy siędo niego uśmiechają, życzliwie się zwracają...Kiedy dochodzi do jakiejś firmowej imprezy i alkohol mają pod wątrąbą zaczyna się ujawniać prawdziwe oblicze "życzliwych mu polskich kolegów/koleżanek"...zaczynają się wówczas dyskusje na temat islamu, któe za wszelką cenę muszą się skończyć przekonaniami Polaków...argumentują do końca, nie chcąc uszanować czyichś idei, przekonań...Nie dociera do nich, że ktoś może wyznawać ten "przeklęty islam"..Problem jednak tkwi w tym, że oni nie mają o niczym pojęcia, poza tym czego naoglądali się w TV, nie znając prawdziwych faktów...Przecież nikt nie neguje ich wiary..nikt ich nie pyta dlaczego tak czy siak...Ale oni muszą być mądrzy i dyskutować na tematy innych...
Często wstydzę się za to, że jestem Polką...naprawdę...
Odkąd jest mężatką tak naprawdę wiele osób się ode mnie odwróciło...w tym także rodzina...Jestem w końcu inna...Nie mam ślubu kościelnego - tylko cywilny..Moje dziecko jest nieochrzczone...żyję w brudnym, przeklętym związku..Jeśli dochodzi mimo to do jakichś spotkań ze znajomymi, tez nie jest przyjemnie..Nie dociera do nich, że ktoś po prostu nei pije alkoholu lub nie je świni...Pada wiele różnych niesmacznych komentarzy..
A stosunkując się do tematu na temat wychodzenia gdziekolwiek, by zmienć atmosferę...Ja rzadko mam takie chwile...:-(
Nie mamy z kim zostawić Aishy - i jeśli wychodzimy to razem we trójkę...Zwykle jest to jakiś obiadek w restauracji czy niedzielny spacer w Parku, czy tez jakaś wycieczka...
Ostatnio, to były Świeta i Sylwester w Pradze...Niby zaledwie 600km odległości od centrum Polski, ale ludzie i świat o niebo lepszy niż tu..Czechów nie omieszkam się nazwać przyjaznymi i otwartymi dla cudzoziemców, tolernacyjnymi i życzliwymi ludźmi...
I jak tylko mój mąż zdobędzie prawo do pracy umożliwiającej mu opuszczenie Polski, bez wahania zgodzę się wybyć z tego kraju...Ale póki co jeszcze min. 2-3 lata musimy być tu..:-(