Szafirek, pierwszą ciążę przerabiałam, że się tak wyrażę "bezobjawowo", gdyby nie brak miesiączki to nawet nie wiedziałabym, że jestem w ciąży, dopiero ok 4 miesiąca wzięło mnie na zachcianki, w zimie, na spacerze jadłam lody, w litrowym wiaderku, sypał śnieg pamiętam, potem jabłka, a jeszcze potem chrupki kukurydziane. Właściwie nic mi nie było, nawet w 7mcu wybrałam się do mamy, do Nemiec, w szesnastogodzinną podróż, wracałam miesiąc później, ale odbiło się to na moim ciśnieniu i obrzękach, ginekolog za karę zamknął mnie na patologii ciąży. Drugą ciąża już dała o sobie znać (wiadomo czym), czułam podwyższoną temperaturę (37.2) i miałam lekkie mdłości oraz zawroty głowy (szczególnie w pracy, jak w piwnicy trzeba było na windę czekać), senność zwalała z nóg (potrafiłam w pracy, na samym widoku spać na siedząco, dodam, że pracowałam w hotelu), no i potrafiłam dostać choroby lokomocyjnej... w tramwaju, trwało to jednak bardzo krótko, po 3 mcu przeszło, ale jak Janek mi "siadł" na pęcherzu to już do porodu go czułam i szybkie chodzenie odpadało, bo po prostu kłuło mnie jak bym zapalenie jakieś miała.