Witam dziewczyny.Mój przypadek jest podobny. 17 grudnia 2014r. Odeszły mi wody 2 godz. Przed wizytą u ginekologa. Byłam w 17 tygodniu. Karetka przyjechała bardzo szybko a mieszkam ponad 20km od Ostrowa. Zajęli się mną na prawdę profesjonalne pocieszali, że jeszcze nic straconego, że grają teraz na czas, im szybciej znajdę się w szpitalu tym lepiej. Co z tego.. oni grali na czas a na izbie przyjęć kazali mi iść najpierw wypełnić papiery ,potem iść do gabinetu ,wiec wody cały czas wypływały..przyjmowała mnie dr Gronowska większej wiedźmy nie znam!! Najpierw badanie po którym czułam się jak po gwałcie, powiedziała że jest rozwarcie na 2cm. Następnie usg całkowity brak wód a maleństwo zaczęło się przykurczać. Zaczęła się kłócić z pielęgniarką, który to tydzień z miesiączki 15 a z usg 18 a byłam w 17. Kłótnia trwała jeszcze 5min. Faktycznie w tej sytuacji było to bardzo istotne. Potem powiedziała tylko, że nic już z tego nie będzie i kazała się przebrać w rzeczy szpitalne. Położyli mnie na patologii tam kolejne 15min. Biurokracji. Dostałam gorączkę dreszcze i w końcu zajął się mną ordynator Gostomczyk. Kazał podać leki, żeby nie doszło do zakażenia ,oraz leki na uspokojenie i gorączkę. Zabrał mnie na usg. Okazało się, że wody nachodziły i wpływały był to proces nieodwracalny. Ale tętno dziecka wzrosło dziecko przyjęło normalna pozycję i jego parametry były w normie. Powiedział mi, że sytuacja jest bardzo poważna mam się liczyć z najgorszym, ale będzie walczył o mnie i moje dziecko. Jeśli nie będzie zakażenia a parametry dziecka będą w normie to jest nadzieja ,że uratujemy dziecko. Od razu miałam lepszy humor i wróciła wola walki. Dostawałam serię kroplówek zastrzyków do mięśniowych itd. Opieka położnych była świetna fizycznie i psychicznie, dawały mi nadzieje i były na prawdę na każde moje zawołanie. Niestety kolejnego dnia był obchód dr idiota debil Piotr Szczublewski nie dość, że przy wejściu spojrzał na mnie jak na niepotrzebną rzecz to jeszcze ironicznie z wielką pretensją spojrzał w papiery i powiedział: ale Pani wie że leżenie nic nie da? Który to tydzień 17..tu nie ma szans dla tej ciąży tak ją Pani straci..
byłam w takim stanie psychicznym, że miałam ochotę wstać spakować się i jechać do domu. Najwyraźniej przeszkadzałam temu panu. Nie wiem co w tej sytuacji miałam zrobić? ubrać się i wyjść skoro leżenie nie miało sensu? Jeden lekarz kazał leżeć drugi uznał ze to sensu nie ma, jedna od razu chciała mi zabieg robić, drugi chciał nas ratować..
Po słowach dr Sz. Rodzina skontaktowała się z ordynatorem dr. Gostomczykiem który kazał mnie uspokoić i nie słuchać tego lekarza ,ponieważ on się mną zajmuje i nawet jak go nie ma, jest na bieżąco z wynikami oraz stanie zdrowia moim i dziecka. Uspokoiłam się. Kolejnego dnia pobolewał mnie brzuch powiedziałam o tym położnej która zadzwoniła do dyżurującej lekarki okazało się , że to znowu Gronowska, która przekazała położnej : ja przecież mówiłam tej kobiecie, jak to się skończy żeby zdawała sobie z tego sprawę niech już nic nie je przez cały dzień.
Dodam, że nie zostałam zbadania a nikt nawet nie zapytał o rodzaj bólu. Ordynator dowiedział się o tym i przyszedł na oddział zapytał o ból zbadał mnie i okazało się, że przez leżenie bolały się jelita a ból był podobny do skurczy. Pozwolił mi jeść i wstawać już do WC. Jak tylko mogłam znowu wstawać tak jelita wróciły do normy wyniki były coraz lepsze a moje samopoczucie bardzo się poprawiło. Każde usg było coraz lepsze chodź dziecko rozwijało się bez wód. 24 grudnia w wigilię rano wysunęła się pępowina..dr Lubecki miał dyżur bardzo miły i przyjemny człowiek delikatny podczas badania i przekazywania informacji o stanie zdrowia i całej sytuacji. Okazało się, że niestety przez to rozwarcie kiedy dziecko się ruszało pępowina wyleciała. Nie mogli już niestety nic zrobić. Dostałam 2 czopki i czekałam na skurcze, ponieważ musiałam urodzić normalnie jest to podobno lepsze jeśli kobieta chce starać się jeszcze o dzieci. Była godzina 12 w południe o 15 ból nasilał się,ale po badaniu okazało się, że nie ma rozwarcia, musiałam czekać. O 20 ból powoli znikał. Mąż pojechał do domu bo myśleliśmy że już nic z tego. O 24 bóle zaczęły wraca do 3 w nocy były coraz mocniejsze dostałam zastrzyk na rozpulchnienie szyjki. O 5:20 bóle były ogromne i czułam parcie prawie urodziłam na łóżku ,ponieważ w 5miesiącu ciąży nie bardzo analizowałam jeszcze informacje o porodzie jaki to rodzaj bólu itd. A że mam duży próg bólu, przypominał mi ten który miałam co miesiąc przy okresie.
W pokoju leżała ze mną kobieta w tej samej sytuacji bez wód tylko że w 30tygodniu ciąży. Starałam się gryźć poduszkę ,żeby jej nie budzić a przy tym połowę oddziału..położne wzięły mnie do zabiegowego tam już tylko 3skurcze i było po wszystkim..5.30 urodziłam naszego synka niestety już martweg
tym że to chłopiec poinformowała mnie położna był duży jak na ten tydzień ciąży 17cm i 308g. Położna zadzwoniła po lekarza,który kazał dzwonić jak juz będzie po wszystkim.Nie było innych zabiegów bo były to Święta większość kobiet wypisano do domu. Położna przez cały czas tuliła mnie, ocierała łzy pocieszała , poinformowała że jest możliwość zrobienia sekcji ale wyskrobin, oraz zabrania dziecka, żeby je pochować i wie że teraz nie myślę trzeźwo, ale musi mnie o tym poinformować. Lekarz dyżur miał dr Mazik bardzo miły i wrażliwy lekarz, również pytał czy wiem co będzie robione na czym polega zabieg łyżeczkowania itd. Trwało to 30min. Obudziłam się w pokoju gdzie znowu położna informowała mnie o wszystkim i nadal wspierała i pocieszała, że będę miała jeszcze dzieci, że zabieg był bardzo dobrze zrobiony lekarz robił to bardzo delikatnie itd. Faktycznie nie dostałam leków przeciwbólowych po 3godzinach byłam wyspana i pełna sił. Mogłam wstać jeść i czułam się na prawdę dobrze niestety tylko fizycznie..tego co kobieta matka przeżywa po takiej stracie nie da się słowami opisać.. dojście psychiczne do siebie jest najgorsze, obwinianie się o to wszystko szukanie przyczyny, miesza w głowie..a trzeba z tym żyć i próbować się jakoś z tym pogodzić, albo przynajmniej przyjąć do wiadomości..
26 grudnia wypisali mnie do domu. Wyniki krwi były dobre, przepisano mi antybiotyk ten sam który dostawałam w zastrzyku niestety dr Tomasz Szczublewski młodszy brat nie poinformował mnie o tym że muszę wykupić jeszcze leki osłonowe i na grzybicę, ponieważ przy tak długim stosowaniu dostałam pleśniawki na języku, wiec niestety mają to rodzinne brak profesjonalizmu i brak podejścia do pacjenta. Teraz mija 11 dzień jak jestem w domu.
Pochowaliśmy naszego aniołka i teraz czuję spokój wiedząc że spoczywa na cmentarzu a nie w zbiorowym grobowcu.
Fizycznie jest dobrze brzuch delikatnie boli nadal plamię.. pleśniawki prawie zeszły po zażyciu leków. Teraz czekam aż to ustanie, aż dostane kolejną miesiączkę i wszystko się wygoi żeby móc znowu starać się o dziecko..
Moja ciąża przebiegała książkowo. Wyniki idealne. Podczas kichania pękł pęcherz płodowy przyczyny nie znam. Czekam na wyniki z sekcji wyskrobin, maluszek nie mógł jej mieć był zbyt mały żeby wykonać sekcje technicznie nie byli w stanie zrobić tego w Ostrowie.
Podczas ciąży okazało się, że na szyjce macicy utworzył się polip niby nie zagrażał ciąży, ale jedni lekarze twierdzą że mógł być przyczyną ,gdyż tego typu twory wywołują samoistne skurcze macicy, która chce usunąć przeszkadzające ciało obce. Być może to było przyczyną..
Chciałam o tym napisać żebyście wiedziały jacy są niektórzy lekarze z którymi miałam do czynienia na oddziale patologii w Ostrowie Wielkopolskim. O tym ,że położne wykonują kawał dobrej roboty za co mają płacone grosze! Najniższa krajowa niektóre nawet po 35lat pracy! O tym, że czasami już tak jest, że natura zabiera nam to co zaczynamy kochać i na co czekamy , bo być może wystąpiły jakieś wady genetyczne, ale wierzę w to, że ma to jakieś znaczenie i że będzie mi dane być znowu mamą.
Pozdrawiam Was ciepło i łącze się w bólu z kobietami który straciły swoje maleństwa ,oraz z tymi które oczekują narodzin, łącze się w nadziei i trzymam kciuki za Was, za te które się nie poddały i starają się dalej.
Całuje gorąco :*