Córka od początku była "dziwna", ale zwalaliśmy, że jest "hajnidem", bo to takie modne było w tamtym czasie.
Niewiele spała, nie jadła, jadła tylko przez sen i ciągle się darła. Jak miała 8 miesięcy siedziała i bawiła się 2 godziny kostką, obracając ją w rączkach i wszyscy zachwycali się "jakie spokojne dziecko". Jak miała rok i 3 miesiące, zaczęliśmy podejrzewać autyzm. Jak miała półtora roku, byliśmy już pewni, psychiatra i ośrodek diagnozujący autyzm też. Córka w wieku 8 miesięcy mówiła jakieś sylaby typu ba, ma, ta, ale potem całkiem przestała. Mając półtora roku nie robiła żadnych "sztuczek"
typu papa, cześć, nie wodziła wzrokiem za palcem, jak się coś wskazywało, nie wskazywała (nie pamiętam już dokładnie, co wtedy było normą a co nie, ale wskazywać zaczęła mając chyba coś koło 3 i pół roku dopiero, tak samo papa robić), nie rozumiała żadnego słowa typu chodź, stop, mama, kot, nie reagowała na imię, nie rozpoznawała nas. Sama też poza "kkkkk" nie wydawała żadnych dźwięków. Kiwanie głową na tak i kręcenie na nie opanowała mając chyba około 3 lat. Potrafiła dwie godziny układać pięć klocków w rządek, potem przestawiać go o pół metra dalej i od nowa układać. Ciągle histeryzowała jak coś nie było idealnie np. nie leżało równo, jak miała 5 piłek a do wiaderka mieściło się tylko 4, bardzo biła, nie tylko nas, ale też siebie np. uderzała rękami w kant blatu, nie dotykała niczego, co nie było całkowicie suche - więc nie dotykała piasku, jedzenia, nie można jej było wziąć za rękę ani dotknąć w rękę. Nawet piana w kąpieli jak dotknęła jej dłoni, powodowała histerię. Tak samo dotyk sierści (mieliśmy wtedy psa). Potrafiła biegać od ściany do ściany przez pół godziny, odbijając się od niej i z powrotem. Dużo rzeczy dochodziło jeszcze potem. Z mijającymi tygodniami widziałam, jak coraz bardziej odstaje od rówieśników. Na terapię poszła zanim dostała orzeczenie, bo od diagnozy do orzeczenia minęło jakoś pół roku (w Polsce to i tak nie dużo
), a ja widziałam, jak czas nieubłaganie oddala ją od rówieśników. O i często buczała albo krzyczała ot tak, jakby sama siebie słuchając. Najczęściej w miejscach publicznych, jakby zagłuszała otoczenie w głowie. Do dziś nie do końca się tego pozbyła.
Jeśli potrzebujesz więcej informacji i bardziej szczegółowych, mam gdzieś chyba mail, który pisałam do ośrodka diagnozującego jak miała około rok i 7-8 miesięcy. Psychiatra wtedy już zdiagnozowała autyzm, ale nie chciała nam dać tego na papierze, bo "jest mała i może wyrośnie"
, znalazłam ośrodek dla autystów i tam poprosiłam o pomoc. Po kilku spotkaniach i kilku godzinach badań dostałam od nich taką dokumentację, że psychiatra wystawiła mi od razu całe dokumenty i mogłyśmy składać papiery o wwr czy orzeczenie wreszcie.
Teraz minęło już kilka lat, my tyle czasu jesteśmy w terapii, córka zrobiła niesamowite postępy, że ja po prostu nie do końca już pamiętam początki (w końcu mózg wypiera złe rzeczy i stara się pamiętać tylko te dobre) i musiałabym wrócić do dokumentacji z tamtego okresu.
Na początku to było takie "po prostu jest wymagającym dzieckiem", "to pewnie przez to, że ma refluks", "to pewnie przez skazę białkową", potem "po prostu jest spokojnym dzieckiem", potem "po prostu jest energiczna i zainteresowana światem, nie ma czasu na naukę", "nie wszystkie dzieci chodzą w tym wieku", "po prostu jest niedotykalska" itd. Ale tego "to pewnie przez/po prostu ona" robiło się za dużo. Od początku czuliśmy, że coś jest nie tak, ale z drugiej strony było myślenie "może inni mają rację, może to przez refluks/alergię/jest taka spokojna/jest taka wymagająca" itd. i szukamy na siłę, bo jesteśmy beznadziejnymi rodzicami i chcemy "zrzucić winę na coś", a może po prostu źle się nią opiekujemy. Itd.
Edit: A i co mi się przypomniało. To nasze pierwsze dziecko. Nie mieliśmy porównania. Gdybyśmy mieli, też byłoby inaczej. A tak nie do końca wiedzieliśmy, co jest "normalne", a co nie. Nie chcieliśmy ani bagatelizować, ani być przewrażliwionymi.