@.Asha. tutaj może nie chodzi o wtykanie nosa w nie swoje sprawy a może nakierowanie matki, że byc może coś sie dzieje nie tak z dzieckiem. Czasami wystarczy proste nakierowanie na jakiś trop. I tu nie chodzi o porównywanie dzieci tylko są jakieś ramy czasowe gdzie dziecko powinno opanowac rózne umiejętności. I czasami nie wystarczy powiedzieć, że ma czas. Bo problem może być dużo poważniejszy.
Jak ktoś z sąsiadów będzie znęcał się nad swoim dzieckiem to też nie będziesz wtykać nosa? Bo każdy wychowuje po swojemu?
"Ma czas", mój ulubiony argument. Spotykam pod gabinetem psychiatry albo w ośrodku diagnozujacym dzieci w wieku 5-7 lat, które "miały czas", dlatego rodzice nie reagowali. Zawsze strasznie mnie to boli. Ile te dzieci straciły tego czasu. Już go nie nadrobią. Wiele z nich nie osiągnie tego, co osiągnęłoby, gdyby dostało pomoc na czas. Wcześniej.
Zrecznie omijasz pytania [emoji4]
Powiedz dziewczynie, powiedz, ze Twoim zdaniem zaniedbuje dziecko bo nie chce jej sie nim zajmować. Niech wie jaką "osobę" wpuszcza pod swoj dach. Tak, zeby miala szansę odciac sie od takiej osoby jak Ty.
Ps skoro tak już "dbasz" o rozwoj innych to zauwazam u Ciebie opoznienia w rozwoju. Empatii, czytania ze zrozumieniem, umiejętności szukania informacji i ich przyswajania rowniez nie rozwinelas w wystarczajacym stopniu, a funkcjonowanie w spoleczenstwie z wygladaniem poza kraniec swojego nosa to juz całkiem lezy i kwiczy [emoji4]
Pozdrawiam
Jestem w szoku, Dziewczyny. Przez takie osoby jak Wy, które nie reagują choć coś widzą, wiele dzieci otrzymuje pomoc ZA PÓŹNO.
Moja córka ma autyzm wczesnodzieciecy. Kiedy go diagnozowalismy, ciągle się bałam, że może wyolbrzymiam, może ma czas, rodzina powie, że wymyślam. Jak im powiedziałam, że u córki zdiagnozowano autyzm, to nagle WSZYSCY, ciotki, kuzynki itd. mówią do mnie: oh, super, bo my wszyscy widzieliśmy, że ona nie rozwija się prawidłowo, ale nie wiedzialysmy, jak Ci to powiedzieć i balysmy się, że nie widzisz i nic z tym nie robisz.
Wszyscy widzieli, wszyscy. I nikt się nie odezwał!!!! I gdybym ja udawała, że nie widzę, tłumaczyła sobie, że jeszcze ma czas, to moja córka nie dostałaby tak szybko diagnozy, ani terapii i byłaby dziś w dużo gorszym stanie niż jest. To po pierwsze. Po drugie, gdyby ktoś się wtedy odezwał, czułabym, że MAM WSPARCIE, nie wymyślam, nie szukam dziury w całym. Że inni też widzą, że moje dziecko ma problemy. Że robię dobrze, że reaguje, że działam. A tak czułam, że tylko ja widzę problem i pewnie potraktują mnie jak dziwaczkę, co szuka dziury w całym.
A kolejna rzecz to jako że mam dziecko z autyzmem, obracam się w takich, a nie innych kręgach. Wiecie ile notorycznie spotykam dzieci 6-7 letnich np u psychiatry na pierwszej wizycie? Dzieci, które NIE MÓWIĄ (bo przecież mają na to czas, rodzice myśleli, że nadrobią!) albo nie ma w ogóle z nimi kontaktu (oj bo to taki samotnik, indywidualista) itd. Dużo rodziców nie chce przed samymi sobą przyznać, że dziecko ma problem. A otoczenie im tego nie mówi, bo się boi! Bo nie należy się wtrącać. Jak Wy. NIKT MI WCZEŚNIEJ NIE POWIEDZIAŁ, ŻE COŚ JEST NIE TAK. I dopiero takie dziecko idzie do zerówki i nagle nauczyciel zaczyna rodzicowi mówić, że sorry, ale Twoje dziecko jest opóźnione w rozwoju czy tam źle się rozwija. I jest szok, niedowierzanie. Nikt mi tego wcześniej nie zasugerował, a ja myślałam, że ma czas.
Nie. Po to są widełki czasowe pewnych umiejętności i pewne normy. Jeśli jest umiejętność, która dziecko powinno opanować np do 5 miesiąca, a ma 7, to nie, to NIE JEST NORMALNE. Takie dziecko należy zabrać do neurologa, fizjoterapeuty, lekarza rehabilitacji. W najlepszym wypadku usłyszymy "Wszystko jest ok, zalecam takie i takie ćwiczenia, maluch zaraz nadrobi". A w najgorszym usłyszymy, że dziecko ma to czy tamto i zaczynali rehabilitację. I dzięki wczesnemu jej zaczęciu, dziecko ma ogromne szanse szybko nadrobić do rówieśników i niczym się od nich nie różnic. Ale jeśli będziemy czekać, bo ma czas i roczniak dalej będzie leżał na plecach, a czterolatek nie chodził, to po pierwsze zmarnowaliśmy czas temu dziecku, a po drugie nadrobienie tego wszystkiego będzie trudne, praco i czasochłonne i może nie wszystko da się już nadrobić.
Ja jestem matką dziecka, które źle się rozwijało. Nieprawidłowo. Które nie robiło rzeczy, które powinno robić. A inne robiło w niepokojący sposób. I ja byłabym DOZGONNIE WDZIĘCZNA, gdyby ktoś mi to powiedział wtedy. Upewnił mnie w tym, że mam rację i powinnam szybko szukać pomocy. Że nie tylko ja to widzę.
Owszem, ważna jest forma. Ważne, żeby powiedziała nam to bliska osoba. Mi własną matka, która pracuje w przedszkolu, wstydziła się i nie wiedziała, jak zasugerować, że coś jest nie tak. Jak się przemogla, to córka już była w trakcie diagnozy. A ja mogłam się tylko poryczec i powiedzieć "wiem mamo, ale czemu mówisz mi to dopiero teraz, może mogłam zareagować wcześniej".
Serio, reagujmy. Delikatnie. Podpowiadajmy. Szczególnie jeśli jesteśmy bliską osobą i mamy bliski kontakt z mamą danego dziecka. Można nawet nie wprost. Można powiedzieć, że widzę, że Twoja córeczka/syn chyba ma obniżone/wzmożone napięcie mięśniowe, mój synek/córka też miał/a, ale na szczęście fizjoterapeuta szybko nam pomógł. Wy też chodzicie? Mały/a na pewno szybko nadrobi! Lub: Jak chcesz, to dam Ci namiar na dobrego specjalistę, może chcecie to sprawdzić?
Jakkolwiek. Jak boimy się wprost powiedzieć, mówmy jakoś naokoło.
Ale nie bądźmy obojętni. Potem jak się okaże, że dziecko ma problem, to będzie "widziałam i mogłam zareagować, ale nic nie powiedziałam, bo nie wypada". A dziecko nieodwracalnie traci czas.