Chwila spokoju, mały śpi, babcia zabrała Amelkę na dwór i do sąsiadów, więc mogę wam napisać.
Jak już wiecie w sobotę 3 grudnia pojechaliśmy z K na szpital bo myślałam, że sączą mi się wody. Po odbyciu papierkowej roboty na IP zaprowadzili mnie na oddział, przyszedł młody przystojny lekarz
, zaprosił mnie na porodówkę na badanie. Po zbadaniu okazało się, że to nie wody tylko zwiększona ilość wydzieliny, szyjka na palec, rozwarcie na 1,5palca i zostawia mnie na obserwacji. Po badaniu położna podłączyła mnie pod KTG i zabrała się dalej za papierkową robotę, mąż czekał obok. KTG wyszło w porządku, żadnych skurczy. Zaprowadzili mnie na salę i leżenie, mąż posiedział ze mną 2 godz i wygoniłam go do domku by pomógł babci w opiece nad Amelką bo na pewno będzie małej ciężko beze mnie i faktycznie tak było. Ciężko zniosła te kilka dni beze mnie i ja w sumie też, jak dzwonili ona płakała w słuchawkę i ja też łzy połykałam.
W sobotę wieczorny obchód nas ubawił bo jakiś inny lekarz, wyglądający jak salowy wsadził tylko głowę w drzwi i pyta się czy dobrze się czujemy i poszedł sobie. W niedzielę rano ten sam lekarz co mnie przyjmował zabrał mnie na USG. Miał zrobić USG przez brzuch i dopochwowo by ocenić stan blizny po pierwszej CC, ale skończyło się tylko na badaniu przez brzuszek bo mały źle wstawia się w kanał i dziecko spore jak na moją figurę i wzrost i będzie CC. Niedziela zleciała na odwiedzinkach rodzinki i przyjaciółki i na wielki gdybaniu co ze mną postanowią po weekendzie. Na wieczornym obchodzie lekarz powiedział, że mam się przygotowywać i rano będzie podjęta decyzja, więc stres co będzie ale po kolacji postanowiłam już nie jeść bo gdyby było CC to u mnie w szpitalu nie karzą jeść przez 10godz.
W poniedziałek 5.12.2011r. od rana stres i oczekiwanie na obchód i na decyzję pani ordynator zarazem mojej lekarki. I stało się godz 9 podczas obchodu padają wyczekiwane od soboty słowa
ani na cięcie, proszę się pakować
, dobrze że już mama u mnie była z rana bo pojawił się uśmiech na mojej twarzy, że zaraz wszystko się zakończy ale też wielki lęk. Zdążyłam tylko komplet ciuszków dla dziecka naszykować i zaraz po obchodzie zostałałam zaproszona na porodówkę, podpisanie papierów i szukanie żyły by założyć welflon, pierwsze podejście nie udane bo za krótka żyła, drugie udane za to bardzo bolesne bo położna znalazła żyłę przy kości przy nadgarstku. Dużo kroplówek miało mnie czekać przez cały dzień i faktycznie tak było. Zaraz pani salowa zaprowadziła mnie na salę porodową, kazała się nie denerwować bo zaraz będzie po wszystkim. Najbardziej bałam się wkłócia w kręgosłup. Znieczulenie poszło sprawnie, po znieczuleniu-i dobrze założenie, cewnika( bo przy pierwszym cięciu miałam cewnik zakładany bez znieczulenia, bardzo nie "smaczne" uczucie), lekkie podgolenie na miejsce do cięcia i pojawili się wszyscy lekarze. Dwóch lekarzy cieło, jeden asystowała, ogólnie było sporo osób-anestozjolog, położne i nie tylko ale mnie to nie interesowało taki stresik był. Kotara założona na brzuch by nic nie widać było. Ale i tak widziałam jak mi rozcieli brzchol, wszystko w lampie, póżniej odwróciłam głowę na bok.
Uczucie otwieranej macicy, szrpnięcia odczuwalne ale bezbolesne. Jak zaczeli rozmawiać o dziecku to znowu spojrzałam w lamę i widzę jak wyciągają dziecko-NIESAMOWITE WZRUSZAJĄCE UCZUCIE, ŁEKI MI SAME POLECIAŁY. Mały nie płakał zaraz po wyciągnięciu, ponieważ spał sobie smacznie w brzuszku i musieli go w pupkę lać-taki to miał początek od lania. Pokazali mi go od góry na chwilę i położna go zabrała w wózeczku a lekarze zaczeli kończyć. Mi cały stres już opadł i tylko czekałam, mama cały czas na korytarzu czekała na mnie i na wielki finał i tylko do mojego mężusia i siostry dzwoniła i Bóg wie do kogo jeszcze. Położna wróciła niedługo z informacją, że mały 3600 i 58cm bardzo się zdziwiłam, kawał chłopa z tego mojego syna, także synek pojawił się szybko od czasu podjętej decyzji na obchodzie. Obchód o 9, na salę operacyjną trafiłam o 10 a o 10.15 synuś już był na świecie:-).
Po zakończeniu operacji przewieźli mnie na śliczną odnowioną(aż w szoku byłam jak ładnie) salę po opercyjną, wpuścili moją mamę i tak sobie jeszcze siedziała u mnie i czekałyśmy na małego. Za jakieś pół godz przywieźli małego i od razu został dostawiony do cycusia, od początku wiedział do czego to potrzebne, był śliczny, widok szczęśliwej babci BEZCENNY.
Około 2 godz po opercji zaczęło powoli od góry puszczać znieczulenie od góry i tu zaczeły zaczynać się schody. Ból zwijającej się macicy koszmarny (nie wiem ale po pierwszej CC aż tak nie bolało), przy ciągnięciu piersi ból jeszcze gorszy. Mama musiała już jechać by odebrać Amelkę z przedszkola. Dostałam dożylni lek przeciwbólowy, następny ból przy przy podawaniu leku jakby mi żyłę rozrywało. Ból brzucha troszkę ustąpił ale za każdy razem przy podaniu leku ból nie ustępował do samego końca.
Do wieczora w końcu poczułam nogi. Mężuś przyjechał po pracy szczęśliwy.
We wtorek przenieśli mnie na zwykłą 1osobową salę, łóżko niski więc mniejsze problemy ze wstawaniem. Mama przyjechała, chciałam iść pod prysznic bo na obchodzie kazali spróbować wstawać i do mycia ruszyć. Ale widocznie moje siły były dużo słabsze niż moje chęci i doszłyśmy pod prysznic i zrobiło mi się słabo, na salę wróciłam już na wózku i nie umyta, zrobiłam to po południu jak mama znowu przyjechała z moją córcią. Amelka była zadowolona, ale zobaczyła Kacperka na moim łóżku i pyta: MAMA CO TO JEST?? Ja jej mówię, że ta dzidzia która w brzuszku mama miała, pokazałam jej ranę, wytłumaczyłam że tu dzidzię wyjeła pani doktor i że mama nie może jej na razie dzwigać. I potem tylko dzidzią się zachwycała. OJEJ JAKA MAŁA DZIDZIA, JAKA ŚLICZNA, MOGĘ GO GŁASKAĆ, MAMO JESTEM DUŻA, MAM DUŻE RĘCE, MOGĘ GO WZIĄŚĆ NA RĘCĘ. MAMO KOCHAM GO. Serducho się mi ściskało ze szczęścia jak patrzyłam na moje dwa bąble.
Kurcze mogłabym tak wam opisywać i opisywać, ból ciągle był, o środki przeciwbólowe prosiłam często. Ogólnie cesarka ciężkie doświadczeni.
Teraz już jesteśmy w domku, szwy dalej ciągną i kręgosłup boli. Mały jest straszny żarłok, chyba mi mleczka nie starcza dla niego, mama nadzieję, że to się jeszcze unormuję, jak na razie kupiłam Bebilon i dostaję raz w dzień i raz w nocy. Amelkę musimy pilnować bo ciągle by go tuliła i to tak mocno że szok, na ręce chce go brać więc nawet na sekundę nie mogę jej zostawić z małym w jednym pokoju, dobrze że u mamy mieszkamy. Mąż już dziś w pracy, tylko czwartek i piątek miał wolne, na wyjście ze szpitala i wczoraj papierkowe sprawy załatwiał.
Trochę jestem rozchwiana emocjonalnie ale mam nadzieję, że to minie jak sobie przez kilka dni wszystko ułożę, ogarnę i mały przyzwyczaji się do domku a Amelka do nowej sytuacji, a mi minie ból i ciągnięcie i będę w miarę w pełnej dyzpozycji.
Ach rozpisałam się wam ale taka jestem szczęśliwa, że musiałam wszystko wam wypisać.