reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Opowieści z porodówki...

No więc podzielę się z Wami moim porodem i ja.
Jak wiecie, miałam wskazania do CC ponieważ dzidzia miała być duża, i już jedno CC było za mną. We wtorek 29.11 trafiłam na oddział wieczorem na zaplanowane CC. Ktg, badanie, i do rana nic się nie działo. W środę rano po wizycie jeszcze jedno badanie ( zero rozwarcia, minimalne skurcze), i zlecono dodatkowe usg na potwierdzenie ielkości płodu. Ok 10 trafiłam już na porodówkę - lewatywa, jakieś kroplówki i zakładanie cewnika, po którym stwierdziłam, że jest chyba źle założony, bo coś czuję, że mam mokro pod pupą. Okazało się, że przed samą cc odeszły mi wody płodowe:-). Ale zaraz trafiłam na salę porodową, znieczulenie i się zaczęło. Emocje ogromne!!!! Ale o 11.35 wyciągnęli moją Haneczkę!!! Waga 4400, 60 cm i 10 punktów. Cała i zdrowa!!! Później nastąpiło szycie i przewiezienie na salę pooperacyjną. Mała zaraz została przywieziona przez męża. Okazało się, że dodatkowo była owinięta pępowiną wokół szyi!!
Ból po drugim cc jest dużo mocniejszy, ok 15 myślałam, że odjadę..... Ale wieczorem już spoko. ok 22 już siedziałam na łóżku z nogami opuszczonymi, a rano o 7 wstawanie pod prysznic. Do formy wróciłam już tego samego dnia. Hanię karmię piersią, ale dodatkowo dokarmiam sztucznym mlekiem ze względu na jej dużą wagę urodzeniową. W niedzielę zostałyśmy wypisane już do domku!!!
Trzymam kciuki za Wasze porody Dziewczyny!!! Nie taki diabeł straszny, a poza tym ten ból naprawdę szybko idzie w niepamięć!!!
 
reklama
moja historia:D
W poniedziałek późnym wieczorem dostałam silnych bóli z prawej strony brzucha...podejrzewam że były to więzadła bo na początku ciąży miałam podobny "atak"...We wtorek koło 7 rano obudziły mnie bóle krzyża, podbrzusza ogólnie bolał mnie cały dół...z czasem zaczęły się pojawiać skurcze dość silne ale nie regularne więc czekaliśmy...cały dzień męczyłam się z tymi skurczami ból był niesamowity ale ze względu na nieregularność musieliśmy czekać...koło 23 skurcze stały się regularne co 10 min do pierwszej miałam co 7 ból był niesamowity więc ubraliśmy się i dawaj na IP...a tam rozwarcie na 2 cm;/ od 1 do 3 powiększyło się do 6 cm z tym, że fizycznie już padałam na twarz...położna przebiła mi błony ok. 6 i tętno Michasia zaczęło spadać rozwarcie miałam na 9 ale mały miał problemy z wstawieniem się w kanał strasznie się namęczyliśmy a skończyło się na tym że poród odbył się za pomocą vacum bo było zagrożenie życia małego...jak położyli mi go na brzuch to był strasznie siniutki ale na szczęście nabiera sił...ma obrzęk główki od pompy ale lekarzą stwierdzili że to nic poważnego:)
kocham nad życie od pierwszej chwili gdy go ujrzałam;p
 
Chwila spokoju, mały śpi, babcia zabrała Amelkę na dwór i do sąsiadów, więc mogę wam napisać.

Jak już wiecie w sobotę 3 grudnia pojechaliśmy z K na szpital bo myślałam, że sączą mi się wody. Po odbyciu papierkowej roboty na IP zaprowadzili mnie na oddział, przyszedł młody przystojny lekarz:tak:, zaprosił mnie na porodówkę na badanie. Po zbadaniu okazało się, że to nie wody tylko zwiększona ilość wydzieliny, szyjka na palec, rozwarcie na 1,5palca i zostawia mnie na obserwacji. Po badaniu położna podłączyła mnie pod KTG i zabrała się dalej za papierkową robotę, mąż czekał obok. KTG wyszło w porządku, żadnych skurczy. Zaprowadzili mnie na salę i leżenie, mąż posiedział ze mną 2 godz i wygoniłam go do domku by pomógł babci w opiece nad Amelką bo na pewno będzie małej ciężko beze mnie i faktycznie tak było. Ciężko zniosła te kilka dni beze mnie i ja w sumie też, jak dzwonili ona płakała w słuchawkę i ja też łzy połykałam.
W sobotę wieczorny obchód nas ubawił bo jakiś inny lekarz, wyglądający jak salowy wsadził tylko głowę w drzwi i pyta się czy dobrze się czujemy i poszedł sobie. W niedzielę rano ten sam lekarz co mnie przyjmował zabrał mnie na USG. Miał zrobić USG przez brzuch i dopochwowo by ocenić stan blizny po pierwszej CC, ale skończyło się tylko na badaniu przez brzuszek bo mały źle wstawia się w kanał i dziecko spore jak na moją figurę i wzrost i będzie CC. Niedziela zleciała na odwiedzinkach rodzinki i przyjaciółki i na wielki gdybaniu co ze mną postanowią po weekendzie. Na wieczornym obchodzie lekarz powiedział, że mam się przygotowywać i rano będzie podjęta decyzja, więc stres co będzie ale po kolacji postanowiłam już nie jeść bo gdyby było CC to u mnie w szpitalu nie karzą jeść przez 10godz.

W poniedziałek 5.12.2011r. od rana stres i oczekiwanie na obchód i na decyzję pani ordynator zarazem mojej lekarki. I stało się godz 9 podczas obchodu padają wyczekiwane od soboty słowa:pani na cięcie, proszę się pakować:-D, dobrze że już mama u mnie była z rana bo pojawił się uśmiech na mojej twarzy, że zaraz wszystko się zakończy ale też wielki lęk. Zdążyłam tylko komplet ciuszków dla dziecka naszykować i zaraz po obchodzie zostałałam zaproszona na porodówkę, podpisanie papierów i szukanie żyły by założyć welflon, pierwsze podejście nie udane bo za krótka żyła, drugie udane za to bardzo bolesne bo położna znalazła żyłę przy kości przy nadgarstku. Dużo kroplówek miało mnie czekać przez cały dzień i faktycznie tak było. Zaraz pani salowa zaprowadziła mnie na salę porodową, kazała się nie denerwować bo zaraz będzie po wszystkim. Najbardziej bałam się wkłócia w kręgosłup. Znieczulenie poszło sprawnie, po znieczuleniu-i dobrze założenie, cewnika( bo przy pierwszym cięciu miałam cewnik zakładany bez znieczulenia, bardzo nie "smaczne" uczucie), lekkie podgolenie na miejsce do cięcia i pojawili się wszyscy lekarze. Dwóch lekarzy cieło, jeden asystowała, ogólnie było sporo osób-anestozjolog, położne i nie tylko ale mnie to nie interesowało taki stresik był. Kotara założona na brzuch by nic nie widać było. Ale i tak widziałam jak mi rozcieli brzchol, wszystko w lampie, póżniej odwróciłam głowę na bok.
Uczucie otwieranej macicy, szrpnięcia odczuwalne ale bezbolesne. Jak zaczeli rozmawiać o dziecku to znowu spojrzałam w lamę i widzę jak wyciągają dziecko-NIESAMOWITE WZRUSZAJĄCE UCZUCIE, ŁEKI MI SAME POLECIAŁY. Mały nie płakał zaraz po wyciągnięciu, ponieważ spał sobie smacznie w brzuszku i musieli go w pupkę lać-taki to miał początek od lania. Pokazali mi go od góry na chwilę i położna go zabrała w wózeczku a lekarze zaczeli kończyć. Mi cały stres już opadł i tylko czekałam, mama cały czas na korytarzu czekała na mnie i na wielki finał i tylko do mojego mężusia i siostry dzwoniła i Bóg wie do kogo jeszcze. Położna wróciła niedługo z informacją, że mały 3600 i 58cm bardzo się zdziwiłam, kawał chłopa z tego mojego syna, także synek pojawił się szybko od czasu podjętej decyzji na obchodzie. Obchód o 9, na salę operacyjną trafiłam o 10 a o 10.15 synuś już był na świecie:-).

Po zakończeniu operacji przewieźli mnie na śliczną odnowioną(aż w szoku byłam jak ładnie) salę po opercyjną, wpuścili moją mamę i tak sobie jeszcze siedziała u mnie i czekałyśmy na małego. Za jakieś pół godz przywieźli małego i od razu został dostawiony do cycusia, od początku wiedział do czego to potrzebne, był śliczny, widok szczęśliwej babci BEZCENNY.
Około 2 godz po opercji zaczęło powoli od góry puszczać znieczulenie od góry i tu zaczeły zaczynać się schody. Ból zwijającej się macicy koszmarny (nie wiem ale po pierwszej CC aż tak nie bolało), przy ciągnięciu piersi ból jeszcze gorszy. Mama musiała już jechać by odebrać Amelkę z przedszkola. Dostałam dożylni lek przeciwbólowy, następny ból przy przy podawaniu leku jakby mi żyłę rozrywało. Ból brzucha troszkę ustąpił ale za każdy razem przy podaniu leku ból nie ustępował do samego końca.
Do wieczora w końcu poczułam nogi. Mężuś przyjechał po pracy szczęśliwy.
We wtorek przenieśli mnie na zwykłą 1osobową salę, łóżko niski więc mniejsze problemy ze wstawaniem. Mama przyjechała, chciałam iść pod prysznic bo na obchodzie kazali spróbować wstawać i do mycia ruszyć. Ale widocznie moje siły były dużo słabsze niż moje chęci i doszłyśmy pod prysznic i zrobiło mi się słabo, na salę wróciłam już na wózku i nie umyta, zrobiłam to po południu jak mama znowu przyjechała z moją córcią. Amelka była zadowolona, ale zobaczyła Kacperka na moim łóżku i pyta: MAMA CO TO JEST?? Ja jej mówię, że ta dzidzia która w brzuszku mama miała, pokazałam jej ranę, wytłumaczyłam że tu dzidzię wyjeła pani doktor i że mama nie może jej na razie dzwigać. I potem tylko dzidzią się zachwycała. OJEJ JAKA MAŁA DZIDZIA, JAKA ŚLICZNA, MOGĘ GO GŁASKAĆ, MAMO JESTEM DUŻA, MAM DUŻE RĘCE, MOGĘ GO WZIĄŚĆ NA RĘCĘ. MAMO KOCHAM GO. Serducho się mi ściskało ze szczęścia jak patrzyłam na moje dwa bąble.

Kurcze mogłabym tak wam opisywać i opisywać, ból ciągle był, o środki przeciwbólowe prosiłam często. Ogólnie cesarka ciężkie doświadczeni.

Teraz już jesteśmy w domku, szwy dalej ciągną i kręgosłup boli. Mały jest straszny żarłok, chyba mi mleczka nie starcza dla niego, mama nadzieję, że to się jeszcze unormuję, jak na razie kupiłam Bebilon i dostaję raz w dzień i raz w nocy. Amelkę musimy pilnować bo ciągle by go tuliła i to tak mocno że szok, na ręce chce go brać więc nawet na sekundę nie mogę jej zostawić z małym w jednym pokoju, dobrze że u mamy mieszkamy. Mąż już dziś w pracy, tylko czwartek i piątek miał wolne, na wyjście ze szpitala i wczoraj papierkowe sprawy załatwiał.
Trochę jestem rozchwiana emocjonalnie ale mam nadzieję, że to minie jak sobie przez kilka dni wszystko ułożę, ogarnę i mały przyzwyczaji się do domku a Amelka do nowej sytuacji, a mi minie ból i ciągnięcie i będę w miarę w pełnej dyzpozycji.

Ach rozpisałam się wam ale taka jestem szczęśliwa, że musiałam wszystko wam wypisać.
 
no to teraz ja!!!! opiszę swój poród

7.12 miałam na ok 11 stawić się na oddziale na indukcje porodu i tak się stało podłączyli mnie na ktg na 40 min, badanie znów ktg i znów badanie normalnie porażka decyzja patologia ciąży cewnik Faleya ok 20 i 7 na porodówkę jak się wcześniej nic nie zadzieje.
położyli mnie na oddział patologi i za godzine poproszono na usg przed porodem i tu doznałam szoku wie "pani o tym że dziecko ponad 4 kg napewno waży ?" NIE i pytania o usg poprzednie i wagę itp. więc te wszystie parametry wskazywały że mały max może do 3800 ważyć!!!!!!!!!!! a tu tak niespodzianka!!!! następny lekarz i następny robią kolejne usg i zgodnie twierdzą nawet dotykając brzuch że mały ma ok 4200-4400 prawie się tam popłakałam a oni że może CC muszą to skonsultować
czekałam jak na szpilkach i po 20 przyszli po mnie na zabieg założenia cewnika Faleya no to wiedziałam że SN ale w karcie wpisali że przy komplikacjach CC odrazu,
cewnik zakładał mi lekarz 3 razy wypadał bo szyjka już nie trzymała za 3 razem udało się i powiedziano że oczywiście naczo od rana i tak ma być dalej a rano o 7 ktg i porodówka chyba że zaczną się skórcze to szybciej poinformowałam swoją położną miała być już pod telefonem albo o 7 już na oddziale .

więc 8.12 ok 9 weszłam na salę porodową razem z mężem który już czekał od 7 na mnie ( kochany był mówie wam widziałam strach w jego oczach) i czekałam na lekarza aż przyjdzie wyjąć cewnik i zleci oksytocynę i tak się stało od swojej położnej usłyszałam zaczynamy zbadała mnie i powiedziała że jest dobrze do 12 dzidziuś będzie. uśmiecnełam sie po raz pierwszy bo byłam mega zestresowana, wsparła mnie na duchu i powiedział że napewno damy radę i dzidzia ok 4 kg na jej oko 9:30 podano mi oksy skórcze natychmiast co 3 mnin ale nie bolało prawie nic i tak do 10 później badanie rozwarcie na 5 i pojowiły się bolesne skórcze ale do przeżycia więc decyzja że przebijamy wody to szybciej pójdzie i tak się stało 10: 30 puszczenie wód i za 15 min się zaczeło to dopiero były skórcze mega!!!! o 11 rozwarcie na 8-9 cm błagam o znieczulenie i choć pojawia się anestezjolog, położna mówi apsolutnie już rodzimy bo znieczuleniem sobie zepsujemy teraz .
kazała wejść na łóżko i zaczynamy przeć bo dodam że siedziałam na piłce przy bolesnych skórczach ( bardzo mi to pomagało) . 11: 15 zaczynamy przeć i tu zaczeły się schody bardzo booolało choć zazwyczaj większość rodzących mówi że to już nie boli u mnie było inaczej ogromny ból i mega wysiłek 35 min partych nawet nie wiem ile seri po 3 było opadałam z sił czułam tą masę i ciężkość w wypchnięcu ale o 11:50 udało się położna mocno nacieła i wyszedł Oskar jedyne co wtedy poczułam to ulgę i mega zmęczenie, położyli mi mojego okruszka:))))4110kg 57dł i już było mi wszystko jedno byłam poprostu przeszczęśliwa policzyłam mu paluszki i stwierdziłam że znowu uczestnicze w narodzinach drugiego cudu i to MOJEGO :)))
póżniej standard łożysko i szycie bolało ale to już jest inny ból do zniesienia choć p. doktor która mnie szył powiedziała że szycie b. duże i napewno trochę poboli bo aż do odbytu niestety!!! ale pociesze nie taki diabeł straszny bo zszyła mnie super naprawdę mało co boli i bardzo dokładnie nie tak jak za pierwszym razem więc bardzo się z tego cieszyłam ...

cieszyłam się z tego że miałam swoją położną bo bez niej nie dałabym rady to jej zasługa tak sprawnego porodu naprawdę mam wpisane że poród 2,5 godziny więc uważam że to super a męczyłam się tak naprawdę ok 1 godz więc pomimo naprawdę wyczerpania przy partych było dobrze o godz 16 po porodzie o własnych siłach byłam już po prysznicu i na chodzie

Jeśli chodzie o męża bo praktycznie o nim nie piszę a był przy całym porodzie to było super nie przeszkadzał pytał czy coś może dla mnie zrobić itp. i widział cały poród dokładnie , bo przy pierwszym bał się patrzeć a tym razem mówił widzę go i główkę i że super jestem całował mnie było naprawdę super nie wyobrażałabym sobie porodu bez niego a i on powiedział to samo. powiedział że tym razem to może powiedzieć że był całym sobą przy porodzie choć chwilami był zielony aż połozna go pytała czy wszystko ok biedaczek:)))

dla dziewczyn prezd porodem polecam w czasie skórczy chodzenie pochylanie się na łóżku i mężu oddychanie oczywiście i piłkę to oczywiście są czynności które mi ułatwiały poród

życzę wszystkim szczęśliwych rozwiązań i niezapomianych chwil których my kobiety możemy doświadczyć!!!!!!!!!!!!!!!!!boli ale nagroda ogromna!!!!!!!!!!!!!
 
6 grudnia o godzinie 5 rano obudziłam się z na sikundkę z bólem brzucha. Usiadłam sobie na kibelku i poczułam, że samoistnie coś ze mnie wypływa. Nie było tego dużo, ale po oględzinach stwierdziłam, że są to wody. Od razu pojawiły się skurcze co 7 minut, ale dość szybko przyspieszały i stawały się mocniejsze. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i po godzinie, kiedy mojemu mężowi zadzwonił budzik do pracy byłam gotowa do szpitala. Ok. 6:30 byliśmy w szpitalu. Wlazłam na położniczą IP, musiałam poczekać, bo chwilkę wcześniej jakaś kobietka weszła (i zajęła mi kurcze pojedynczą salę porodów :wściekła/y:), ale na tej kilkuosobowej było wszystko bardzo ładnie pooddzielane i nikt nikomu nie przeszkadzał). Jak już włazłam na IP przebadała mnie bardzo niemiła położna, która stwierdziła, ze to dopiero początek (4cm rozwarcia), a ja już tak reaguję. No kurde bolało, to oddychałam troszkę ciężej i jak mnie badała to się wyprężyłam, ale panikować nie panikowałam. Na szczęście kończyła zmianę. Potem weszłam na następną salę. Podłączyli mi lewatywkę. Pani położna mnie ogoliła i zostawiła, żeby lewatywa swoje zrobiła. Potem nie wiedziałam, czy to całe cholerstwo już ze mnie zeszło, czy nie :baffled: Wzięłam prysznic i zadzwoniłam, żeby położna mnie odebrała. Poszliśmy na salę, podłaczyli mnie do KTG skurcze wychodziły piękne, ale na leżąco były dość dokuczliwe. Niestety co jakiś czas musiałam się wspindrać na łóżko na badanie.
Od razu pytałam o możliwość znieczulenia. Przyszła pani anestezjolog i tonem oburzonej powiedziała, żebym nie myślała, że po znieczuleniu mnie nie będzie w ogóle boleć. Bez znieczulenia doszłam do 7cm rozwarcia praktycznie cały czas spędzając na piłce (polecam). Żeby skurcze nie ustały podano mi oksy. Po znieczulenia poczułam ogromną ulgę. Bolało, ale skurcze były (jeśli mozna tak w ogóle powiedzieć) "przyjemne" i dały mi oddech przed kolejną fazą. I faza trwała 7h15minut. Przy rozwarciu 10cm już nie czułam działania znieczulenia. Darłam się niemiłosiernie, aż mi było głupio, ale do czasu... :) Na końcu już mnie usadowili na stole na czworaka. Anielcię wyparłam na dwóch skurczach (w czasie każdego były 3/4 parcia). Niestety musiałam zostać nacięta i jeszcze do tego troszkę pękłam w środku. Pozszywali mnie, założyli jakiś sączek na to pęknięcie pochwy i po 2 godzinach trafiłam na salę. Mąż był niesamowitym wsparciem i mimo, że nie pozwalałam się dotykać, masować, głaskać, to nie wyobrażam sobie, żeby go mogło z nami nie być. On też jest szczęśliwy, że był ze mną i naszym aniołkiem od pierwszych sekund.
 
Teraz moja kolej :)
10 grudnia około 1:30 bez zadnego bólu brzucha poszłam sobie siusiu...wróciłam do łóżka, położyłam się i brzuch zacząl mnie delikatnie bolec i zachcialo mi sie do tolalety zeby sie wypróżnic (przy okazji zobaczylam ze cos mi wycieka delikatnie:p). Ból brzuszka zaczął się nasilać, tak ze nie mogłam usiedziec tylko kreciłam sie z toaltey do pokoju i tak w kółko. Stwierdziłam, ze nie bede budziła A. nie potrzebnie i jak sie krecilam i kreciłam az wkoncu stwierdzilam ze pójde pod prysznic sie odswieżyc i jesli skurcze nie przejda to go obudze. Pod prysznicem ani mi sie nie nasiliły ani nie przeszły, ale sporo wód mi wyciekło. Ubrałam sie i obudziłam A. kolo 4 nad ranem i pojechalismy na IP. Oczywiscie jak to u nas nie mogło sie odbyc bez niespodzianek- zaparkowalismy zle auto i nie moglismy sie dostac na teren szpitala i latalam z bółami naokoło budynku hAha az wkocu wsiedlismy w auto i zajecalismy od 2 strony:) Od mometu przyjecia mnie na IP wszytsko sie juz tak szybko działo, ze nie pamietam wielu drobiazgów.
Bóle bolały, ale sam moment porodu nie, tylko był dla mnie mega wysiłkiem, miałam super półożne, które bardzo pomogły mi i Lence w wypchaniu jej na świat:) Kilka partych i o 6:15 Lenka leżała mi na piersi:) Poród miałam ekspresowy, półożna stwierdziła, ze jestem szczesciara, 1 faza trwała 5,5h a 2- 30 min:) Zostałam nacieta i troszke pekłam, nacieciaa nie czułam wogle a szycie tak troszke.
Ciesze sie ze mam to za soba, ze malutka bede miała przy sobie na swieta- wiecie jak panicznie sie bałam porodu, nie jestem kompletnie odporna na ból, wiec jak ja sobie poradziłam to każda z Was to przejdzie dzielnie:) 3mam kciuki za pozostałe maluszki i ich grudniowkowe mamy:)
 
Maly spi wiec szybciutko opisze wam moj poród
6,12 poszlam do szpitala, gdzie zaserwowano mi przyjemnosc w postaci masażu szyiki, piciu oleju i kilku przygotowujących zastrzykow. Moj lekarz zdecydowal ze na następny dzien zrobią mi prowokację.
7.12 z samego rana poszlam na porodowke gdzie podlączono mi oksytocyne. O 10 przyszedl moj lekarz i spuścił mi wody płodowe (przyjemnie nie bylo jak zobaczylam jakie nożyce mi wklada:szok:)Powiedzial wowczas ze dzis urodzę. Kroplowka zaczęla troszke szybciej leciec i po niedlugim czasie zaczęly sie bóle krzyzowe, potem skurcze , ktore wystepowaly co 2 minuty i trwaly ok 40 sek. Lecz rozwazcie tylko na 2 palce. Ból był niesamowity, nigdy w zyciu czegos tak bolącego nie czułam...
po 13 poprosilam lekarza o znieczulenie bo wydawalo mi sie ze juz dluzej tego nie zniosę. Przed 14 anestozjolog podal mi je co rowniez nie bylo mile, ok 10 minut kuł mi plecy:( Gdy skonczyl pielegniarka podlączyla mi KTG i nagle w pokoju zrobil sie tlum ludzi uslyszalam ze tetno dziecka spada i bedzie cesarskie ciecie, dali mi szybko kartke ze wyrazam zgodę do podpisania. (Nie wyobrazacie sobie jak badzo sie ucieszylam gdy uslyszalam ze zrobią mi CC i ten ból sie skonczy). Podpisalam, szybko na blok operacyjny, dostalam znowu znieczulenie, ktore bardzo szybko zaczelo dzialam i po jakichś 5 minutach uslyszalam krzyk mojego synusia:), nastepnie zszyto mnie i przewieziono na poloznictwo. Na wypisie pisze ze maly urodzil sie o 14,20. Jakaś godzine pozniej przywiezli mi dziecko i polozono na piersiach. Nigdy nie zapomnę tej chwili gdy pierwszy raz zobaczylam moje dziecko:) Jest dla mnie najpiekniejszy na swiecie :) Tylko ja dalej obolala po cesarce, ale jakos daję rade:)
 
teraz na mnie kolej:

8.12 wstałam wyspana jak nigdy i stwierdziłam że chyba dziś urodzę.. Ale zdążyłam jeszcze pojechać na zakupy i kupić mojemu M. prezent świąteczny. O 12:00 zaczęlam mieć dziwne skurcze, położyłam się do łóżka, ale nie przechodziły, wzięłam więc tabletkę i poszłam pod prysznic, ale skurcze zaczęły być coraz bardziej regularne. Nie wiedziałam czy jechać do szpitala czy nie, w końcu nie były aż tak bolesne. Ale o 20:00 zadzwonił M. że mam jechać, a on dojedzie po pracy. No i tak zrobiłam. Na IP dowiedziałam się że zostaję bo się zaczęło. No to panika.. Od razu mnie położyli na porodówkę.. Lewatywa i skurcze się zaczęły rozkręcać coraz bardziej. Jak już przyjechał M. o 21 błagałam go żeby ze mną został bo nie dawałam rady z bólu. Zrobili mi masaż szyjki, odszedł czop, a później wody. Z bólu błagałam o cesarkę, mój M. biedny też się nacierpiał, ciągle mnie trzymał za ręce, podawał pić i moczył mi głowę zimną wodą. O 23:30 zadzwonili po lekarzy, zleciało się z 7 osób, i kazali mi przeć. Ja już byłam ledwo żywa.. zdecydowali żeby mnie naciąć. Co tez zrobili kiedy mi się skończył skurcz i wszystko czułam. Choć to nacięcie w całym tym bólu juz miałam zupełnie gdzieć. Na kolejnym skurczu wyparłam Adasia, choć lekarka pomogła mi naciskając na brzuch. Adasia od rzu zabrali bo był owinięty pępowiną i siny. Poszedł razem z M. a ja byłam przerażona, że coś z nim nie tak, ale po niecałej minucie usłyszałam jak płacze obok. Wsadzili go do inkubatora żeby go ogrzać, ale jak już mnie przewiezli na oddział to już na mnie czekał grzecznie. Mnie pani doktor poszyła. Trzęsłam się jakbym padaczkę miała, ale powiedzieli że utrata krwi i taki wysiłek może powodować takie drgawki.
Powiem wam, że nie miałam w planach porodu z moim M. ale teraz wiem, że bez niego nie dałabym rady.
 
Witam was dziewczyny, wtryniam się do was bo 2 lata temu rodziłam w grudniu mojego syna :) a teraz będę rodziła córkę w lutym-marzec.
Moja gin nie za bardzo jest za cc, ale sie upieram za tym, bo pierwszy poród był koszmarny i długi i i tak zakończył się cc, a mam też dyskopatię ostrą i boję się że uszkodzę więcej jak będę jeszcze raz próbować sn.

Więc was czytam żeby się dowiedzieć jak u was to przebiega z drugim cc - ciągle słyszę że to dużo bardziej bolesne. Pierwsze cc przeszlam prawie bez bólu (ogólnie to była moja 7 operacja i 2 brzucha więc może nie odczuwam tak bólu przy cięciach) ale pomału sie boję drugiego cc :) i nie wiem czego bardziej cc czy proby sn :)
Tofika to jak by rodziła w hotelu Hilton :) takie miłe towarzystwo = to chyba się nie zdarza u nas w szpitalach:)

Majeczka - mam pytanie bo u mnie był poród 16 godzin i zakonczył sie na 10 cm rozwarcia z skurczem co minutę od krzyża - ale położne nie fatygowały się do mnie, aż w końcu po moim przeklinaniu i darciu zrobili mi cc, bo podobno nie miałam partych. Czy ty miałaś parte czy położne ci kazały przeć od tak? czy jak to jest? bo ja zawsze myślałam że 10 cm to oznacza poród i kropka - a tu lipa, 10 cm miałam przez prawie godzinę a porodu nie było.
 
reklama
To i ja opowiem swoją historię bo jesteśmy już w domu, a Emilka śpi u taty na rękach :)

Do szpitala trafiłam w poniedziałek wieczorem z bardzo wysokim ciśnieniem i ogromnym bólem głowy. Całą noc leżałam na porodówce pod ktg i holterem i okazało się, że mam bardzo duże skoki ciśnienia i w dodatku AFI tylko 4cm więc zapytali czy w związku z tym, że to już 40tc zgadzam się na indukcje porodu. Oczywiście się zgodziłam. Założyli mi cewnik Foleya i przenieśli na patologię ciąży, żebym nie blokowała sali porodowej. Cewnik wypadł mi po około 4h, ale okazało się, że to nie rozwarcie tylko był źle założony. Założyli mi jeszcze jeden i wtedy się dopiero zaczęło. Zaczęły się silne, regularnie skurcze około godziny 16. o 21 były co 5 minut więc jeszcze nie brali mnie na porodówkę. Męczyły mnie cały czas do rana, ale ciągle co 5 minut. O 9 rano wzięli mnie na porodówkę, żeby podłączyć oksytocynę. Po 2 godzinach skurcze były bardzo silne i co 2 minuty. Przy badaniu wyjęli cewnik i okazało się, że wcześniej odeszły wody tylko cewnik je blokował i dlatego nie wypłynęły. Skurcze nasilały się cały czas, o 12 dojechał do mnie M i byliśmy już na swojej indywidualnej sali porodowej. Ze względu na oksytocynę byłam cały czas pod ktg i nie mogłam nawet z łóżka wstawać więc o wannie, piłce czy choćby spacerze nie było mowy, nawet jak chciałam siku to przynieśli mi basen. Skurcze były już naprawdę bardzo silne, wyłam, płakałam, wyzywałam, aż w końcu powiedziałam, że chcę znieczulenie (wcześniej nie chciałam brać bo w moim szpitalu trzeba za to zapłacić 500zł). Niestety znieczulenie można założyć dopiero przy 3cm rozwarcia, a okazało się, że moja szyjka jest jeszcze niezgładzona i muszę czekać! Na następne badanie za 2 godziny. Szalałam tam z bólu leżąc ciągle na tym jednym boku. Po dwóch godzinach ciągle nic. I zwiększyli mi dawkę oksy. Wtedy szyjka ruszyła. Po 7 godzinach od kiedy skurcze zaczęły być co 2 minuty wreszcie wybadali 5cm rozwarcia i mogli podać mi znieczulenie. Jak przyszedł anestezjolog i dawał mi coś do podpisania to nawet nie byłam w stanie przeczytać co podpisuje, błagałam tylko o to znieczulenie. Jak mi założył ten cewnik do kręgosłupa i podał środek to dosłownie po 5 minutach przestało mnie boleć, ciągle musiałam być pod ktg i nie mogłam chodzić, ale tak naprawdę wtedy sobie leżałam i odpoczywałam, mogłam porozmawiać z M. Po jakimś czasie poczułam, że parcie jest już bardzo silne i nie dam rady go dłużej powstrzymywać. M zawołał położne, chciały zbadać czy już idzie główka, ale wystarczyło, że rozłożyłam nogi i jak powiedziały "nie ma już co badać". Nagle zaczęła się jakaś akcja jak z ostrego dyżuru, pełno ludzi, przestawianie fotela, wszystko strasznie szybko się działo. Pytały czy mam jakąś wybraną pozycję do rodzenia, nie miałam więc zaproponowano mi kolankowo-łokciową i okazało się, że to naprawdę super wygodna i komfortowa pozycja. II faza porodu trwała 20 minut i nie była wcale ciężka mimo, że znieczulenie przestało już działać. Okazuje się, że wypchnięcie dziecka nie jest wcale takie złe. :) Nie miałam nacięcia krocza, nawet mi nie pękło, ale później okazało się, że mam pęknięcie na szyjce macicy i tam założyli mi szew (tego szycia prawie nie czułam, a szwa nie czuję w ogóle - tylko jak kichnę ;-)). Mam też szew na wewnętrznej stronie jednej wargi sromowej bo coś tam się rozwarstwiło i pytali czy uciąć tę skórę czy przyszyć, kazałam przyszyć, żeby nie mieć takiej żywej rany. To szycie było OKROPNE! Ale szwy mam w takich miejscach, że nie przeszkadzają mi w ogóle. Bardzo szczypało jak szłam siku, ale Rivanol pomógł i szczerze mówiąc to ja nie odczuwam już żadnych nieprzyjemności po porodzie. Wczoraj przyszliśmy z Emilką do domu, strasznie chciała ssać a ja nie miałam pokarmu i obie się denerwowałyśmy, ale dziś już się najada, a coś czuję, że jutro będziemy walczyć z nawałem bo już cieknie. :)

Ogólnie poród męczył mnie długo i boleśnie (I faza), II fazę wspominam bardzo dobrze, a teraz już w ogóle o tym nie myślę, bo Emilka absorbuje nasze myśli w całości.
 
Do góry