sugar_and_spice
matka Króla
Teraz ja...
14.10.2010 r. około godziny 19 jestem na KTG i czuję pierwszy skurcz, jeszcze nie wiem co to... lekarz pyta się- na kiedy termin, odpowiadam- na jutro, on śmieje się- no to wszystko zgodnie z planem.
Po powrocie do domu skurcze, nie boli brzuch, ani krzyż, boli tyłek... nic sobie z tego nie robię... przecież wczoraj lekarka mówiła, że zero szans na szybki poród, że szyja długa i rozwarcia brak, więc myślę, że to te przepowiadające, co to ich nie miałam...
Godzina 22.45 zamiast siku cienka stróżka z pochwy, wstaję nadal się sączy, wołam na spokojnie męża, mówię mu ze łzami w oczach (ze szczęścia oczywiście), że już za kilka godzin zostanie Ojcem :-) Szybki prysznic, dogolenie i w drogę. W międzyczasie zajeżdżamy do miejscowego szpitala, do upragnionego ponad 70 km, wolę sprawdzić czy wszystko OK.
15.10.2010, godz. 1 w nocy trafiam na porodówkę. Położna od razu nie przypada mi do gustu, słyszę jak rozmawia przez telefon, że ta z ... mogła zadzwonić zanim przyjechała, to by się jej powiedziało, że miejsc nie ma. Nie ustalamy żadnych szczegółów, nie rozmawiamy o niczym, nic nie wiem, mnóstwo pytań od różnych ludzi, którzy pojawiają się i znikają. Jestem ciągle dzielna :-) Zaczyna coraz bardziej bolec, około 3.00 mam dość, a to dopiero 3 cm. Masaż szyjki, prysznic, piłka, wyję z bólu. Położna mówi mi, że ten okropny jaszczur co to mam go wytatuowanego na pewno bardziej bolał... Pytam o ZZO- dowiaduje się, że ona rodziła bez i żyje... Całe moje pozytywne nastawienie znika, zaczynam histeryzować, błagam męża o pomoc. 5 rano jest 5 cm. Proszę o ZZO, przychodzi lekarz, badanie, zwijam się z bólu, krzyczę- on nic, krzyczę głośniej- on nic, zaczynam wyć wniebogłosy- bada dalej, drę się RATUJCIE LUDZIE!!! dostałam po pysku otrzeźwiacza
Ledwo wytrzymuję skurcze przy zakładaniu ZZO, a nie wolno się ruszać... Zaczyna działać, ale nie tak jak myślałam, dalej to czuję, tylko tyle, że jestem w stanie to znieść. Na KTG zaczyna słabnąc tętno Dzidzi. Wołam położną, ona woła lekarza, kręcą porozumiewawczo głowami, bo przecież mi mówili, że jak wezmę ZZO to pewnie skończy się cesarką. Chwilę patrzą w monitor i szybka decyzja- tniemy. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Narkoza.Zasypiam z brzuchem na sali pełnej ludzi. Budzę się bez brzucha, z personelu zostali tylko anestezjolodzy. Pytam o Synka- piękny, czy zdrowy? 10 pkt Apgar, mąż, już wie? - już dawno siedzi przy Małym i się nim zachwyca.
Wiozą mnie z powrotem na porodówkę, bo na położniczym nie ma miejsc. Mąż przywozi Synka Jest zawinięty w różowy kocyk, odsłaniają Go... i zdarzył się CUD, już jesteś z nami, bardzo Cię kochamy
14.10.2010 r. około godziny 19 jestem na KTG i czuję pierwszy skurcz, jeszcze nie wiem co to... lekarz pyta się- na kiedy termin, odpowiadam- na jutro, on śmieje się- no to wszystko zgodnie z planem.
Po powrocie do domu skurcze, nie boli brzuch, ani krzyż, boli tyłek... nic sobie z tego nie robię... przecież wczoraj lekarka mówiła, że zero szans na szybki poród, że szyja długa i rozwarcia brak, więc myślę, że to te przepowiadające, co to ich nie miałam...
Godzina 22.45 zamiast siku cienka stróżka z pochwy, wstaję nadal się sączy, wołam na spokojnie męża, mówię mu ze łzami w oczach (ze szczęścia oczywiście), że już za kilka godzin zostanie Ojcem :-) Szybki prysznic, dogolenie i w drogę. W międzyczasie zajeżdżamy do miejscowego szpitala, do upragnionego ponad 70 km, wolę sprawdzić czy wszystko OK.
15.10.2010, godz. 1 w nocy trafiam na porodówkę. Położna od razu nie przypada mi do gustu, słyszę jak rozmawia przez telefon, że ta z ... mogła zadzwonić zanim przyjechała, to by się jej powiedziało, że miejsc nie ma. Nie ustalamy żadnych szczegółów, nie rozmawiamy o niczym, nic nie wiem, mnóstwo pytań od różnych ludzi, którzy pojawiają się i znikają. Jestem ciągle dzielna :-) Zaczyna coraz bardziej bolec, około 3.00 mam dość, a to dopiero 3 cm. Masaż szyjki, prysznic, piłka, wyję z bólu. Położna mówi mi, że ten okropny jaszczur co to mam go wytatuowanego na pewno bardziej bolał... Pytam o ZZO- dowiaduje się, że ona rodziła bez i żyje... Całe moje pozytywne nastawienie znika, zaczynam histeryzować, błagam męża o pomoc. 5 rano jest 5 cm. Proszę o ZZO, przychodzi lekarz, badanie, zwijam się z bólu, krzyczę- on nic, krzyczę głośniej- on nic, zaczynam wyć wniebogłosy- bada dalej, drę się RATUJCIE LUDZIE!!! dostałam po pysku otrzeźwiacza
Ledwo wytrzymuję skurcze przy zakładaniu ZZO, a nie wolno się ruszać... Zaczyna działać, ale nie tak jak myślałam, dalej to czuję, tylko tyle, że jestem w stanie to znieść. Na KTG zaczyna słabnąc tętno Dzidzi. Wołam położną, ona woła lekarza, kręcą porozumiewawczo głowami, bo przecież mi mówili, że jak wezmę ZZO to pewnie skończy się cesarką. Chwilę patrzą w monitor i szybka decyzja- tniemy. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Narkoza.Zasypiam z brzuchem na sali pełnej ludzi. Budzę się bez brzucha, z personelu zostali tylko anestezjolodzy. Pytam o Synka- piękny, czy zdrowy? 10 pkt Apgar, mąż, już wie? - już dawno siedzi przy Małym i się nim zachwyca.
Wiozą mnie z powrotem na porodówkę, bo na położniczym nie ma miejsc. Mąż przywozi Synka Jest zawinięty w różowy kocyk, odsłaniają Go... i zdarzył się CUD, już jesteś z nami, bardzo Cię kochamy