mam chwilke to opisze swój poród
10.09 już od rana dziwnie się czulam... bolał mnie kręgosłup i brzuch stawiał się co pare minut, ale jakoś się tym nie przejęłam bo tego dnia miałam wizyte na 18 w klinice której miałam rodzic... o 14.00 tak jak pisałam poszłam pod prysznic zeby zobaczyc czy skurcze miną ... pod prysznicem zaczęło się coś sączyc pomyślałam ze to wody więc założyłam podpaskę zeby się upewnic... za chwilę była cała mokra więc dzwonie do męża zeby był o 15.00 to wyjedziemy wczesniej ( do kliniki miałam 90 km) a tu skurcze co 10 min. M przyjechał zabraliśmy torby i w drogę... jechał jal szalony 140 km/h i ja mu mówię wolniej kotek bo ja tak zaraz nie urodzę... ale za chwile skurcze miałam co 5 min i mówię ... wiesz co jedz szybciej.
zanim dojechaliśmy do kliniki miałam skurcze co 3 min wchodzę do gabinetu a mój gin... no to proszę dziś zrobimy usg i zobaczymy co i jak.... a ja mówię do niego tylko szybko bo ja rodzę.... włączył usg i po minucie patrze na niego a on ma minę jakby ducha zobaczył.... ciśnienie mi skoczyło momentalnie i poczułam straszny niepokój:-( on mówi ubiera się pani i na porodówkę zaraz pewnie bedzie cięcie.... mały miał tętno tylko 60:-(
przyszła położna i poszliśmy na porodówke podłaczyli ktg i dzięki bogu tętno było prawidłowe... Filipek był okręcony pępowiną wokół szyi:-( dlatego tętno tak skakało... leżałam pod tym ktg i gin próbował przebic wody do końca ale mu się nie udało więc czekaliśmy dalej ... było przed 19.00... dodam ze w domu to nie były wody tylko ja nie trzymałam juz moczu tak mały uciskał mi na pęcherz
o 19.15 chciałam się poprawis na łóżku i wtedy było wielkie chlup odeszły wody... były czyste .... zaczęły się bardziej bolesne skurcze ... przenieśli mnie na swoją salę i tam razem z mężem czekaliśmy...o 20.00 miałam już 4 cm rozwarcia i skurcze już bardzo silne z brzucha, kręgosłupa i łydek maż i położna masowali mi łydki hehe a ja myślałam ze włosy zaczne wyrywac.... przyjechał anastezjolog i dostałam znieczulenie ulżyło po 5 min ale po lewej stronie skurcze odczuwałam nadal ale łagodne.... o 22.00 miałam już pełne rozwarcie i szybko na porodówke.....wszystko było by ok gdybym czuła skurcze parte a tu nic
główka nie chciała schodzic w dół i tak czekałam do północy byłam już zmęczona... próbowałam przec ale nic sie nie działo więc równo o 24,00 usłyszałam .... dobra to robimy cięcie bo głowka i tak nie przejdzie .... dziecko za duże...
zabrali mnie na salę operacyjną i o 24.20 zobaczyłam Filipka:-):-):-) płakał a ja razem z nim:-):-):-) byłam taka szczęśąliwa i tak naprawde dopiero wtedy doszło do mnie ze byłam w ciąży i mam swojego skarba....
najlepsze było to jak sie dowiedziałam ze Fifi wazy az 3940.... myśle o Matko... co??? taki duży... za chwilke małego ubrali i przynieśli mi w trakcie szycia.... cudowny widok:-) dałam mu buziaczka... miał taki mięciutki policzek
Mąż obcinał pępowinę i odrazu dostał małego na ręce... jestem dumna z mojego M.... bardzo mnie wspierał i cały czas byl przy mnie....
później jak byłam na sali z małym to oboje płakaliśmy ze szczęścia:-).... nigdy w życiu nie zapomnę tego momentu... a poród wspominam cudownie to był najpiękniejszy moment w moin życiu.... te małe oczka wynogrodzą każdy ból
a rodziłam w Białymstoku w prywatnej klinice Państwa Arciszewskich i musze powiedziec ze nie czułam się jak w szpitalu tylko jak w hotelu:-)
podsumowanie: to był najlepszy weekend w moim życiu z cudownym prezentem
wszystkim życzę takiego porodu jak ja miałam
10.09 już od rana dziwnie się czulam... bolał mnie kręgosłup i brzuch stawiał się co pare minut, ale jakoś się tym nie przejęłam bo tego dnia miałam wizyte na 18 w klinice której miałam rodzic... o 14.00 tak jak pisałam poszłam pod prysznic zeby zobaczyc czy skurcze miną ... pod prysznicem zaczęło się coś sączyc pomyślałam ze to wody więc założyłam podpaskę zeby się upewnic... za chwilę była cała mokra więc dzwonie do męża zeby był o 15.00 to wyjedziemy wczesniej ( do kliniki miałam 90 km) a tu skurcze co 10 min. M przyjechał zabraliśmy torby i w drogę... jechał jal szalony 140 km/h i ja mu mówię wolniej kotek bo ja tak zaraz nie urodzę... ale za chwile skurcze miałam co 5 min i mówię ... wiesz co jedz szybciej.
zanim dojechaliśmy do kliniki miałam skurcze co 3 min wchodzę do gabinetu a mój gin... no to proszę dziś zrobimy usg i zobaczymy co i jak.... a ja mówię do niego tylko szybko bo ja rodzę.... włączył usg i po minucie patrze na niego a on ma minę jakby ducha zobaczył.... ciśnienie mi skoczyło momentalnie i poczułam straszny niepokój:-( on mówi ubiera się pani i na porodówkę zaraz pewnie bedzie cięcie.... mały miał tętno tylko 60:-(
przyszła położna i poszliśmy na porodówke podłaczyli ktg i dzięki bogu tętno było prawidłowe... Filipek był okręcony pępowiną wokół szyi:-( dlatego tętno tak skakało... leżałam pod tym ktg i gin próbował przebic wody do końca ale mu się nie udało więc czekaliśmy dalej ... było przed 19.00... dodam ze w domu to nie były wody tylko ja nie trzymałam juz moczu tak mały uciskał mi na pęcherz
o 19.15 chciałam się poprawis na łóżku i wtedy było wielkie chlup odeszły wody... były czyste .... zaczęły się bardziej bolesne skurcze ... przenieśli mnie na swoją salę i tam razem z mężem czekaliśmy...o 20.00 miałam już 4 cm rozwarcia i skurcze już bardzo silne z brzucha, kręgosłupa i łydek maż i położna masowali mi łydki hehe a ja myślałam ze włosy zaczne wyrywac.... przyjechał anastezjolog i dostałam znieczulenie ulżyło po 5 min ale po lewej stronie skurcze odczuwałam nadal ale łagodne.... o 22.00 miałam już pełne rozwarcie i szybko na porodówke.....wszystko było by ok gdybym czuła skurcze parte a tu nic
główka nie chciała schodzic w dół i tak czekałam do północy byłam już zmęczona... próbowałam przec ale nic sie nie działo więc równo o 24,00 usłyszałam .... dobra to robimy cięcie bo głowka i tak nie przejdzie .... dziecko za duże...
zabrali mnie na salę operacyjną i o 24.20 zobaczyłam Filipka:-):-):-) płakał a ja razem z nim:-):-):-) byłam taka szczęśąliwa i tak naprawde dopiero wtedy doszło do mnie ze byłam w ciąży i mam swojego skarba....
najlepsze było to jak sie dowiedziałam ze Fifi wazy az 3940.... myśle o Matko... co??? taki duży... za chwilke małego ubrali i przynieśli mi w trakcie szycia.... cudowny widok:-) dałam mu buziaczka... miał taki mięciutki policzek
Mąż obcinał pępowinę i odrazu dostał małego na ręce... jestem dumna z mojego M.... bardzo mnie wspierał i cały czas byl przy mnie....
później jak byłam na sali z małym to oboje płakaliśmy ze szczęścia:-).... nigdy w życiu nie zapomnę tego momentu... a poród wspominam cudownie to był najpiękniejszy moment w moin życiu.... te małe oczka wynogrodzą każdy ból
a rodziłam w Białymstoku w prywatnej klinice Państwa Arciszewskich i musze powiedziec ze nie czułam się jak w szpitalu tylko jak w hotelu:-)
podsumowanie: to był najlepszy weekend w moim życiu z cudownym prezentem
wszystkim życzę takiego porodu jak ja miałam