reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Odczucia po porodzie. Złe i dobre strony szpitala, w którym rodzimy dzieci.

reklama
No to kolej na moja nasza historie.
Skurczyki zaczely sie w sobote 18 lutego tzn. 2 dni po terminie. Byly bardzo nieregularne co 10, 15, 20 min. I tak w kolko caly dzien i noc :p. W niedziele byly dalej nieregularne, ale juz bardzo bolace. W nocy nie wytrzymalam i mimo tego, ze byly wciaz nieregularne a najczestsze co 10 min pojechalam z moim Kochaniem do szpitala. Tam przemila pani polozna zbadala mnie i stwierdzila, ze zero rozwarcia :(, trzeba wracac do domu i wrocic jak skurcze beda co 3-2 minuty :p . A wiec kolejna noc nieprzespana i czekanie. Bol nie do wytrzymania :-[ wiec we wtorek o 7 rano mimo najczestszych skurczy co 6 minut pojechalismy znowu do szpitala. A tam niespodzianka, rozwarcie na 5 cm :). Szybciutko dostalismy pokoik do rodzenia, ja jedzonko i picie no i czekamy :). Chodze w kolko po pokoju a tu wciaz skurcze co 10, 15, 6 min i tak w kolko :mad: a bolalo juz strasznie. Poprosilam o gaz, nawdychalam sie go, ze az mi sie w glowie krecilo. Odlot mialam jak po jakis prochach, a bolalo tak samo :mad: Wiec zdecydowalm sie na znieczulenie zewnatrzoponowe. To byl strzal w dziesiatke!!! Wszystkie bole przeszly jak reka odjal ;D wiec lezalam na lozku i czekalam na czestsze skurcze, a tu nic. Rozwarcie na 9 cm, a skurczyki liche co 6 min :( Juz zblizal sie wieczor, przebili mi wody polodowe i podali oksytocyne. No i zaczelo sie parcie. Smieszna sprawa, poniewaz nic nie czulam, polozna mowila mi kiedy mam przec. Przyszedl lekarz, zbadal mnie i okazalo sie, ze malutki ma skrecona glowke, wiec nie urodzi sie bez ich pomocy :(. Podpisalam papiery, ze zgadzam sie na uzycie proznociagu, a jesli tak sie nie uda to na cc.
Szybciutko przewiezli mnie na sale operacyjna. Bylo tam chyba z 10 osob. No i sie zaczelo. Jak byly skurcze wszyscy mnie dopingowali przyj, przyj, przyj... No to parlam ;D Trzy parcia i plum jest moj Slodki Bejbis ;D Mowie mojemu Kochaniu, jeszcze musze urodzic lozysko, ale patrze oni juz je wyciagneli ;)
To byl najpiekniejszy moment w moim zyciu, gdy Pati znalazl sie na moim brzuszku...
Potem bylo szycie, nadal lezalam sobie i patrzylam na lekarza jakprzeciaga nitke :D i zastanawialam sie jak dlugo jeszcze :D
ciesze sie, ze urodzilam silami natury. Zdecydowalam sie na znieczulenie zewnatrzoponowe i tego nie zaluje, wprost przeciwnie przy nastepnym dzidziusiu zrobie to samo ;)
Polozne i lekarze byli przemili, atmosfera tez wspaniala :)
 
Jestem świeżo upieczoną mamusią, Kamilek urodził się 25 lutego.
Wszystkim serdecznie polecam szpital Bielański w Warszawie, niestety z reguły jak przyjeżdża się do porodu to mówią że nie ma miejsc i prosze jechac gdzie indziej, ale jak już się uda tam dostać to na prawdę wszystko jest jak należy. Zarówno przy porodzie jak i po wszyscy byli bardzo mili i pomocni. Najpierw poród - na prawdę połozne pomagały przetrwać skurcze i wymyslały rózne rzeczy (prysznic, piłka, i inne pozycje) żeby mi ulżyć w bólach i nie moge powiedzieć ani złego słowa (niestety u mnie zakończyło się wszystko cesarką, kiedy to już praktychnie pod koniec ostatniej fazy okazało się że mały jest za duży w stosunku do mojej budowy i nie przejdzie sam). Tak więc po 7 godzinach naturalnego porodu wylądowałam na stole operacyjnym. Kiedy małego już wyciągnęli z mojego brzuszka mogłam go tylko widzieć przez chwilkę, a potem zabrali go i aż do następnego dnia go nie widziałam.
Już następnego dnia po porodzie położne pokazywały jak małego do piersi przystawiać, jak kąpać i służyły wszelkimi radami jeśli tylko się zapytało o coś. Jak malutki w nocy płakał to pomagały go uspokajać.
A sale poporodowe są wszystkie z łazienkami i nie trzeba wychodzić na korytarz. To też było dużą zaletą.
pozdrawiam wszystkich
 
Dziś moja Córcia kończy miesiąc, to dobry moment na wspomnienia, bo jakoś to zaniedbałam...

Jak wiecie cora siedziała pupą w kanale rodnym i nie było sznas na normalny poród, dlatego umówiliśmy się z moim lekarzem na cc, dokładnie na tydzień przez terminem.
Rodziłam w niewielkim szpitalu, domowa atmosfera, sympatycznie i co ważne - wszystko refundowane :) Umówieni bylismy na 17, dostałam swój pokój, przebrałam się w koszulinę, zrobili mi odstatnie ktg, wkłuli wenflon, przepuscili kilka kroplówek.
Wreszcie koło 20:30 wezwali mnie na salę operacyjną. Wkłuwanie zzo nie było przyjemne i troche bolało, ale robił to sympatyczny anestezjolog (taki w stylu Bogusława Lindy - co ty Kotuś wiesz o znieczulaniu ;) Mówił do mnie Kotuś). I tak leżałam sobie na fotelu, czekając aż zadziała znieczulenie, oglądając sufit i trzęsąc się jak galareta, bo taki efekt uboczny dostałam gratis do zzo. W końcu przyszli lekarze, zasłonili mi pole widzenia parawanikiem i zaczęli coś tam grzebac, szarpać, tarmosić... Nic nie widziałam, słyszałam tylko że moje dziecię zaparło się, zarzuciło ręce za głowę i nie mogą go wyciągnąć. W końcu ktoś położył się na moim brzuchu, ktoś inny szarpnął i usłyszałam "MA PANI CÓRKĘ!" Anestezjolog mrugnął i powiedział "wszystko w porządku, Kotuś". A ja czekałam na jakiś głos, pierwszy krzyk, cisza... W końcu zapytałam, co się dzieje z moją córeczką? Okazało się, że wynieśli ją szybko na sąsiednią porodówkę bo tam był cały sprzęt dla noworodków - tylko nikt mi o tym nie powiedział, nikt mi małej nie pokazał, niepotrzebnie się strasznie denerwowałam przez tych kilkadziesiąt sekund. W końcu lekarze skończyli mnie zszywać, przewieźli do pokoju, wpuścili męża i przynieśli córeczkę, i nareszcie mieliśmy czas dla siebie. Mogłam się napatrzyć na moja Kruszynkę (która wg usg miała ważyć 2800g, a okazało się że waży 3470g), poprzytulałysmy się, szczęśliwy Tatuś zrobił nam zdjęcia, pierwszy raz przystawiłam Malutką do piersi - okazała się pierwszorzędnym ssakiem.
Noc po cc była okropna bo wszystko bolało i drętwiało, ale ponieważ miałam zamiar szybko wrócić do formy i pryskać ze szpitala, 12 godzin po operacji byłam na spacerze w łazience, później wzięłam prysznic, a 24 godziny po fakcie spakowałam manatki i przeszłam po schodach na pięterko, do pokoju dla mam z dziećmi, robiąc miejsce kolejnej rodzącej.
Irenke na początek oddawałam na noc położnym, po cięzko było się ruszać na łóżku a niestety nie było osobnych łóżeczek dla dzieci. Po kilku dniach jednak zabrałam ją do siebie i już nie oddałam :)


Mam nadzieję że mnie nie zlinczujecie za ten przydługi opis, tak mi sie dobrze wspomina ten wieczór sprzed miesiąca... :laugh:
 
Ostatnia edycja:
Witam!Ja urodziłam 8 marca. Mój poród był dość...dziwny.
Do szpitala wstawić się miałam 7 marca(tydzień po wyznaczonym terminie porodu)-i tak zrobiłam.KTG nie wykazywało zupełnie nic,ale mnie w szpitalu zatrzymali i lekarz powiedział,że jak nic samo nie ruszy,to za dwa dni będą wywoływać... W nocy z 7 na 8 marca,zaczęłam trochę plamić.Położna stwierdziła,że to pewnie czop odchodzi i to może jeszcze potrwać ho ho.Rano o 7.00 poszłam na badania,a gin. do mnie:"Pani idzie natychmiast na porodówkę!" Podobno rozwarcie 5 cm.i,że niby rodzę.Ja w śmiech,bo nic mnie nie bolało_O godz.7.45 byłam na sali porodzowej.I takim cudem do pełnego rozwarcia doszłam bez żadnego bólu!Wszyscy się dziwili.Na porodówce siedziałam i się nudziłam.Mężulek przysypiał.Dostałam kroplówę,żeby coś poczuć,a tu nadal nic.Ale jak mnie kopnęło w pewnym momencie,to się podnieść z podłogi nie mogłam(bo sobie spacerowałam).Bóle miałam odrazu parte.Znieczulenia dać mi niemogli,bo już za późno było.Wiktorka rodziła się 25 minut. A najbardziej to czułam jak mnie nacinają...Wrrr!Ale ogólnie wesoło ze mną mięli.Wciąż marudziłam i się na nich darłam,hihihi.A położna była cudowna:)Naprawdę!rozumiała mnie,mój ból,była wesoła i uśmiechnięta.Wiktorka przyszła na świat 8 MARCA 2006r.o godz.15.58. Nie było tak źle... ;)
 
Asia, bolalo Cie przy parych?? Dal mnie (pomimo, ze wczesniej nie bolalo za bardzo), to te parte byly ulga cholerna. Nic mnie wtedy kompletnie nie bolalo.
Ale dojscie do rozwarcia pelnego mialas ekstra. To jest najgorsza faza porodu przeciez. A Tobie minela na nudzeniu sie. Tylko pozazdroscic ;-)
 
Jak mnie zszywali po cesarce to na porodówkę obok przywieźli babeczkę, która zanim skończyli mnie szyć miała już na cycu bobaska hehe. To był poród ekspresowy chociaż darła się niesamowicie. Mąż mówi, że biegli wioząc ją na porodówkę hehe podobno główka już była na zewnątrz prawie. Później leżałam z tą babką na sali i mówiła, że to był najgorszy poród jaki przeżyła (a przeżyła wcześniej 3).
 
Kurcze... Magduska... bo to tak roznie. U mnie od momentu, kiedy bylo widac glowke, do konca byly jeszczze chyba tylko ze 3 sekundy :-) No i na serio wtedy to juz kompletnie nic nie bolalo... Chybe rzeczywiscie co porod, to inaczej.
A swoja droga, gdyby mnie nie wladowali do szpitala dzien wczesniej, to tez by mnie chyba tak ekspresem musieli wiesc na porodowke. Bo zebralabym sie z domku dopiero po odejsciu wod. A od tego to juz nie bylo duzo czasu do konca. A ja bym jeszcze prysznic brala, dopakowala torbe, wypila ostatnia szklanke coli (przed pojsciem do szpitala wyzlopalam chyba ze 3, bo wiedzialam, ze potem dluuuugo juz nic z tego). I takim sposobem rodzilabym pewnie w samochodzie ;-)
 
reklama
to pewnie po tej coli tak szybko poszlo, Emilka stwierdzila jeszcze jedna szklanka tego paskudztwa i wychodze stad ;)
remeny pisala po miesiacu, a mnie wzielo na wspomnienia po dwoch  ;) ;D teraz to juz patrze na to wszystko naprawde z przymrozeniem oka, choc i wtedy cala sytuacja wydawala mi sie jak wielka farsa.
no wiec tak: 20 stycznia mialam sie stawic w szpitalu rano (nie miala znaczenia godzina bo bylam 5 w kolejce)  do cc :)
bylismy tam kolo 9:00, rozpakowalam sie w pokoiku, zaraz tez przybyla tesciowa i tak do 10 czas nam zlecial, o 10:00 zadzwonili ze mam sie zjawic w pokoju pielegniarek, no to lece z tesciowa, bo meza gdzies wciuglo. najpierw mnie wprowadzili do sali gdzie mialam sie przebrac i tam tez zalozyli mi cewnik, w miedzyczasie slysze jak pielgniarka mowi "jedzie" no i za chwile wparowuja z bejbisiem, takai malusi, slicznusi z czarna grzywa i wtedy chyba tak naprawde sobşe uswiadomilam ze juz za chwile moje malenstwo tez tak bedzie badane przez pielegniarki. No nic to, jak juz mi cewnik zalozyli, to kazali mi wziac rurke w reke i przejsc do innej sali, no i jak tam przeszlam to sobie troche posiedzialam pewnie z 15 minut ale mnie to wiecznosc sie wydawala, zwlaszcza, ze z ta rura to nie wiadomo jak usiasc, bo piecze i boli, to byla zwykla salka z lozkami, mozna powiedziec poczekalnia  ;), byla jeszcze jedna kobitka ktora sobie tam siedziala tyle ze ubrana jeszcze w prywatne ciuchy wiec chyba byla nastepna po mnie. Potem przyszla pielegniarka zalozyla kroplowkei powiedziala: to pani sobie teraz przejdzie na sale operacyjna, no wiec ja butelke z kroplowka do raczki do drugiej torebke z siusiu i ide, dobrze ze mi chociaz drzwi na sale operacyjna otworzyli :) Jak juz weszlam, mowie dzien dobry ;D, pokazali mi ktoredy mam sie wspindrac na lozko, zabrali w koncu ode mnei kroplowke, zaslonili parawanikiem zaraz tez poczukam ze leja mi po brzuchu czyms zimnym, a tymczasem anestozjolog cos mi podawal do kroplowki i to bylo tyle ile pamietam z samej operacji, aha jeszcze zanim zaczeli operacje, to zza parawanika wychylil sie moj lekarz,ktory dopiero wtedy wszedl na sale i pyta : Dorota to ty?  ;D mhm. No a potem to juz obudzilam sie jak bylo po wszystkimi i wiezli mnie do pokoju. Teo byl tam przede mna :), ja tylko powtarzalam ze mnie strasznie boli, zeby mi dal cos przeciwbolowego, a wszyscy byli tak zaaferowani malym ze zdawali sie mnie nie zauwazac, i tak tez zostalo do dzis ;)
 
Do góry