Tzn. ja w sumie tak zostałam wychowana, żeby nie grymasić
i zasadniczo wszystko lubię tak generalnie, no ale np. wolę pierogi niż kotlety sojowe
Ale gdy mnie ktoś do siebie zaprosi, to nigdy bym się nie przyznała, że coś lubię czy nie... Np. w czymś tam kiedyś był fenkuł, a to jest smak, którego nie znoszę (kiedyś miałam lek o takim smaku i to była trauma ;-)) - ale dzielnie zjadłam do końca. No taka już jestem.
Ale ja sama takich gości nie mam... Wszyscy wokół, gdy mówią o czymś, czego nie lubią, to jest oczekiwanie, że weźmiesz do siebie tę informację jako synonim: "dostanę poważnej alergii albo umrę z miejsca... " ;-) Kiedyś podałam jakieś tam warzywa i wszyscy mówią, że dobre
, a koleżanka nie spróbuje, bo tam jest groszek. Ja na to, że przykro mi, nie wiedziałam, miałam jeszcze przygotowaną wersję z papryką - a ona, że papryki też nie spróbuje. No więc trudno czasem dogodzić
Mój mąż też ma tego typu grymasy, a moja mama się z niego śmieje i zrobiła sobie listę rzeczy, których zięć nie lubi, i mówi o niej za każdym razem
Ananas, cytryna, wszystkie owoce z małymi pestkami (truskawki, maliny, winogrona, granat), mak i pochodne, ziarna na pieczywie, sezam na czymkolwiek, wiórki kokosowe, konsystencja puree... hmm.. coś tam jeszcze jest