Myślę że poza jakimiś wyjątkami to zazwyczaj mężczyzn temat starań aż tak nie dotyka. To nie ich cykle, nie ich ciało, nie ich wizyty po lekarzach czy badania (no bo umówmy się, faceci zwykle co najwyżej zbadają nasienie). Mój też był zawsze w tych tematach bardziej spokojny, cierpliwy niż ja. Też mówił że jak się uda to się uda, nie zastanawiał się co jeśli się nie uda. Może to leży gdzieś w ich naturze, w końcu ewolucyjnie to matki się zajmowały dziećmi a mężczyźni mieli zapewnić rodzinie byt
więc od wieków byli gdzieś obok tego wszystkiego.
Jak mnie irytowało jak w ciąży męża nie jarały ruchy dziecka w brzuchu. Dla mnie to było cudowne, chciałam żeby tego doświadczył a ten po 10 sekundach mówił "nic się nie dzieje" i wracał do swoich spraw. Ale po porodzie to się licytowaliśmy kto w danym momencie może trzymać dziecko na rękach
zakochał się totalnie. Teraz jak dzwoni do swojego taty czy babci to opowiada osiągnięcia syna w taki fajny sposób, że aż lubię posłuchać.
Tak więc podsumowując, myślę że dla wielu (oczywiście nie wszystkich) facetów etap starań i ciąży jest na tyle abstrakcyjny że nie przeżywają tego tak jak my. Dopiero namacalny efekt tych tematów ich rusza. Ale może to i dobrze, bo skoro same siebie tak nakręcamy to co by było gdyby nasi partnerzy jeszcze dodali presję z ich strony? Jeszcze mialybysmy wyrzuty sumienia, że oni tak bardzo chcą a nie umiemy im tego dać.
Swoją drogą w serialu "hiszpańska księżniczka" (uwaga, trochę spoiler, ale w końcu to historia) opartym na faktach, jest pokazane jak to król Henryk VIII ma parcie na posiadanie syna. Ciągle tylko wrzeszczy na swoją żonę że nie umie dać mu syna, czemu mu nie da syna, czemu Bóg go tak pokarał itp. No przecież jakby mi chłop wychodził z takimi pretensjami to dajcie spokój