reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nowy Rok to spełnienia marzeń czas - więc dwie kreski ⏸️ wysika każda z Nas 🥰

Dlaczego mąż chce mniej niż Ty?
nie wiem jak to wyjaśnić słowami. Jemu jest dobrze jak jest, bo jestem ja i nic mu więcej do szczęścia nie trzeba. Chciałby mieć ze mną dziecko, ale nie jest mu ono potrzebne do szczęścia, nie czuje braku. Jeżeli się uda, to będzie szczęśliwy, bo generalnie chce dziecka i ja też wiem, że będzie dobrym ojcem, ale jeżeli się nie uda, to on nie odczuje jego braku. On ma takie "jak się uda, to się uda, jak się nie uda, to się nie uda". Jego życie nie straci na braku dziecka. Nie wiem jak to ująć w słowa, żeby nie zabrzmiało to jakoś nieczule, bo on jest naprawdę kochanym człowiekiem, ale nie umie (mimo swoich starań, naprawdę) zrozumieć mojej comiesięcznej załamki - mój mąż bardziej przejmuje się moim stanem na widok negatywnego testu niż samym faktem, że jest negatywny. Jeżeli by wyszedł pozytyw to by był naprawdę super szczęśliwy, ale ten negatyw to z jego perspektywy nie jest tragedia, tragedią jest to, że ja to tak przeżywam.
 
reklama
nie wiem jak to wyjaśnić słowami. Jemu jest dobrze jak jest, bo jestem ja i nic mu więcej do szczęścia nie trzeba. Chciałby mieć ze mną dziecko, ale nie jest mu ono potrzebne do szczęścia, nie czuje braku. Jeżeli się uda, to będzie szczęśliwy, bo generalnie chce dziecka i ja też wiem, że będzie dobrym ojcem, ale jeżeli się nie uda, to on nie odczuje jego braku. On ma takie "jak się uda, to się uda, jak się nie uda, to się nie uda". Jego życie nie straci na braku dziecka. Nie wiem jak to ująć w słowa, żeby nie zabrzmiało to jakoś nieczule, bo on jest naprawdę kochanym człowiekiem, ale nie umie (mimo swoich starań, naprawdę) zrozumieć mojej comiesięcznej załamki - mój mąż bardziej przejmuje się moim stanem na widok negatywnego testu niż samym faktem, że jest negatywny. Jeżeli by wyszedł pozytyw to by był naprawdę super szczęśliwy, ale ten negatyw to z jego perspektywy nie jest tragedia, tragedią jest to, że ja to tak przeżywam.
U nas podobnie jesli chodzi o męża emocje po poronieniu raczej plakałam bezglosnie w ukryciu, i jak spytalam męża czy martwi się tym , ze poroniłam, powiedział, ze tak czasami się zdarza i nie mamy na to wplywu, a martwi sie bardziej o mnie i moje emocje. Z tym, ze my mamy juz naszą 3.
 
nie wiem jak to wyjaśnić słowami. Jemu jest dobrze jak jest, bo jestem ja i nic mu więcej do szczęścia nie trzeba. Chciałby mieć ze mną dziecko, ale nie jest mu ono potrzebne do szczęścia, nie czuje braku. Jeżeli się uda, to będzie szczęśliwy, bo generalnie chce dziecka i ja też wiem, że będzie dobrym ojcem, ale jeżeli się nie uda, to on nie odczuje jego braku. On ma takie "jak się uda, to się uda, jak się nie uda, to się nie uda". Jego życie nie straci na braku dziecka. Nie wiem jak to ująć w słowa, żeby nie zabrzmiało to jakoś nieczule, bo on jest naprawdę kochanym człowiekiem, ale nie umie (mimo swoich starań, naprawdę) zrozumieć mojej comiesięcznej załamki - mój mąż bardziej przejmuje się moim stanem na widok negatywnego testu niż samym faktem, że jest negatywny. Jeżeli by wyszedł pozytyw to by był naprawdę super szczęśliwy, ale ten negatyw to z jego perspektywy nie jest tragedia, tragedią jest to, że ja to tak przeżywam.
Dokładnie to rozumiem, u nas jest bardzo podobnie, z tą różnicą, że ja chyba przeżywam zdecydowanie bardziej do wewnątrz niż Ty.
 
nie wiem jak to wyjaśnić słowami. Jemu jest dobrze jak jest, bo jestem ja i nic mu więcej do szczęścia nie trzeba. Chciałby mieć ze mną dziecko, ale nie jest mu ono potrzebne do szczęścia, nie czuje braku. Jeżeli się uda, to będzie szczęśliwy, bo generalnie chce dziecka i ja też wiem, że będzie dobrym ojcem, ale jeżeli się nie uda, to on nie odczuje jego braku. On ma takie "jak się uda, to się uda, jak się nie uda, to się nie uda". Jego życie nie straci na braku dziecka. Nie wiem jak to ująć w słowa, żeby nie zabrzmiało to jakoś nieczule, bo on jest naprawdę kochanym człowiekiem, ale nie umie (mimo swoich starań, naprawdę) zrozumieć mojej comiesięcznej załamki - mój mąż bardziej przejmuje się moim stanem na widok negatywnego testu niż samym faktem, że jest negatywny. Jeżeli by wyszedł pozytyw to by był naprawdę super szczęśliwy, ale ten negatyw to z jego perspektywy nie jest tragedia, tragedią jest to, że ja to tak przeżywam.
Hm… jestem daleka od „diagnozowania” przez internet, ale zastanawiam się, czy np. Jemu tak będzie dobrze, kiedy (nie daj bobie absolutnie życzę Ci odwrotnie) będzie tak następny miesiąc i następny albo czy nie jest to chęć „pokazania” mocniejszej płci albo nie jest to mechanizm wyparcia (póki nie ma”duzego” problemu, bo to na razie kilka miesięcy, to problem nie istnieje, bo jest marginalny) itd. Mogę napisać takich argumentacji jeszcze 10.
Po prostu nie odczuwa lub pokazuje, ze nie odczuwa (mimo, ze odczuwa), bo tak chce.
Często jest tak, ze ponieważ Ty chcesz, a on Cię kocha i chce, żebyś była szczęśliwa, to on tez chce albo zachce i zrobi wszystko, żebyś była szczęśliwa (i to tłumaczy te rozterkę- czy się ze mną rozwiedziesz? No bo teraz ON nie daje Ci tego SZCZĘŚCIA).
Oczywiście wywód na godzinę. Spłaciłam na maksa, ale podsumowując, on może równie mocno chcieć, ale tego nie pokazywać i mieć zupełnie inna motywacje do posiadania dziecka.
Trzymam za Was kciuki, bo te sygnały, ze on pyta tak, jak pyta, to dobre sygnały, chce, martwi się, myśli 😍😍😘😘
 
nie wiem jak to wyjaśnić słowami. Jemu jest dobrze jak jest, bo jestem ja i nic mu więcej do szczęścia nie trzeba. Chciałby mieć ze mną dziecko, ale nie jest mu ono potrzebne do szczęścia, nie czuje braku. Jeżeli się uda, to będzie szczęśliwy, bo generalnie chce dziecka i ja też wiem, że będzie dobrym ojcem, ale jeżeli się nie uda, to on nie odczuje jego braku. On ma takie "jak się uda, to się uda, jak się nie uda, to się nie uda". Jego życie nie straci na braku dziecka. Nie wiem jak to ująć w słowa, żeby nie zabrzmiało to jakoś nieczule, bo on jest naprawdę kochanym człowiekiem, ale nie umie (mimo swoich starań, naprawdę) zrozumieć mojej comiesięcznej załamki - mój mąż bardziej przejmuje się moim stanem na widok negatywnego testu niż samym faktem, że jest negatywny. Jeżeli by wyszedł pozytyw to by był naprawdę super szczęśliwy, ale ten negatyw to z jego perspektywy nie jest tragedia, tragedią jest to, że ja to tak przeżywam.
Myślę że poza jakimiś wyjątkami to zazwyczaj mężczyzn temat starań aż tak nie dotyka. To nie ich cykle, nie ich ciało, nie ich wizyty po lekarzach czy badania (no bo umówmy się, faceci zwykle co najwyżej zbadają nasienie). Mój też był zawsze w tych tematach bardziej spokojny, cierpliwy niż ja. Też mówił że jak się uda to się uda, nie zastanawiał się co jeśli się nie uda. Może to leży gdzieś w ich naturze, w końcu ewolucyjnie to matki się zajmowały dziećmi a mężczyźni mieli zapewnić rodzinie byt :p więc od wieków byli gdzieś obok tego wszystkiego.
Jak mnie irytowało jak w ciąży męża nie jarały ruchy dziecka w brzuchu. Dla mnie to było cudowne, chciałam żeby tego doświadczył a ten po 10 sekundach mówił "nic się nie dzieje" i wracał do swoich spraw. Ale po porodzie to się licytowaliśmy kto w danym momencie może trzymać dziecko na rękach :D zakochał się totalnie. Teraz jak dzwoni do swojego taty czy babci to opowiada osiągnięcia syna w taki fajny sposób, że aż lubię posłuchać.
Tak więc podsumowując, myślę że dla wielu (oczywiście nie wszystkich) facetów etap starań i ciąży jest na tyle abstrakcyjny że nie przeżywają tego tak jak my. Dopiero namacalny efekt tych tematów ich rusza. Ale może to i dobrze, bo skoro same siebie tak nakręcamy to co by było gdyby nasi partnerzy jeszcze dodali presję z ich strony? Jeszcze mialybysmy wyrzuty sumienia, że oni tak bardzo chcą a nie umiemy im tego dać.

Swoją drogą w serialu "hiszpańska księżniczka" (uwaga, trochę spoiler, ale w końcu to historia) opartym na faktach, jest pokazane jak to król Henryk VIII ma parcie na posiadanie syna. Ciągle tylko wrzeszczy na swoją żonę że nie umie dać mu syna, czemu mu nie da syna, czemu Bóg go tak pokarał itp. No przecież jakby mi chłop wychodził z takimi pretensjami to dajcie spokój 😄
 
reklama
Myślę że poza jakimiś wyjątkami to zazwyczaj mężczyzn temat starań aż tak nie dotyka. To nie ich cykle, nie ich ciało, nie ich wizyty po lekarzach czy badania (no bo umówmy się, faceci zwykle co najwyżej zbadają nasienie). Mój też był zawsze w tych tematach bardziej spokojny, cierpliwy niż ja. Też mówił że jak się uda to się uda, nie zastanawiał się co jeśli się nie uda. Może to leży gdzieś w ich naturze, w końcu ewolucyjnie to matki się zajmowały dziećmi a mężczyźni mieli zapewnić rodzinie byt :p więc od wieków byli gdzieś obok tego wszystkiego.
Jak mnie irytowało jak w ciąży męża nie jarały ruchy dziecka w brzuchu. Dla mnie to było cudowne, chciałam żeby tego doświadczył a ten po 10 sekundach mówił "nic się nie dzieje" i wracał do swoich spraw. Ale po porodzie to się licytowaliśmy kto w danym momencie może trzymać dziecko na rękach :D zakochał się totalnie. Teraz jak dzwoni do swojego taty czy babci to opowiada osiągnięcia syna w taki fajny sposób, że aż lubię posłuchać.
Tak więc podsumowując, myślę że dla wielu (oczywiście nie wszystkich) facetów etap starań i ciąży jest na tyle abstrakcyjny że nie przeżywają tego tak jak my. Dopiero namacalny efekt tych tematów ich rusza. Ale może to i dobrze, bo skoro same siebie tak nakręcamy to co by było gdyby nasi partnerzy jeszcze dodali presję z ich strony? Jeszcze mialybysmy wyrzuty sumienia, że oni tak bardzo chcą a nie umiemy im tego dać.

Swoją drogą w serialu "hiszpańska księżniczka" (uwaga, trochę spoiler, ale w końcu to historia) opartym na faktach, jest pokazane jak to król Henryk VIII ma parcie na posiadanie syna. Ciągle tylko wrzeszczy na swoją żonę że nie umie dać mu syna, czemu mu nie da syna, czemu Bóg go tak pokarał itp. No przecież jakby mi chłop wychodził z takimi pretensjami to dajcie spokój 😄
A to prawda, widziałam jakieś wypowiedzi lekarzy i psychologa, ze dla mężczyzny to dopiero to, co namacalne, to takie realne, wiec najczęściej zaczynaja się czuc ojcem w 100% jak ta położna da im to dziecko w ręce, to dla nich taki moment: jestem ojcem
 
Do góry